Obama i Merkel. Dzieje niełatwych relacji
17 listopada 2016Niemcy wiwatowali w 2008 roku na cześć nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jednak wcześniej, w czasie kampanii wyborczej, Angela Merkel zrobiła mu już afront swoim zachowaniem: Latem 2008 roku odmówiła mu pozwolenia na wygłoszenie przemówienia przed Bramą Brandenburską.
Ówczesny kandydat Demokratów na prezydenta USA musiał zadowolić się wystąpieniem przy Kolumnie Zwycięstwa (Siegessäule), gdzie jak drugiego Kennedy´ego i zbawcę po dobiegającej końca erze Busha świętował go dwustutysięczny tłum.
Wojną w Iraku Bush wbił klina między Stany Zjednoczone i część Europy. Niemcy, których przywódcą był wtedy socjaldemokrata Gerhard Schröder, były kategorycznie przeciwne tej wojnie. Merkel jednak jako przywódczyni opozycji politycznej była po stronie Busha.
Także w 2009 roku, pierwszym roku swojej kadencji, Obama, pomimo dwóch wizyt w Niemczech, omijał Berlin szerokim łukiem. Uznano to za afront. Później też między Merkel i Obamą relacje były dość chłodne. Miało to konkretne polityczne powody – przede wszystkim chodziło o głos wstrzymujący się Niemiec przy głosowaniu w 2011 roku w Radzie Bezpieczeństwa ONZ ws. rezolucji upoważniającej do operacji wojskowej w Libii.
"Mieliśmy za czasów Obamy ogromne problemy"
Ale nie tylko z tego powodu. Amerykanista Josef Braml, ekspert Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej (DGAP) w Berlinie uważa, że w retrospektywie relacje transatlantyckie za kadencji Obamy nie były najlepsze: - Mieliśmy ogromne kłopoty, ponieważ Obama zmuszony do zajmowania się problemami wewnętrznymi, zrzucał na nas odpowiedzialność w kwestiach polityki bezpieczeństwa czy polityki gospodarczej, co nam wcale nie było w smak.
Pomimo konfliktów – czy raczej z tego powodu – Obama uhonorował w 2011 roku kanclerz Niemiec Medalem Wolności, najwyższym odznaczeniem USA przyznawanym cudzoziemcom.
Czy to był gest pojednania, zachęta do przejęcia większej odpowiedzialności? Wtedy eksperci wyciągali takie wnioski.
W 2013 roku Obama otrzymał wreszcie możliwość wystąpienia na tle Bramy Brandenburskiej. On i Merkel położyli sobie ręce na ramionach i zademonstrowali jedność.
Jednak napięcia znów wzrosły, głównie po tym, jak wyszła na jaw skala inwigilacji amerykańskiego wywiadu NSA.
W październiku 2013 roku ujawniono, że NSA (Agencja Bezpieczeństwa Narodowego) włamała się nawet do komórki samej kanclerz. Merkel była najwyraźniej oburzona i powiedziała jedno zdanie, które należy do najbardziej znanych ze wszystkich z jej repertuaru: „Inwigilacja między przyjaciółmi jest niedopuszczalna”. Obyło się jednak bez większych politycznych konsekwencji.
Blisko, coraz bliżej
Im dłużej Obama i Merkel rządzili, tym stawali się sobie bardziej bliscy, zarówno jeśli chodzi o poglądy polityczne jak i relacje osobiste.
Peter Beyer, ekspert ds. stosunków transatlantyckich w chadeckiej CDU Angeli Merkel uważa, że Obama ceni Merkel przede wszystkim za jej „pragmatyzm, wiarygodność i profesjonalizm”. I: „On jej potrzebuje”. W obliczu rosnącego politycznego i ekonomicznego znaczenia Niemiec, nie sposób jest pominąć kanclerz.
Na szczycie grupy G-7 latem 2015 roku w bawarskim Elmau zrobiono chyba najbardziej godne zapamiętania zdjęcie, na którym Obama z rozpostartymi ramionami siedzi na ławce, a Merkel stojąc przed nim na tle Alp gestykulując próbuje mu coś tłumaczyć.
Czy prywatnie się rozumieją? Czy pasują do siebie? Peter Beyer uważa, że oboje „mają różne charaktery“. Ale to wcale nie przeszkadza. - Obama jest utalentowanym oratorem i zawsze wychodzi ludziom naprzeciw - twierdzi ekspert.
Merkel wyraża tylko w kilku słowach to, co najistotniejsze, nie jest wielkim mówcą i nie wywołuje wśród ludzi burzy zachwytu. Obama i Merkel "cenią się nawzajem, ponieważ się uzupełniają" - dodaje Beyer.
Kilka tygodni przed szczytem G-7 Merkel otworzyła granice dla uchodźców. O tej dramatycznej decyzji, która w krótkim czasie przysporzyła jej niechęć zarówno wielu Niemców jak i polskiej prawcy, Obama wyrażał się w samych superlatywach: Merkel „przekonywująco przypomniała nam, że nie wolno nam się odwracać, jeśli nasi bliźni stoją pod naszymi drzwiami”.
Josef Braml nazywa jednak rolę USA w kwestiach uchodźców wątpliwą, a pochwały Obamy pod adresem Merkel uważa za hipokryzję: - Ameryka zniszczyła struktury państwowe na Bliskim i Środkowym Wschodzie: Wojna w Iraku doprowadziła do destabilizacji całego regionu, co pozwoliło na rozprzestrzenienie się tam tzw. Państwa Islamskiego, i dlatego przybywają do nas uchodźcy.
W każdym razie Donald Trump nazwał Hillary Clinton „amerykańską Angelą Merkel”. Mówił, że Clinton chce zrealizować na wzór Merkel „zwariowane otwarcie granicy” dla setek tysięcy muzułmanów także w USA.
Doradcy w fazie przejściowej
Po wyborze Donalda Trumpa w pewnych kluczowych obszarach politycznych Stany Zjednoczone zdają się przeobrażać z sojusznika we wroga Niemiec, szczególnie w kwestiach wolnego handlu, ochrony klimatu, stosunku do rosyjskiego agresora oraz postępowania wobec syryjskich uchodźców.
Jednakże Josef Braml ostrzega przed histerią oraz przed tym, aby zredukować relacje międzypaństwowe do dwóch osób. - To taki stereotyp rozpowszechniony w mediach: Obama teraz jest znów dobry, a Trump kompletnie zły. Stereotypy i personifikowanie niczego nie dają. Uważam to wręcz za groźne.
Obama wkrótce odejdzie. Po co więc ta wizyta? Trump w rozmowie w cztery oczy wyraził duże zainteresowanie utrzymaniem najważniejszych strategicznych relacji, także w NATO – powiedział Obama przed wylotem do Europy. A on sam, Obama, radził Trumpowi, aby poskromił swój „głód” izolacjonizmu.
Z powodu wpływu wyboru Donalda Trumpa na inne kraje Obama czuje, że „spoczywa na nim odpowiedzialność za jego kraj i partnerów”. Zamiast nadąsany siedzieć w kącie, Obama będzie „w okresie przejściowym ważnym doradcą Trumpa”.
Christoph Hasselbach / Barbara Cöllen