Niemiecki oficer w "Die Welt”: Polacy wciąż się boją Rosji
8 czerwca 2016Klaus-Peter Kiser wciąż pamięta, gdy w 1995 roku po raz pierwszy przyjechał samochodem z Berlina do Warszawy. "Konfrontacja z tutejszym fatalnym ruchem drogowym była jak daleka podróż. Nie było żadnych supermarketów, tylko jakieś małe sklepiki, na dodatek zabezpieczone kratami. Podobnie jak domy - kraty i alarmy" - wspomina niemiecki oficer.
Od swojej matki, która po wojnie - jako Niemka - musiała uciekać z południa Polski, dowiedział się, że "prawie zawsze leży tam śnieg i cały rok można jeździć konnymi saniami".
Zaskoczenie numer jeden: W Polsce jest ciepło i świeci słońce. Takie było pierwsze wrażenia człowieka, który miał w tym kraju spędzić kolejnych dwadzieścia lat życia i znacząco wpłynąć na kształtowanie współpracy polsko-niemieckiej.
Major Kiser w roku 1995 podróżował w niemieckim mundurze, ale najwyraźniej nikomu to nie przeszkadzało. Młody człowiek przybył tu, gdy młoda demokratyczna Polska zadeklarowała gotowość nie tylko do wysyłania swoich studentów do niemieckich akademii wojskowych, lecz także do przyjmowania u siebie studentów stamtąd.
"Polska? Już nigdy stamtąd nie wrócisz"
I tak, Klaus-Peter Kiser zameldował się w Akademii Obrony Narodowej w Warszawie-Rembertowie.
Zaskoczenie numer dwa: "Niesłychana otwartość i gościnność. Ani razu nie doświadczyłem przykrości związanych z tym, że jestem Niemcem".
Jego rodzina w Niemczech była jednak sceptyczna. "Polska? Już nigdy stamtąd nie wrócisz" - narzekali. Okazało się, że w sumie mieli rację. Klaus-Peter Kiser, z małymi przerwami, do dziś stacjonuje w Polsce. Najpierw był tu jako student, potem jako oficer z kadry instruktorskiej, następnie jako attaché wojskowy, a ostatnio jako naczelnik wydziału w Centrum Szkolenia Sił Połączonych (JFTC), jedynej kwaterze NATO w Europie Wschodniej.
W tym czasie widział, jak zmieniała się Polska: wielu żołnierzy, którzy dwadzieścia lat temu gnieździli się w małych mieszkankach - rodzice spali w dużym pokoju na wersalce - dziś ma swoje własne domy.
Klaus-Peter Kiser na początku miał polskich przełożonych i musiał nauczyć się ówczesnych zwyczajów: "Na przykład podczas wykładów trzeba było wstawać, odpowiadając na pytania". Wkrótce jednak niektóre zaczęły się zmieniać. "Jak to się robi w NATO?" było jednym z najczęściej zadawanych pytań. Wkrótce, wykładowca prowadził zajęcia, podczas których można było odpowiadać na siedząco.
Żołnierze mogą zgłaszać pomysły
W Polsce nie zdarzało się często, a na pewno nie w wojsku, by podwładni zgłaszali własne pomysły lub kontrpropozycje. Zainteresowanie tym, jak to wygląda na Zachodzie, a szczególnie w przypadku koncepcji "Innere Führung" (dowodzenie wewnętrzne) Bundeswehry, było więc duże. Polacy ponadto chcieli, jako niekwestionowani mistrzowie improwizacji, nauczyć się "niemieckiej" umiejętności planowania.
Zniknął też strach przed Niemcami także u tych, którzy stracili krewnych w obozach koncentracyjnych. "Dziś mamy już inne czasy" - mówiło niemieckiemu oficerowi wielu Polaków. Sprawa odeszła w przeszłość. Inaczej za to wyglądał stosunek do Rosji: "Tu niezmiennie panuje wielka ostrożność, nieufność, a nawet strach".
