Oferta dla rosyjskich uchodźców. Wątpliwe sposoby pomocy
15 lutego 2023Od czasu inwazji na Ukrainę tysiące Rosjan uciekają za granicę. Jedni obawiają się represji z powodu antywojennej postawy, inni próbują uniknąć służby wojskowej. Niemcy są jednym z ulubionych celów, ale przeszkody biurokratyczne są tu wysokie. A wielu z tych, którzy uciekają, jest gotowych zapłacić pieniądze, i to duże. W związku z tym powstają najdziwniejsze usługi doradcze, jak na przykład ta, którą oferuje Sergiej P. w Berlinie: proponuje on Rosjanom chcącym wyemigrować zorganizowane wycieczki do Niemiec, łącznie z wnioskiem o azyl.
Sam Sergiej określa swoją koncepcję jako „ewakuację z imperium Putina" i twierdzi, że nic na tym nie zarabia. Ale za sam pierwszy telefon pobiera ponad 350 euro – twierdząc, że jest tak zasypany zapytaniami, że nie jest w stanie porozmawiać z każdym. Zapewnia, że nie bierze tych pieniędzy sam, przelew idzie na konto jego krewnych w Rosji, na utrzymanie matki. Równocześnie jednak zamieszcza na Instagramie zdjęcia ze swoich podróży: Czasem można go zobaczyć w Rzymie, czasem w Marsylii, czasem na Rodos. I obiecuje swoim rodakom w kraju: „Wy też możecie mieć to wszystko, gdy już się wam uda – tak jak mnie.
Aleksiej Kozlow z Initiative Freies Russland Berlin e.V. tylko kręci głową na takie metody. W ostatnich miesiącach również jego organizacja została zasypana zapytaniami od Rosjan o prawo do azylu w Niemczech. Kozlow mówi: „Doradzanie ludziom w tej sprawie nie jest nielegalne. Ale to, co robi Sergiej P., jest nadużyciem wynikającym z desperacji".
Cudowna przemiana blogera
Siergiej P. ma 39 lat, urodził się w rosyjskim mieście przemysłowym Niżny Tagił, a od lutego 2020 roku przebywa w Niemczech. W swojej ojczyźnie był prześladowany politycznie za krytykę władz. P. miał pretensje do urzędników, ponieważ jego zdaniem nie robili nic w sprawie zanieczyszczenia środowiska w jego miejscowości. Nagłośnił sprawę na Instagramie, a władze odpowiedziały śledztwem.
O jego sprawie informowała również DW, a organizacja Reporterzy bez Granic wspierała jego wniosek o azyl w Niemczech, który ostatecznie został przyznany pod koniec 2020 roku. Niedługo potem Sergiej P. dokonał jednak zaskakującego zwrotu: Szybko usunął konto, na którym krytykował rosyjskie władze, a zamiast niego otworzył nowe: „Imigracja do Niemiec, biuro doradztwa dla azylantów i uchodźców".
Reklamuje się tam jako człowiek szybkich i skutecznych rozwiązań. „Rosyjski paszport w cztery dni, hiszpańska wiza Schengen w cztery tygodnie" – ogłasza na Telegramie. Jak to ma działać? Mówi, że ma w Moskwie przyjaciół, którzy pomagają mu zdobyć dokumenty. Nie wdaje się w szczegóły. Ale cztery dni na paszport to w Rosji niezwykle krótki termin.
Sergiej P. nie ma biura, nie ma licencji adwokackiej i mówi tylko łamanym niemieckim. Ale zna kilku berlińskich prawników i dziennikarzy, potrafi zjednać sobie ludzi, a co najważniejsze: w swoich „konsultacjach" może zapunktować tym, że sam przeszedł przez tryby niemieckiego systemu azylowego.
Własna historia ucieczki do skopiowania
Pod koniec 2020 roku jako jeden z zaledwie kilku Rosjan otrzymał azyl w Berlinie. Podczas gdy niemieckie media informowały pod koniec lata o otrutym rosyjskim opozycyjnym polityku i blogerze Aleksieju Nawalnym, który był leczony w berlińskim szpitalu Charité, Siergiej P. powiedział Federalnemu Urzędowi ds. Migracji i Uchodźców (BAMF), że jest opozycyjnym blogerem ekologicznym z południowej Rosji. Wyjaśnił, że przeciwieństwie do Nawalnego jest nieznany. BAMF uwierzył mu i przychylił się do wniosku o azyl.
Siergiej twierdzi, że nie wymyśla niczego nowego, a jedynie proponuje innym „skopiowanie" własnego przypadku. W ten sposób „krytyczny bloger" wykorzystuje swoje doświadczenie: Pomaga w uzyskaniu wiz Schengen, w zaplanowaniu skomplikowanych lotów, znajduje noclegi, załatwia prawników.
