Nieznany marsz śmierci
29 stycznia 2021– W 1994 roku ciocia opowiadała mi, że pod koniec wojny naszą ulicą w Glatz maszerowała kolumna więźniów. Ogarnął ją wtedy strach, co teraz będzie z nami – mówi DW Rembert Boese z Hirschbergu an der Bergstrasse na północy Badenii-Wirtembergii. Boese urodził się 700 kilometrów dalej na wschód, w otoczonym górami niemieckim mieście Glatz. 77 lat temu, w 1944 roku. W następnym roku stało się ono polskim Kłodzkiem. Wtedy wraz z rodziną musiał je opuścić. – Pięć lat żyliśmy w Dolnej Austrii, potem trafiliśmy do Darmstadtu.
W Glatz mieszkał na parterze kamienicy przy Luisenstrasse, dzisiejszej ulicy Wandy. Z okna od ulicy widać po lewej duży, ceglany budynek – dawne koszary wojskowe, w których pod koniec wojny mieściły się urzędy finansowy i celny. W tym budynku i należących do niego barakach więźniowie spędzili noc z 29 na 30 stycznia, następny dzień i kolejną noc. 31 stycznia zostali popędzeni dalej, do Frankensteinu, dzisiejszych Ząbkowic.
Zobaczyć to miejsce
W 2006 roku Rembert wybrał się z żoną na dwa tygodnie do Izraela. W Jerozolimie poszli do Jad Waszem, Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu. – Dla mnie, jako Niemki, było oczywiste, że trzeba zobaczyć to miejsce – mówi Ingrid Boese-Opiela.
Ta wizyta nie była ich pierwszym spotkaniem z historią Holokaustu. Wcześniej, już w 1984 roku, pojechali do Oświęcimia. Widzieli zarówno obóz główny, Auschwitz I, jak i obóz zagłady Birkenau, Auschwitz II. – Przedtem sporo o tym czytałam, ale i tak był to wstrząs. Te góry okularów, włosów… Ten niewyobrażalny tłum ludzi, którzy tam zginęli… Ten ogrom Birkenau…
Później byli też w obozie koncentracyjnym Natzweiler-Struthof w Alzacji, położonym 55 km na południowy wschód od Strasburga.
– W Jad Waszem jest pawilon poświęcony marszom śmierci – mówi Rembert. Tak nazwali je sami więźniowie, których Niemcy popędzili na zachód, by nie zostawiać świadków swoich zbrodni. Tych, których opuszczały siły i nie byli w stanie iść dalej, strażnicy zabijali i porzucali na skraju drogi. Marsze śmierci z Auschwitz ruszyły w styczniu 1945 roku. Jeden w kierunku Gliwic, drugi Pszczyny.
– Tam, w pawilonie, jest mapa, a na niej zielona linia zaczynająca się w Auschwitz i prowadząca wzdłuż dzisiejszej polsko-czeskiej granicy do Glatz – wspomina Rembert. – Gdy to zobaczyłem, przeżyłem szok, zdumienie. Zrozumiałem, że ci, którzy w styczniu ’45 przechodzili pod naszym domem, nie byli zwyczajnymi więźniami. To był marsz śmierci z Auschwitz.
„Zrobię im wykład o marszu śmierci”
W 2014 roku Boese był w Kłodzku wraz z delegacją z partnerskiego miasta, heskiego Bensheim. – I wtedy zauważyłem, że zarówno goszczących nas Polaków i naszych polskich przewodników, jak i moich niemieckich współtowarzyszy mało obchodzi historia sprzed 1945 roku. Pomyślałem: „Zrobię im wykład o marszu śmierci”.
Zadzwonił do znawcy najnowszych dziejów Śląska, historyka Arno Herziga, emerytowanego profesora Uniwersytetu w Hamburgu. – Na temat marszu śmierci przez Glatz nic nie wiedział. Ale zachęcił mnie, bym się tym zajął.
Tak zrobił. W stworzonych 70 lat temu przez aliantów Archiwach Arolsen znalazł zeznania więźniów, którzy przeżyli marsz śmierci Auschwitz-Geppersdorf.