W związku z tym wciąż słychać pytanie, dlaczego zachodni alianci, wśród nich Niemcy, nie zrobili nic w ciągu kilku lat przed aneksja Krymu, by zaktualizować plany działań kryzysowych NATO. "Chcielibyśmy czegoś więcej. Wy, Niemcy, przecież też stoicie na straży granic Paktu" - taką opinię Klaus-Peter Kiser zaczął słyszeć coraz częściej.
Rzeczywiście, Rosja już podczas manewrów w roku 2009 przeprowadziła symulowany atak rakietowy na Warszawę. "Gdy ćwiczymy, opieramy się na fikcyjnej geografii" - tłumaczy oficer.
W JFTC w Bydgoszczy na północy Polski NATO szkoli sztaby swoje i krajów partnerskich, między innymi, przed misjami w Afganistanie. "Trwa to do trzech tygodni. Na przykład ćwiczymy trudne sytuacje na ulicach, ale także w fikcyjnych krajach" - wyjaśnia rozmówca "Die Welt".
Obecnie, Klaus-Peter Kiser ma w bydgoskiej kwaterze Sojuszu status DDO, czyli "najstarszy stopniem niemiecki oficer" (dienstältester deutscher Offizier). W jednostce służy 26 Niemców, łącznie w Polsce stacjonuje około 150 żołnierzy Bundeswehry. Niemcy obecnie są największym oddziałem cudzoziemskim w Polsce. "Współpraca wojskowa w ostatnich latach jest prawie tak intensywna jak z Francją" - dodaje oficer.
Wojskowi w politycznym ukryciu
Co oznacza teraz nowa polityka narodowo-konserwatywnego rządu w Polsce? Pułkownik Kiser w kręgu znajomych zauważa rosnącą niechęć wobec rządzących, "nawet u tych, którzy choć teraz krytykują, często sami nie poszli na wybory".
Znajomi wojskowi natomiast często nie wyrażają opinii, pozostając w politycznym ukryciu: "Wielu z nich woli zachować ostrożność. Mają swoje zdanie, niektórzy są za, niektórzy przeciw. Strach jest zawsze jednak złym doradcą".
We wtorek w Polsce rozpoczęły się największe dotąd manewry NATO pod hasłem "Anakonda 2016". W lipcu, Warszawa będzie gospodarzem szczytu Paktu Północnoatlantyckiego. Życzenie wielu państw na wschodniej flance Sojuszu, by stacjonowały tam jego wojska jako zabezpieczenie przed Rosją, nie zostanie spełnione. Zamiast tego w planach jest rozlokowanie tam stale rotujących jego oddziałów. Zdaniem pułkownika Kisera, to w sumie równorzędne rozwiązanie.
Grupy paramilitarne postrzegane przychylnie
Ogólnie, w porównaniu z Niemcami, od razu daje się zauważyć przywiązanie Polaków do ich armii. "Istnienie tego państwa było przecież wielokrotnie zagrożone" - wyjaśnia rozmówca "Die Welt".
To, że grupy paramilitarne zyskały obecnie na popularności, ma z tym silny związek. "Ministerstwo Obrony Narodowej próbuje teraz owe grupy zintegrować. To na pewno wyjście lepsze od tego, by pozwolić na powstanie równoległego państwa" - ocenia niemiecki oficer.
Tymczasem, Klaus-Peter Kiser i jego żona Bettina mają więcej przyjaciół polskich niż niemieckich. "Wielu z nich będzie nam brakować" - uważa wojskowy. W wieku 57 lat niedługo zostanie przeniesiony do służby strategicznej w Kolonii.
Od razu też rozpocznie tam działalność w Towarzystwie Polsko-Niemieckim. Bydgoszcz jednak nie zostanie osierocona. Pod koniec lipca przybywa nowy oficer, tym razem generał. Będzie dowódcą całego Centrum Szkolenia Sił Połączonych.
opr. Dagmara Jakubczak