1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecki polityk: Trzeba zachować ducha Krzyżowej

29 listopada 2019

Przesłaniem Krzyżowej jest pojednanie między Niemcami a Polakami. Trzeba uporać się z zadrażnieniami i zachować ducha Krzyżowej - mówi Bernhard Vogel*.

https://p.dw.com/p/3Tu7A
Bernhard Vogel
Bernhard Vogel Zdjęcie: dapd

Deutsche Welle: Panie Premierze, podobno 9 listopada 1989 roku doświadczył Pan w Polsce, jak szybko można zakończyć kolację?

Bernhard Vogel*: – W rzeczy samej. 9 listopada 1989 roku zasiedliśmy do kolacji z ówczesnym premierem Polski. Uderzyło mnie, że kanclerzowi (Helmutowi Kohlowi - red.) co chwilę przynoszono jakieś karteczki. Częściej niż do tego przywykłem. Pomyślałem więc, że coś ważnego się wydarzyło. Ale dopiero, gdy pozwolono nam wstać, usłyszeliśmy, że w Berlinie dzieje się coś niesamowitego, coś nieprzewidzianego: granica przy Bramie Brandenburskiej jest otwarta i tysiące Niemców płyną ze wschodu na zachód, a później także z zachodu na wschód.

DW: Podobno krótko przedtem Lech Wałęsa pytał kanclerza, czy Niemcy są przygotowani na upadek muru?

– Przed kolacją rzeczywiście doszło do takiej rozmowy. Jak wieść głosi, Wałęsa miał wtedy mówić o rychłym zjednoczeniu Niemiec. Ale bez odwoływania się do muru, bo przecież on także o niczym nie wiedział.

DW: Pamięta Pan jeszcze swoje odczucia z tamtych chwil?

– Przede wszystkim było to kompletne zaskoczenie. Nie mogłem uwierzyć w to, co przez całą noc oglądałem w telewizji. A także odrobina żalu, że nie jestem w Berlinie.

DW: Jak reagował kanclerz? Czy on uwierzył?

– Późną nocą z 9 na 10 listopada Helmut Kohl przyszedł do nas i powiedział, że przerwie tę podróż. To absolutnie niezwyczajny krok, zwłaszcza podczas tej trudnej wizyty w Polsce. A do tego jeszcze następnego dnia rano w programie była rozmowa z komunistycznym prezydentem Polski.

Helmut Kohl był jednak przekonany, że w tej sytuacji musi być w Berlinie. Z pewnością miał też z tyłu głowy, że Konrad Adenauer nie pojechał tam natychmiast, gdy w 1961 roku zaczęło się budowanie muru, ale dopiero po jakimś czasie [dziewięciu dniach], co było mu potem długo wypominane.

Kohl chciał lecieć do Berlina za wszelką cenę, ale było to wtedy nadzwyczaj trudne, ponieważ niemiecki samolot wojskowy nie miał prawa przelotu nad terytorium NRD. Musiał więc lecieć przez Szwecję do Hamburga i przesiąść się tam na amerykański samolot, przez co ta podróż znacznie się przeciągnęła.

DW: Ale delegacji niemieckiej kazał pozostać w Warszawie i czekać. Podobno nikt nie wierzył, że wróci?

– Grzecznie, ale dobitnie polecił nam zostać w Warszawie. Pokusa wyjazdu wraz z nim do Niemiec była bardzo duża. Ale jego życzeniem, żeby nie mówić o nakazie, było, abyśmy zostali, bo wróci. Nie wierzyliśmy w to.

Poleciał 10 listopada rano. Myśleliśmy, że już go nie zobaczymy. Ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu wrócił wieczorem 11 listopada. Wizyta była kontynuowana zgodnie z planem.

DW: A przy tym dla Pana akurat następny dzień był szczególnie ważny. 10 listopada miał Pan otworzyć pierwsze biuro Fundacji Adenauera za żelazną kurtyną. Günther Schabowski ukradł jednak Panu show.

