Tłuste lata?
21 kwietnia 2011Kryzys finansowy nie oszczędził nawet rynku sztuki. Co prawda nie zamknięto w Niemczech żadnej galerii, ale większość zapisała straty na swoich kontach. Gerrit Friese ze Związku Galerii w Niemczech (BVDG) jest przekonana, że skutki kryzysu są poważne, choć być może nie tak bardzo odczuwalne. Jej zdaniem „w latach 2007-2009 doszło do spadku obrotów o 20-25 procent w skali rocznej”. W 2006 roku obroty na rynku sztuki wynosiły 1,3 miliarda euro. Do 2008 roku kupowano dzieła sztuki, sugerując się nazwiskami, a nie jakością czy słabością do kolekcjonowania.
Niemiecki handel dziełami sztuki daleko w tyle
Jednak dużych interesów nie robi się ani na dziełach współczesnych, ani na obrazach dawnych mistrzów, co pokazuje handel dziełami sztuki. Niemcy nie wypadają korzystnie na arenie międzynarodowej. „Niemcom trudno jest zaakceptować to, że największe interesy robi się w Londynie lub Nowym Jorku. Podczas jednego tygodnia nowojorskie domy aukcyjne zarabiają tyle, ile niemieckie w ciągu całego roku” – podkreśla Friese.
Według najnowszych badań przeprowadzonych przez platformę internetową artprice.com od ubiegłego roku największe obroty osiągnięto w Chinach. Na kolejnych pozycjach plasują się Nowy Jork i Londyn. Na niemiecki rynek negatywnie wpływa silna regionalizacja. Nie ma stałego miejsca, gdzie spotyka się środowisko w odróżnieniu od USA, Wielkiej Brytanii lub Francji. Jednak Gerrit Friese dostrzega tez pozytywne strony zjazdów kolekcjonerów w różnych miastach, m.in.: w Hamburgu, Berlinie, Dreźnie czy Monachium.
Sabine Oelze / Monika Skarżyńska
red. odp. Bartosz Dudek