Nigeryjczyk Michael: „Marzę o jednym: o pracy“
5 października 2015Kuchenka stoi w piwnicy. Kiedy Michael Williams chce sobie coś ugotować, musi zejść po schodach i dalej przez ciemny korytarz przejść do kuchni. Niezbyt przyjazne otoczenie. Gołe ściany, zlew, kuchenka. – Tu sobie gotuję – pokazuje 29-letni mężczyzna. Często gotuje zupę i ebę, nigeryjską papkę z mąki maniokowej. Potrzebne produkty kupuje w afrykańskim sklepie. Wszystkiego tam jednak nie dostanie. – Brakuje mi wielu przypraw, niektóre są też bardzo drogie. Ale jakoś sobie radzę – przyznaje.
Michael Williams jest jednym z 300 uchodźców, którzy przydzieleni zostali do Bornheim, niespełna 50-tysięcznego miasta w pobliżu Bonn. Razem z 20 innymi uchodźcami mieszka w budynku należącym do miasta. Od listopada 2014 czeka na decyzję władz, czy dostanie azyl czy nie. – Nie wiem, czy będę mógł zostać – mówi Williams. Ta niepewność jest najgorsza. I bezczynność. Raz po raz podkreśla, jak trudno przychodzi mu siedzenie z założonymi rękoma: – Chciałbym móc sam zarabiać na życie, ale muszę czekać.
Trzy łóżka i telewizor
Markus Schnapka, odpowiedzialny w Bornheim za sprawy socjalne, chętnie by zmienił tę sytuację. – Nikt nie zasłużył sobie na tak długie egzekwowanie swojego podstawowego prawa – mówi Schnapka. Do jego zadań należy zapewnienie azylantom dachu nad głową i opieki. Na przebieg procedury azylowejnie ma wpływu, jedyną kompetentną instytucją jest Urząd ds. Migracji i Uchodźców. Problemem są tam jednak braki kadrowe. – Wyraźnie mówimy rządowi federalnemu, że liczba urzędników zajmujących się procedurami azylowymi, musi być zwiększona i to pilnie – zaznacza Schnapka.
Ze ścian w korytarzu schroniska dla azylantów sypie się tynk, cuchnie wyziewami z toalety. – Nie jest tu za dobrze - przyznaje Nigeryjczyk Michael Williams. Ale nie chce się skarżyć. Nie ma też wyboru. – Muszę brać to, co mi się oferuje – dodaje. Pokój dzieli z dwoma mężczyznami z Gwinei. Od pewnego czasu mają przynajmniej telewizor – grzmot z wielkim kineskopem. Gdyby nie wylądował u nich w pokoju, trafiłby na śmietnik.
Większość z 300 imigrantów ubiegających się o azyl mieszka w Bornheim w schroniskach lub prywatnych mieszkaniach. Od niedawna miasto oddało też do ich dyspozycji kontenery mieszkalne – nazywa się je „pawilonami”. Władze starają się, by ludzie ci byli rozproszeni po całym mieście, w jednym miejscu nie powinno mieszkać więcej niż 20 osób. – Unikamy tym samym problemów typowych dla mieszkańców dużych skupisk uchodźców i stwarzamy atmosferę wspólnoty mieszkalnej – tłumaczy Schnapka.
„Nigdy nie chciałem przyjechać do Europy“
Michael Williams nigdy nie przypuszczał, że trafi kiedyś do Niemiec. W Nigerii, gdzie dorastał, jako syn muzułmanina i chrześcijanki nie miał łatwo. W nigeryjskim społeczeństwie często dochodzi do napięć między tymi religiami. Matka Michaela zmarła wcześnie. Kiedy zmarł także jego ojciec, rodzina się go wyrzekła. Michael stracił dom, pracę – po latach także nadzieję, że kiedyś będzie mu łatwiej. W 2012 roku zdecydował się powierzyć swoje życie przemytnikom.
W drodze do Libii, celu podróży, marsz przez pustynię przypłaciło życiem pięć osób. Williams przeżył, dotarł do Libii, szybko znalazł pracę. Latem 2014 doszło jednak do eskalacji trwającej tam wojny domowej. Dla imigrantów, tak jak Michael pochodzących z krajów na południe od Sahary, życie w Libii zrobiło się nie do zniesienia. Wielu padło ofiarami pracy niewolniczej lub rasistowskich ataków. – Nigdy nie planowałem wyjazdu do Europy, ale w Libii nie mogłem zostać – opowiada Michael – Zostałem okradziony i pobity, bałem się wychodzić na ulicę.
Podobnie jak wielu innych zdecydował się na ryzykowną przeprawę przez Morze Śródziemne. Kiedy na przepełnionej łodzi silnik odmówił posłuszeństwa, Michael obawiał się najgorszego. Nikt nie wiedział, co robić. Dopiero po wielu godzinach jednemu z pasażerów udało się znowu uruchomić silnik. W końcu odkrył ich też włoski helikopter i wskazał im drogę do brzegu Europy.
Praca zamiast żebraniny
We Włoszech Michael nie chciał w żadnym wypadku zostać. – Wielu z nas zaczęło żebrać - opowiada. Dla niego żebranina nie wchodziła w grę. – Chciałem dostać się gdzieś, gdzie mogę pracować. Praca jest moim największym marzeniem. Dlatego przyjechałem do Niemiec – tłumaczy. Bornheim może mu jednak dać tylko kurs nauki niemieckiego i oferty spędzania wolnego czasu, organizowane przez wolontariuszy, mówi pracownik socjalny Schnapka. – Dopóki wniosek o azyl nie jest rozpatrzony, nie możemy dać azylantom żadnej pracy; takie jest prawo – wyjaśnia.
O szansach Michaela Williamsa na otrzymanie azylu Schnapka nie chce spekulować. Ale nie są one duże. Według danych Federalnego Urzędu ds. Migracji i Uchodźców, w ubiegłym roku na 4 tys. wniosków a azyl złożonych przez Nigeryjczyków, pozytywnie rozpatrzonych zostało niewiele ponad 300. Williams mówi najpierw, że także odmowę by zaakceptował. Po chwili jednak zmienia zdanie. – Nie mogę wrócić do Nigerii – mówi na pożegnanie. – Jeżeli dostanę odmowę azylu, to równa się to dla mnie wyrokowi śmierci.
Jan Philipp Wilhelm / Fred Muvunyi / Elżbieta Stasik /