Plany wprowadzenia w aferze VW świadka koronnego
31 października 2015Gazeta "Süddeutsche Zeitung" i rozgłośnie Westdeutscher Rundfunk oraz Norddeutscher Rundfunk, które poinformowały o tych planach, wyrażają opinię, że mogłyby one przyspieszyć i usprawnić wewnętrzne śledztwo w VW w sprawie manipulowania wynikami testu czystości spalin. Wielu pracowników koncernu, którzy mieliby na ten temat coś do powiedzenia boi się, że ujawnienie ich wiedzy mogłoby kosztować ich utratę stanowiska. Dlatego wolą milczeć. W razie objęcia ich statusem świadka koronnego mogliby nie tylko zachować dotychczasowe miejsce pracy, ale także uniknąć roszczeń odszkodowawczych. Status świadka koronnego nie przysługiwałby jednak członkom zarządu koncernu ani wysoko opłacanym menedżerom.
Nowy prezes koncernu VW Matthias Müller powiedział na walnym zebraniu załogi na początku października, że kto przyczyni się do wyjaśnienia afery spalinowej i powie prawdę o swoim w niej udziale, ten nie musi obawiać się żadnych konsekwencji prawnych, związanych z zachowaniem etatu w koncernie. Wygląda na to, że ta obietnica przybiera obecnie kształt specjalnego programu amnestyjnego. "Dlaczego pracownicy zamieszani w tę aferę mieliby składać zeznania, które ich obciążą, jeśli z tego nic nie będą mieli?", pyta "Süddeutsche Zeitung" powołując się na kierownictwo koncernu.
Obawa przed dochodzeniami w USA
Od połowy września, kiedy amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) ujawniła, że VW manipulował wynikami testu czystości spalin, koncern stara się ograniczyć związane z tym szkody. Volkswagen przyznał się już do oszustwa, potwierdzając, że stosowany program zmniejszał ilość szkodliwych spalin, z tlenkiem azotu na czele, podczas badań na stanowisku próbnym. Na całym świecie w takie oszukańcze oprogramowanie zostało wyposażonych prawie 11 mln aut marki VW.
Jednym z powodów wprowadzenia instytucji świadka koronnego i specjalnego programu amnestyjnego w firmie VW jest śledztwo ws. afery spalinowej prowadzone w USA. Gdyby niemieckiemu koncernowi nie udało się jej wyjaśnić o własnych siłach i podjąć stosownych działań, wtedy jego szanse na jako tako zadowalające wyplątanie się z niej na rynku amerykańskim zmalałyby praktycznie do zera, twierdzą członkowie kierownictwa Volkswagena. W takim razie VW musiałby się liczyć z lawiną procesów i jeszcze wyższych żądań odszkodowawczych. Dlatego też w najlepiej pojętym interesie przedsiębiorstwa jest wyjście teraz naprzeciw oczekiwaniom strony amerykańskiej.
Takie rozwiązania już stosowano
Program amnestyjny nie jest w Niemczech niczym nowym. Na takie rozwiązanie zdecydowały się wcześniej koncerny Siemensa i należąca do grupy VW firma MAN, znana z produkcji ciężarówek, autobusów i silników dużej mocy. Oba te przedsiębiorstwa poradziły sobie z aferą łapówkową gwarantując amnestię zamieszanym w nią członkom kadry zarządzającej, z wyjątkiem osób ze ścisłego kierownictwa. Z oferty tej skorzystało kilkaset osób. Volkswagen liczy, że w jego przypadku będzie podobnie.
Oficjalnie jednak koncern nie wypowiada się na temat doniesień medialnych o tych planach. Rzecznik VW ograniczył się do oświadczenia, że śledztwo w tej sprawie, prowadzone przez własnych ekspertów i zaproszonych do współpracy z nimi niezależnych specjalistów, toczy się "na wysokich obrotach".
Od początku przyszłego roku Volkswagen przystąpi do wielkiej akcji wymiany oprogramowania fałszującego wyniki testu emisji spalin i wprowadzenia koniecznych zmian technicznych w pojazdach, które tego wymagają. Chodzi głównie o samochody z silnikiem wysokoprężnym o pojemności 1,6 litra. Na terenie UE akcją tą zostanie objętych ok. 8,5 mln samochodów marki VW. Operację będzie nadzorował Federalny Urząd Transportu drogowego (KBA) a wizyta w serwisie fabrycznym Volkswagena będzie dla posiadaczy samochodów tej marki obowiązkowa.
Niepokojąca ekspertyza Bundestagu
Jeśli okaże się, że po zmianach samochody będą zużywać więcej paliwa, albo okażą się wolniejsze lub mniej zrywne, wtedy ich właściciele będą mogli odstąpić od umowy kupna lub zażądać zwrotu pieniędzy. Do takiego wniosku doszli prawnicy z Departamentu Służb Naukowych Bundestagu w ekspertyzie sporządzonej na wniosek partii Zielonych.
Dla koncernu VW oznacza to dodatkowe kłopoty. Już trzyprocentowa różnica w zużyciu paliwa wystarczy, aby właściciel auta miał prawo do reklamacji, a zwiększone o ponad 10 procent spalanie uprawnia go do odstąpienia od umowy o kupno samochodu. Możliwe jest także domaganie się przez niego od producenta finansowego odszkodowania.
W razie udowodnienia któremuś z menedżerów Volkswagena, że zaniżając wyniki testów czystości spalin popełnił przestępstwo, grozi mu kara umowna w wysokości do 10 mln euro. To tyle co nic, twierdzi ekspert ds. prawnych partii Zielonych Oliver Krischer: "Taki menedżer z uśmiechem na twarzy wyciągnie portfel i z miejsca zapłaci taką grzywnę". Jego zdaniem sprzeczne z prawem działania przedsiębiorstw powinny być znacznie surowiej karane, bo tylko wtedy taka kara będzie skutecznie pełniła funkcję odstraszającą.
rtr, dpa, afp / Andrzej Pawlak