– Tak było. Helmut Kohl zaprosił mnie na tę wizytę, a ja chciałem ją wykorzystać jako prezes Fundacji Adenauera, by wraz z polskim premierem i niemieckim kanclerzem otworzyć jej pierwsze biuro na obszarze Układu Warszawskiego. Jednak musiałem się obejść bez obu tych mężów stanu. Ale biuro otworzyliśmy.

DW: Zgodnie z planem?

– Dokładnie we wcześniej określonym terminie. O ile dobrze pamiętam, był tam Władysław Bartoszewski.

DW: Kanclerz powrócił, a następnie ruszył do Krzyżowej. Nie poleciał helikopterem, jak planowano, ale pojechał autobusem. Pan był z nim. Jak wyglądała ta podróż?

– Przed nami nadal piętrzyły się trudności. Z powodu mgły nie można było lecieć. Ale Kohl nalegał. Msza w Krzyżowej w żadnym wypadku nie mogła została odwołana. Między trzecią a czwartą w nocy ruszyliśmy więc autobusami z Warszawy. W niedzielę rano dotarliśmy do Krzyżowej.

Kanclerz Kohl i premier Mazowiecki w czasie Mszy Pojednania w Krzyżowej (12.11.89)
Kanclerz Kohl i premier Mazowiecki w czasie Mszy Pojednania w Krzyżowej (12.11.89)Zdjęcie: picture-alliance/dpa

DW: Jakie były Pańskie pierwsze odczucia, gdy ujrzał Pan ten majątek i pałac?

– Trzęśliśmy się z zimna. A pałac w Krzyżowej chylił się ku upadkowi. Nie wiem nawet, czy w ogóle można było tam wejść. Nabożeństwo odbywało się na dużej łące przed nim.

A ja cieszyłem się przede wszystkim, że w tym uczestniczę. Byłem poruszony samą Krzyżową, ponieważ Krąg z Krzyżowej był dla mnie od dawna bardzo ważny. Być w miejscu, w którym powstał, było przeżyciem. Ale tym naprawdę poruszającym i do dziś decydującym momentem było przekazanie sobie znaku pokoju przez Mazowieckiego i Kohla podczas mszy celebrowanej przez arcybiskupa Nossola.

DW: Autobusami – tak samo, jak i Pan, jak i kanclerz – przyjechały też dwa, trzy tysiące Niemców z Górnego Śląska. Jak to wyglądało, gdy w końcu zobaczyli oni Helmuta Kohla?

– Było tu wielu ludzi, nie tylko pochodzenia niemieckiego, ale też wielu Polaków. To przydawało tej chwili szczególnego znaczenia. Dziś łączymy ten znak pokoju z upadkiem muru berlińskiego. Wtedy jednak nie można było jeszcze przewidzieć, co on oznacza; że za rok dojdzie do zjednoczenia Niemiec. Wiele przeszkód było jeszcze na tej drodze. Dopiero z perspektywy czasu z 12 listopada kojarzymy i znak pojednania między Polską a Niemcami, i początek zjednoczenia Niemiec.

DW: Jak czytałem w wielu tekstach, fakt, że ten gest pozostał w pamięci i nabrał takiego znaczenia, zawdzięczamy niewielu ludziom ze społeczeństwa obywatelskiego, którzy zadbali o pamięć i o Kręgu z Krzyżowej, i o tym geście…

– …a zwłaszcza biskupowi Nossolowi, który i tak już zrobił niezmiernie wiele na rzecz pojednania między Niemcami a Polakami i Polakami a Niemcami na Śląsku. To dzięki niemu ta msza została odprawiona tutaj, bo na Górze Świętej Anny było to z powodu protestów niemożliwe. I to także on uparł się, żeby doszło do przekazania sobie znaku pokoju. Byli przecież ludzie, którzy próbowali to uniemożliwić i nakłaniali go do pominięcia tej część liturgii. Biskup Nossol tego nie zrobił. Bez niego nie byłoby tego znaku pokoju.

