Niemiecki ekspert: „Marka Xi Jinping doznała uszczerbku”
17 lutego 2020Deutsche Welle: Chińskie władze zareagowały późno na wybuch epidemii koronawirusa, ale w bardzo drastyczny sposób: miliony ludzi objęły kwarantanną. Życie publiczne w większym lub mniejszym stopniu zamarło. Było to błędną decyzją?
Maximilian Mayer*: Od systemu politycznego panującego w Chinach czegoś takiego się właściwie oczekuje. Z jednej strony informacje są tłumione, priorytety polityczne mają pierwszeństwo przed zdrowotnymi. Zwłaszcza na lokalnym szczeblu takie podejście było w pewnym sensie normalne. Podobna sytuacja zaistniała podczas epidemii SARS w 2003 roku. Pod tym względem rząd Chin – wbrew swoim twierdzeniom – niczego się od tamtego czasu nie nauczył.
Z drugiej strony objawia się tutaj całe instrumentarium wykorzystywane przez dyktaturę. Wielu Chińczyków było zaskoczonych tym, jak daleko sięgają możliwości kontroli. Chińskie państwo w pełni wykorzystało dostępne instrumenty, w tym nowe technologie, takie jak drony, sztuczną inteligencję i inne, inteligentne systemy nadzoru. Ale sięgnęło też po tradycyjne, analogiczne środki: kontrole w miejscach pracy i na ulicach zostały nagle wykorzystane jako mechanizmy pozwalające codziennie zmierzyć każdemu Chińczykowi temperaturę ciała i nadzorować, komu i kiedy wolno opuścić mieszkanie i wyjść po zakupy. Są to ekstremalne formy kontroli i ograniczenia swobody ruchu. Pozostaje odczekać, czy zatrzyma to epidemię.
Jak długo da się jeszcze utrzymać tak daleko idące ograniczenie swobody ruchu?
Światowa Organizacja Zdrowia odradzała podjęcie tak drastycznych kroków. Ale przy wybuchu takiej epidemii WHO nie może oczywiście krytykować najbardziej dotkniętego nią kraju.
Ale co się stanie, jak kwarantanna zostanie zniesiona i wybuchnie druga fala zarażeń? Bo nie da się ukryć, że rząd nie może miesiącami trzymać ludzi w zamknięciu i bardziej lub mniej dusić gospodarki. Jest to niemożliwe i zdaje sobie z tego sprawę także prezydent Xi Jinping. Musi on znaleźć równowagę między kontrolowaniem epidemii z jednej strony, a rozwoju gospodarczego z drugiej. Tylko tak naprawdę nikt nie wie, jak osiągnąć tę równowagę.
Ponadto, jeżeli porówna się sytuację w różnych miastach, regionach i prowincjach, mamy do czynienia z chaosem koordynacyjnym. Istnieją bardzo różne, mniej lub bardziej rygorystyczne przepisy dotyczące przedsiębiorstw, pracy w domu, robotników sezonowych, szkół i uniwersytetów. Nie wiem, jak rząd chce z jednej strony utrzymać tę kwarantannę, a z drugiej pozwolić przedsiębiorstwom stopniowo wracać do normalnej pracy.
Mimo tych wszystkich zaostrzonych kontroli, Komunistycznej Partii Chin częściowo wymknął się z rąk nadzór nad opinią publiczną. Na portalach społecznościowych toczy się ożywiona dyskusja, zwłaszcza po śmierci lekarza Li Wenlianga, który wcześnie ostrzegał przed nowym wirusem i został ukarany za rzekome rozpowszechnianie „szkodliwych plotek”. Jakie skutki wywarła jego śmierć na świadomość zbiorową?
Po ogłoszeniu wiadomości o śmierci doktora Li nie spałem całą noc, bo widziałem nawet w moich WeChacie i Weibo, co się dzieje w chińskich mediach społecznościowych. Było to bezprecedensowe. Czegoś podobnego nie pamiętam.
Jednym z powodów jest to, że Li był zwykłym lekarzem, żadną postacią polityczną, żadnym słynnym naukowcem czy aktywistą na rzecz praw człowieka. Był normalnym facetem, który wykonywał swoją pracę i który krytykował bezsensowne – i jak się później okazało – ekstremalnie niebezpieczne postępowanie lokalnych władz. Później skrytykował też publicznie zatajanie informacji.
Tragizm tej historii polegający na tym, że akurat on stał się ofiarą koronawirusa, przed którym ostrzegał w końcu grudnia, nawet dobrze nie wiedząc, z czym mamy do czynienia – sprawił, że miliony Chińczyków nagle uświadomiły sobie: to prawda, tak nie można!
