Niemcy i UE spokojnie czekają na wyniki wyborów w Grecji
24 stycznia 2015Kilka dni temu rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert zadał głośno pytanie: Skąd właściwie wzięła się opinia sugerująca, że wyjście Grecji ze strefy euro jest drobnostką? „To nie my, nie niemiecki rząd rozpoczął tę debatę”- odpowiedział sam sobie Seibert. Rzecznik rządu zapewniał, że nie będzie żadnych zmian. Nikt w Berlinie nie zamierza żegnać się z Grecją, zapewniał. Czy naprawdę nikt?
Przecież nie tak dawno sam minister gospodarki i wicekanclerz Sigmar Gabriel oświadczył, że tymczasem strefa euro jest odporna na wszelkie wstrząsy. Nie jest też łatwym celem szantażu Grecji. Jeśli zwycięska koalicja lewicy (Syriza, DW) będzie się upierać przy umorzeniu długu – bardzo proszę! – mówił wicekanclerz. Podobnie wypowiedział się Thomas Oppermann, szef klubu poselskiego SPD w Bundestagu. „Coś za coś, krok po kroku”, powiedział. Niemiecki socjaldemokrata zauważył, że od niemieckiego podatnika nie można wymagać, aby odpowiadał za greckie długi, jeśli Grecy przerwą wdrażanie koniecznych reform.
Obecna sytuacja jest inna niż dwa, trzy lata temu
Wszystkie te opinie wypowiadane są z ostentacyjnym spokojem i z przekonaniem, że obecnie opuszczenie przez Grecję strefy euro nie będzie miało, w przeciwieństwie do okresu sprzed dwóch, trzech lat, poważnych negatywnych skutków.
Europoseł Elmar Brok sądzi, że europejski system bankowy nie jest już tak bardzo uzależniony od rozwoju sytuacji w Grecji. „Musimy wziąć również pod uwagę, że mając unię bankową i szereg różnych przepisów, bylibyśmy w stanie coś takiego lepiej kontrolować”, zauważył niemiecki chadek.
Szefowa partii Zielonych Simone Peter nazwała obecną debatę „nieodpowiedzialną”. Skrytykowała też sposób, w jaki manipuluje się spekulacjami na temat wystąpienia Grecji z eurogrupy. „Jesteśmy obszarem solidarności i chodzi o to, aby dążyć do stabilizacji; trzeba sobie uświadomić grożące konsekwencje”, oświadczyła Peter. Jeśli Grecja nie pozostanie w strefie euro, może to mieć następstwa dla innych krajów, na przykład dla Włoch i Portugalii.
Nowy program pomocowy
Rzeczywiście tak jest. Także z niemieckiego punktu widzenia gra toczy się o wysoką stawkę. Jeśli europejska rodzina strefy euro straci jednego ze swych członków, także cele jej polityki koła ratunkowego okazałyby się chybione – a jest to przecież przedsięwzięcie, które w dużym stopniu doszło do skutku dzięki niemieckiej kanclerz i jej ministrowi finansów. Wolfgangowi Schäublemu i tak już od roku chodzi po głowie kolejny, trzeci pakiet pomocowy dla Greków. „Dla Grecji będzie potrzebny jeszcze trzeci program pomocowy, ale to zostało już dawno temu powiedziane”, oświadczył.
Ta dość spokojna reakcja niemieckiego ministra finansów opiera się na przekonaniu, że nawet z rządzącą koalicją lewicy można prowadzić w Atenach owocne rozmowy. I jak tylko zakończą się greckie wybory, wtedy niejedno żądanie będzie wypowiadane przez polityków w tonie bardziej umiarkowanym.
Demonstracyjny spokój w Brukseli
Zapowiedzi lidera lewicowej Syrizy, że po zwycięstwie w wyborach Grecja nie będzie kontynuowała polityki oszczędności, nie wzruszają też szefa Komisji Europejskiej Jeana-Claude Junckera. Chociaż wszędzie, gdzie się w tych dniach pojawiał, zawsze zarzucany był pytaniami o Grecję. Szef KE zachowuje stoicki spokój i z pokerową twarzą odpowiada dziennikarzom: „Nie mieszamy się w sprawy wyborów w Grecji, ani w debaty. Zobaczymy, jaka jest wola wyborców”. Jednocześnie Juncker informuje natychmiast lapidarnie o tym, co powinno wyborcom dać do myślenia: "Każdy nowy rząd musi respektować zobowiązania, jakie Grecja zaciągnęła wobec międzynarodowych kredytodawców”. Juncker ma na myśli Unię Europejską, unijne parasole ratunkowe, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i tzw. trojkę. To oni pomogli Grecji wrócić na ścieżkę finansowej stabilności. Zobowiązań Grecja ma dużo: przede wszystkim wdrożenie reform aparatu władzy, który nie cieszy się w Grecji sympatią.
Ostatecznie chodzi jednak o pytanie, czy euro ma jeszcze w ogóle w Grecji przyszłość. W Brukseli doradcy finansowi rządzącego obecnie gabinetu są częstymi gośćmi w Brukseli i zapewniają: „Chcemy pozostać w strefie euro”. Po czym słychać zastrzeżenie: „Ale Europa musi renegocjować greckie zadłużenie”.
Tageschau / Barbara Cöllen