DW: Jakie były pierwsze reakcje po opuszczeniu Krzyżowej?

– Przede wszystkim mogliśmy powrócić do Warszawy helikopterami, bo mgła się rozeszła. Ale następny problem był już przed nami. Następnego dnia mieliśmy lecieć do Oświęcimia. Jednak znów była mgła. I Kohl znów nalegał, żeby w żadnym wypadku nie pominąć Oświęcimia. Dlatego ponownie ruszyliśmy w drogę autobusami, tym razem jeszcze o godzinę wcześniej.

DW: Czy kanclerz komentował te dwa wydarzenia w Krzyżowej i w Oświęcimiu?

– Tak, już choćby przez to, że nie chciał, aby z programu wypadła msza pojednania w Krzyżowej i żeby wypadła zeń podróż do Auschwitz – mgła, czy nie mgła. Ta wizyta miała bowiem oznaczać nowy początek z pierwszym demokratycznie wybranym premierem Polski i miała zawierać właśnie te znaki: z Krzyżowej i z Oświęcimia. Z dobrze znanym Kohlowskim uporem nalegał na to tak długo, aż rzeczywiście tak się stało.

30. Jahrestag der Versöhnungsmesse in Kreisau -
Bernhard Vogel (z prawej) i abp Alfons Nossol (Krzyżowa, 11.11.19)Zdjęcie: DW/A. Pędziwol

DW: Pan już wprawdzie o tym wspomniał, ja jednak zapytam: Co Pan wiedział w tamtym czasie o Krzyżowej, a zwłaszcza o Kręgu z Krzyżowej? Jakie znaczenie miała ta historia dla tego, co wydarzyło się tamtego dnia, 12 listopada 1989 roku?

– Ponieważ studiowałem historię, byłem oczywiście świadomy znaczenia Kręgu z Krzyżowej i jego oporu przeciw Hitlerowi. Ale wzruszające było dla mnie samo znalezienie się w Krzyżowej, gdzie Krąg z Krzyżowej, nazwany tak zresztą nie przez jego członków, lecz przez nazistów, spotykał się trzy razy – nie w pałacu, ale w Domu na Wzgórzu.

DW: To Gestapo wymyśliło tę nazwę.

– Do dziś jestem wdzięczny, że Krąg z Krzyżowej w ogóle istniał. Że był w Niemczech opór przeciwko Hitlerowi, a nie tylko w krajach walczących przeciw Niemcom.

DW: Gdy dziś patrzy Pan na wydarzenia sprzed 30 lat, co Pan myśli? Warto było jechać tamtej nocy do Krzyżowej? Czy Niemcy i Polacy naprawdę się pogodzili?

– Jestem wdzięczny, że mogłem znów przyjechać do Krzyżowej i przypomnieć sobie te wydarzenia sprzed 30 lat. Przesłaniem Krzyżowej jest pojednanie między Niemcami a Polakami. W ostatnich trzech dekadach doszło wprawdzie raz czy drugi do godnych ubolewania, ale nie niezrozumiałych zadrażnień. Trzeba się z tym uporać i trzeba zachować ducha Krzyżowej. Niemcy i Polacy są sąsiadami, są od siebie zależni i potrzebują przyjaznego, wzajemnego porozumienia.

DW: Panie Premierze, dziękuję Panu bardzo za rozmowę.

* Bernhard Vogel (urodzony w 1932 roku w Getyndze) był od 1967 roku ministrem kultury, a następnie premierem Nadrenii-Palatynatu (1976-88). Po upadku muru berlińskiego został premierem Turyngii (1992-2003). W latach 1989-93 i 2001-9 kierował Fundacją Konrada Adenauera. Dziś jest jej honorowym prezesem.