Niemiecki koordynator pomocy dla Iraku: „Jesteśmy sami” [WYWIAD]
20 sierpnia 2014Deutsche Welle: Gdzie Pan obecnie działa i jaką zastał tam sytuację?
Friedhelm Simon: Obecnie znajdujemy się w niewielkiej miejscowości Zakho w północnym Iraku, niedaleko granicy z Turcją. W ostatnich dniach przybyło tu bardzo dużo uchodźców; przeważnie Jazydów. Szacujemy, że w tym regionie znajduje się obecnie ok. 150 tysięcy uchodźców. Zostali prowizorycznie zakwaterowani w szkołach, w domach będących jeszcze w stanie surowym albo rozlokowali się na stacjach benzynowych. Brakuje żywności. Miejscowa ludność przynosi uchodźcom owoce; arbuzy. Na razie ci ludzie chętnie pomagają, ale jak długo tak będzie, nie wiadomo.
DW: Planują Państwo rozszerzenie pomocy humanitarnej w tym regionie. Jak należy sobie to wyobrazić? Co jest Wam najbardziej potrzebne?
FS: Na razie organizujemy pomoc dla 2800 rodzin. Rozdajemy paczki żywnościowe, które zawierają wszystko, co ważne, jak cukier, sól, makaron i ryż. Jest to racja miesięczna. Większość rodzin dysponuje sprzętem kuchennym. Mogą więc sami sobie przygotowywać posiłki. Brakuje nam oficjalnej pomocy; również ze strony kurdyjskiej. Krótko mówiąc znikąd nie mamy pomocy. Miejscowe władze są bezradne. To wszystkich przerasta.
DW: Jak funkcjonuje obecnie koordynacja pomocy na miejscu? Czy macie miejscowych partnerów, czy układa się współpraca?
FS: Dobrze układa się współpraca z turecką organizacją pomocy, z którą pracowaliśmy już w ubiegłym roku na granicy z Syrią. Ich pracownicy starają się o żywność, sortują ją i pakują. Bez tego logistycznego wsparcia w ogóle nie dalibyśmy sobie rady.
Wielu uchodźców jest w szoku. Opowiadają o niewyobrażalnym okrucieństwie dżihadystów, co nawet udokumentowali za pomocą komórek. W obozach dla uchodźców pokazano mi zdjęcia ludzi z obciętymi głowami. Zostali w ten sposób ukarani, bo nie chcieli przejść na islam. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem, mimo że w regionach kryzysowych przeżyłem niejedno. I pomyśleć, że w Niemczech islamiści atakowali Jazydów, którzy manifestują solidarność ze swymi braćmi w Iraku. To przerażające.
DW: Przy wszystkim, co ci ludzie przeżyli: czy sądzi Pan, że zechcą kiedykolwiek wrócić w rodzinne strony?
FS: Nie. Nie spotkałem ani jednego uchodźcy, gotowego do powrotu do kraju. Nawet ci, którym udało się dotrzeć w regiony zamieszkałe przez Kurdów, chcą iść dalej do Turcji, bo się panicznie boją, że islamiści opanują również te tereny. Chcą być od nich jak najdalej. Większość myśli o Europie.
DW: Jakie perspektywy uchodźcy mają w regionie, w którym obecnie przebywają? Czy mogą tam pozostać?
FS: Właściwie nie wiemy, co począć z tymi ludźmi. Za jakiś czas nadejdzie zima. Wtedy i tutaj będzie bardzo zimno. W tym krótkim czasie raczej się nie uda zbudować obozu dla wszystkich uchodźców. Miejscowe władze też nie wiedzą, jak się uporać z problemem uchodźców. Ponieważ islamiści wielu odebrali paszporty, nie mogą nawet przekroczyć granicy tureckiej. Czujemy się tu pozostawieni samym sobie. A rząd turecki i tak już ma dosyć problemów z uchodźcami z Syrii.
DW: Niemcy wysłali pomoc humanitarną do Iraku. Bundeswehra dostarczyła już 36 ton dóbr. Więcej ma nadejść w przyszłym tygodniu. Czy Wasz region coś z tego ma?
FS: Do nas, w region przygraniczny, jeszcze żadna niemiecka pomoc nie dotarła. Poza tym nikt nas nie pytał, co jest nam potrzebne. Myślę, że ta pomoc została przekazana w Irbilu w ręce miejscowych władz i zostanie rozdana w tamtych okolicach.
Jesteśmy sami. Poza nami nie ma tu żadnej międzynarodowej organizacji.
Friedhelm Simon od 30 lat koordynuje pomoc humanitarną w regionach kryzysowych w Afryce i Azji. Wcześniej pracował dla organizacji „Welthungerhilfe” (Światowa organizacja zajmująca się walką z głodem) a od 15 lat dla organizacji „Help”. Obecnie ta organizacja działa w północnym Iraku i zaopatruje w żywność 14.000 uchodźców.
rozmawiała Jeanette Seiffert
tł. Iwona D. Metzner