– Jego trasa wiodła z Birkenau przez Gliwice, Racibórz, Prudnik, Nysę, do Kłodzka. I dalej przez Ząbkowice, Bielawę, Wałbrzych, Jelenią Górę do Milęcic koło Gryfowa Śląskiego – mówi Rembert. Tam znajdował się obóz Geppersdorf, jeden z podobozów KZ Gross-Rosen.
Z Birkenau do Milęcic
„18.1.1945 opuściliśmy, około 3000 więźniów, w większości Żydów, po części z Francji, Polski, Niemiec, ale przede wszystkim z Węgier, Auschwitz-Birkenau w kierunku Gliwic” – powiedział jeden z ocalałych urzędnikom z Arolsen. W Mikołowie tym, którzy nie nadążali, kazano skręcić w boczną ulicę. Było ich 300-400. „Nikogo z nich nie ujrzeliśmy później, choć mieli do nas ponownie dołączyć w Gliwicach. Czy zostali rozstrzelani, jak opowiadano w obozie w Gliwicach, nie wiem”.
Po 26 godzinach od wyjścia z Birkenau i pokonaniu ponad 50 kilometrów pochód osiągnął obóz w Gliwicach. Więźniowie z kolejnego transportu, którzy dotarli wieczorem, nie zmieścili się już w barakach. Rano ich zamarznięte ciała leżały na terenie obozu.
„21 stycznia mieliśmy jechać dalej pociągiem. Zostaliśmy załadowani, 4500 więźniów, do otwartych wagonów, po 100-130 do każdego” – mówił ocalały. Na odjazd czekali 30 godzin, w temperaturze od 15 do 20 stopni poniżej zera. Po 15 kilometrach pociąg stanął. Padł rozkaz natychmiastowego opuszczenia wagonów. „Komu od mrozu zesztywniały członki i nie był w stanie opuścić wagonu dość szybko lub w ogóle, został zastrzelony.”
Do Raciborza dotarło 1500 więźniów.
Do Kłodzka 1400.
Do Bielawy 1100.
Do Wałbrzycha 750.
Do Jeleniej Góry 400.
Do Geppersdorfu 280. Nawet nie co dziesiąty.
Był już marzec. Od opuszczenia Birkenau minęło ponad sześć tygodni.
15 ofiar w Glatz
Rembert Boese sądzi, że nie wszyscy z tych, którzy nie dotarli do celu, zginęli na trasie marszu. – Niektórych przekazano do innych komand. Najwyraźniej także w Kłodzku.
Według świadectwa, na które natrafił, w Glatz straciło życie 15 więźniów. – Naoczny świadek opisuje dokładnie, jak dzień po odejściu pochodu robotnicy wywozili ich ciała. Ale inne źródła mówią, że w koszarowych barakach byli przetrzymywani więźniowie z tego marszu śmierci aż do 8 maja – dodaje.
Następnego dnia, 9 maja 1945 roku, miasto poddało się bez walki oddziałom 59. Armii I Frontu Ukraińskiego.
Marzy mi się tablica
– Zawsze było tak, że za maszerującymi więźniami jechał chłop na furmance i zbierał ciała zmarłych lub zastrzelonych. Potem chowano je w masowych grobach. Także na cmentarzu żydowskim w Kłodzku jest taki grób. Ale tutaj nikt nie wie, kto jest tam pochowany. A ja jestem przekonany, że to martwi z tych koszar – mówi Rembert.
Taki grób znalazł też po czeskiej stronie granicy, na cmentarzu w Bílej Vodzie koło Jawornika. Z tą różnicą, że tam, na czarnej nagrobnej płycie można przeczytać takie słowa:
WSPÓLNY GRÓB
TRZYNASTU NIEZNANYCH OFIAR NAZIZMU
WIĘŹNIÓW POLITYCZNYCH
OBOZU KONCENTRACYJNEGO BIRKENAU
KTÓRZY ZGINĘLI
NA PEŁNYM CIERPIENIA MARSZU ŚMIERCI
PRZEZ ZIEMIĘ JAWORNICKĄ W STYCZNIU 1945 ROKU
– Marzy mi się, żeby tablica upamiętniająca ofiary tego marszu znalazła się także w Kłodzku, na tym budynku dawnych koszar z czerwonej cegły, w którym później był urząd finansowy. I może jeszcze jedna, na masowym grobie na cmentarzu żydowskim – mówi Rembert Boese.