Ale na Telegramie oferuje inne dość wątpliwe usługi: pomoc w znalezieniu powodu do azylu i w „napisaniu historii". I choć twierdzi, że nic na tym nie zarabia, to na każdym z jego kont widnieje napis: „Porady są odpłatne". Zapytany o to, tłumaczy: „Tak, pierwszy telefon może rzeczywiście kosztować do 30 000 rubli", czyli ponad 350 euro. Uważa, że ci, którzy są zbyt leniwi, aby przeczytać wszystkie jego posty, powinni po prostu zapłacić.
Przeciwnicy Putina z prowincji
Maria K. pochodzi z syberyjskiej wioski nad jeziorem Bajkał. 33-letnia nauczycielka nigdy wcześniej nie była za granicą. Latem 2022 roku sprzedaje mieszkanie, dostaje grecką wizę turystyczną i ląduje w Berlinie po kilkunastodniowej, tysiąckilometrowej odysei z międzylądowaniami w Nowosybirsku, Moskwie, Stambule i Atenach. Sergiej organizuje wywiady z niemieckimi mediami. Maria mówi, że była nękana przez rosyjskie służby specjalne z powodu swojej antywojennej postawy. Jako nauczycielka odmówiła rozpowszechniania w klasie zalecanej przez państwo linii dotyczącej wojny. Jeden z jej kolegów miał ją zadenuncjować: „Nie miałam przyszłości w Rosji, prędzej czy później by mnie aresztowali. Ponieważ nie mogłam milczeć" – opowiada DW. Już 27 dni później władze niemieckie udzieliły Marii K. azylu.
Kilka tygodni później w Berlinie ląduje kolejna krytyczka reżimu – znów młoda, niezamężna kobieta, znów z najgłębszej prowincji, tym razem pielęgniarka. Ona również informuje o prześladowaniach państwa w dużym niemieckim dzienniku, ale ma mniej szczęścia: ponieważ wjechała do kraju na włoskiej wizie, władze chcą ją deportować do Włoch. Mimo to nadal przebywa w Berlinie; Sergiej załatwił ponoć azyl kościelny.
1500 euro z góry – i cisza
Jeszcze mniej szczęścia ma para z Sankt Petersburga, której próba wjazdu do Niemiec się nie powiodła. Kłopot w tym, że przelali Sergiejowi 1500 euro, których ten nie chce zwrócić. Od tego czasu 32-letni Danił G. mieszka w Stambule, jego turecka wiza już dawno straciła ważność. Wiosną 2022 roku uciekł bowiem ze swoją dziewczyną z Petersburga przez Uzbekistan do Turcji. Dwójka chciała jechać dalej do Europy, ale nie ma wizy.
Sergiej miał gotowe rozwiązanie: oboje powinni zarezerwować lot do kraju bezwizowego z przesiadką w Niemczech i podczas międzylądowania złożyć wniosek o azyl. Za 1500 euro zaliczki Sergiej zorganizował prawnika, ma kopie pełnomocnictwa. Plan był taki, że prawnik będzie czekał na lotnisku, gdy para ze Stambułu wyląduje. Plan ten jednak nie wypalił.
Danił i jego dziewczyna zarezerwowali loty do Serbii i Maroka, które są krajami bezwizowymi dla Rosjan, ale za każdym razem obsługa linii lotniczych zatrzymywała ich na lotnisku w Stambule. Wieść o sztuczce szybko się rozniosła; linie lotnicze nie przyjmują już pasażerów bez ważnej wizy, którzy rzekomo „chcą tylko przesiąść się do samolotu" w Niemczech.
Gdy Danił prosi swojego berlińskiego pomocnika o zwrot pieniędzy, ten bez większych ceregieli zrywa z nim kontakt. Z kolei Siergiej twierdzi, że wszystkie pieniądze przekazał prawnikowi. Danił składa wniosek o wizę humanitarną w niemieckim konsulacie w Stambule w lipcu 2022 roku – i od tego czasu czeka na decyzję. Jego paszport z wygasłą wizą turecką leży w biurze wizowym niemieckiego konsulatu od ponad pół roku.
Cały czas naprzód
Ci, którzy konfrontują Siergieja P. z tymi wszystkimi szczegółami, poznają jego drugą stronę. Gdy rosyjski program DW doniósł o jego modelu biznesowym, mężczyzna publikuje dziewięciominutowe wideo, w którym z wściekłością oskarża dwóch rosyjskich obrońców praw człowieka o to, że uruchomili publikację na jego temat. Grozi reporterowi DW pozwem i sądowym „zakazem wykonywania zawodu".
Dzień później informuje: medialna informacja dała mu 4000 nowych subskrybentów na Telegramie. Życie toczy się dalej. Zamieszcza nowy filmik z lotniska w Berlinie, znów odbiera kogoś, kto mimo wszystkich przeszkód dotarł do Niemiec. To młody człowiek, rzekomo uciekający przed mobilizacją i zakazem opuszczania kraju. Chwali się: „Umożliwiłem mu przyjazd do Europy". Całkiem bezinteresownie, oczywiście.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>