Państwo Islamskie pokazało, czego się boi
10 kwietnia 2015"To nie był jakiś szczególnie wymyślny atak, który sparaliżował francuską stację TV5 Monde" - stwierdza "Die Welt". "Ale stratedzy terroru PI mogliby już jutro zaatakować kontrolę lotów czy elektrownie jądrowe. Europa jest szczególnie podatna na taki terror w sieci z dwóch względów: Z jednej strony nasze wyobrażenie o dżihadystach nie odpowiada rzeczywistości; dysponują oni bowiem najnowszą wiedzą informatyczną i tylko w sprawach moralności tkwią w epoce kamienia łupanego. Po drugie w Europie panuje przerażająca beztroska, jeżeli chodzi o ochronę cyfrowej infrastruktury. Połowa firm ignoruje niebezpieczeństwo ataków przez internet. Dlatego do działania musi przystąpić ustawodawca. Tyle, że ustawa o bezpieczeństwie cybernetycznym jak dotychczas jest skutecznie udaremniana przez lobby gospodarki".
"Koelner Stadt-Anzeiger" zauważa: "Po ataku hackerów przeprowadzonym w imieniu Państwa Islamskiego aż cierpnie skóra. Jeszcze wyraźniej niż wszelkie pożogi, porwania czy zamachy bombowe unaocznia on bowiem, jak łatwo jest zranić nowoczesne społeczeństwo, zwalczane przez islamistów. Jeżeli hackerzy są w stanie przedrzeć się przez zaporę sieciową, chroniącą stację telewizyjną, czy nie są oni równie dobrze w stanie przejąć kontroli nad elektrowniami jądrowymi i lotniskami? Eksperci uważają, że byłoby to możliwe. To, że po ataku cybernetycznym aż trzech ministrów podążyło do gmachu TV5 Monde i zapewniało o zdecydowanym odporze, jaki rząd da takim działaniom, świadczy tylko o powadze sytuacji".
"Sueddeutsche Zeitung" pisze: "Międzynarodowa społeczność już dawno powinna była stworzyć ogólnie obowiązujące zasady dotyczące internetu. Powinna była... Tyle, że Amerykanie i Chińczycy już od dawna grzebią sobie nawzajem w tajemnicach wojskowych i dlatego nigdy nie podporządkowaliby się żadnej wyższej instancji, jak np. jakiemuś trybunałowi ONZ ds. cyberwykroczeń. Atak na TV5 Monde przypomina zachodnim rządom o tym, że raczej powinno się zapobiegać niż potem po fakcie szarżować wielkimi hasłami. Jak na dłoni widać, jakich korzyści hackerzy przysparzają terrorystycznym bojówkom. Cyberprzestrzeń jest jakby stworzona do asymetrycznej wojny: można się schować, można atakować zza węgła, małym nakładem można wiele osiągnąć".
"Frankfurter Allgemeine Zeitung" uważa, że "Cyberatak na stację TV5 Monde mógł być zaskoczeniem tylko dla tych, którzy do tej pory nie doceniali dżihadystów spod znaku PI, sądząc, że chcą oni tylko przywrócić ład z VII wieku. (...) Nie tylko rządy zorientowały się w niebezpieczeństwie nowego cyberdżihadu. Także hackerski kolektyw Anonymus stał się niespodzianie ich partnerem w walce z cyberwojownikami PI. Wspólnie bronią oni teraz naszej wolności. Anonymus atakuje strony i konta PI w mediach społecznościowych, żeby udaremnić szerzenie ideologii dżihadystów, pełnej pogardy dla człowieka. Państwo Islamskie, obierając za cel ataku stację telewizyjną pokazało, czego się boi: atrakcyjności wolnego świata".
"Nuernberger Nachrichten" pisze: "Ten atak powinien być sygnałem alarmowym dla Zachodu, który już dawno powinien był się obudzić - a już najpóźniej po ataku północnokoreańskich hackerów na koncern Sony, który pod taką presją wycofał satyryczny film o dyktatorze Kim Jong-unie. Dla małych państw jak Korea Północna czy terrorystycznych organizacji jak Państwo islamskie, które w bezpośrednim starciu militarnym z Zachodem byłyby bez szans, hackerzy są dziś tym, czym wczoraj byli partyzanci: środkiem asymetrycznej wojny, żeby powoli dopiec silnemu przeciwnikowi".
opr. Małgorzata Matzke