Oczywiście nie wszyscy zwrócili się przeciwko rządowi. Są różne rodzaje krytyki, niezadowolenia i frustracji. Ale po ogłoszeniu wiadomości o śmierci Li Wenlianga niewiarygodnie wiele osób zaczęło się domagać wolności słowa. Osoby publiczne, takie jak profesorowie, pisały lisy otwarte. Cenzura i wydział propagandy nie były w stanie nadać tonu tej dyskusji.
Cenzorzy tylko powoli odzyskują kontrolę. Z jednej strony liczne krytyczne komentarze są po prostu usuwane z sieci, z drugiej w państwowych mediach rozpoczęła się w ostatnich dniach kampania propagandowa, mająca pokazać, jak zagraniczni przywódcy i rządy wychwalają chiński rząd za jego działania.
Czy dopuszczona przez pewien czas przez rząd krytyka, była może po prostu próbą upuszczenia pary w społeczeństwie?
Jest to jak najbardziej możliwe. Ale wydaje mi się, że ten wybuch emocji nastąpił tak niespodziewanie, że chiński rząd nie miał czasu, by zdecydować się na taki taktyczny krok. Ostre reakcje całkowicie obezwładniły władze.
Czy to niedostateczne zarządzanie kryzysowe zaszkodziło autorytetowi prezydenta Xi Jinpinga? Czy, tak jak często, winę ponoszą tylko niżej postawieni funkcjonariusze?
Marka Xi Jinping na pewno doznała uszczerbku, to nie ulega wątpliwości. Wyraźnie pokazują to te wszystkie krytyczne opinie.
W tym wypadku nie funkcjonował trik stosowany przez rząd, powiedzenie, że: „No cóż, my wykonujemy dobrą robotę. Ale na lokalnym szczeblu są niekompetentne kadry, korupcja itd.”, słowem odwrócenie uwagi, czy dokładniej zepchnięcie odpowiedzialności za problemy na niższe poziomy.
Oczywiście w dalszym ciągu będą podejmowane takie próby i już toczą się głowy: odeszli właśnie dwaj najwyższej rangi przedstawiciele komisji ds. zdrowia środkowochińskiej prowincji Hubei. Ale myślę, że wielu Chińczyków zdaje sobie sprawę, że ta epidemia jest problemem całego systemu i przede wszystkim wynika ze stylu przywództwa prezydenta. Można zatem przyjąć, że mamy do czynienia z ogromną utratą zaufania do Xi Jinpinga jako osobowości.
Oczekuje Pan, że to obecne polityczne trzęsienie ziemi rzeczywiście doprowadzi do zmiany sposobu myślenia, do zreformowania centralistycznej władzy, czy nawet do większej wolności słowa?
Jest to mało prawdopodobne, chociaż oczywiście trudno cokolwiek przewidzieć. Są różne możliwości: jeżeli kryzys zostanie pokonany szybko lub względnie szybko, istnieje prawdopodobieństwo, że tym bardziej będzie umacniana centralizacja państwa i kontrola opinii publicznej.
Inna możliwość jest taka, że zaostrzy się niezadowolenie w elitach politycznych, w których Xi narobił już sobie wrogów swoją kampanią antykorupcyjną, ale też spiętrzeniem się reform w gospodarce i uprawianiem kultu jednostki przypominającego epokę Mao Zedonga. Dla tych sił w łonie KPCh może istnieć teraz szansa odrzucenia politycznych inicjatyw Xi.
Nie znaczy to, że ktoś go zastąpi na stanowisku prezydenta. Raczej może być tak, że nastąpi przesunięcie sił w partii na jego niekorzyść. Gdyby tak się stało, nie można oczekiwać, że zmienią się na przykład reformy gospodarcze, albo że zostanie zepchnięta w cień rola ideologii, a tym bardziej kult jednostki budowany wokół Xi. Bynajmniej nie znaczy to też, że zmieni się nagle autorytarny system. Na pewno nie powinniśmy oczekiwać liberalizacji, czy wręcz demokratyzacji.
Czyli nadal nie będzie wolności słowa i dalej będzie rozbudowywany system kontroli i nadzoru?
To ostatnie jest już teraz obserwowanym trendem. W tym kryzysie zdrowotnym państwo masowo rozbudowało system kontroli. Powstał rodzaj cyfrowego mechanizmu nadzoru zdrowotnego, który jest sensowny w tym kryzysie, ale może pozostać także później, już po jego pokonaniu.
Taką normalizację środków, podjętych w sytuacji nadzwyczajnej, znamy z ataków terrorystycznych 9/11. Później Stany Zjednoczone ustawowo zatwierdziły ograniczenie, czy wręcz można powiedzieć podkopanie praw i wolności obywatelskich. Pytanie, które zawsze się rodzi: czy coś z tych środków nadzwyczajnych zostanie cofnięte? Czy czysto kryzysowy mechanizm zostanie zniesiony?
Z tego, co wiemy z tzw. wojny z terroryzmem, rozpoczętej po zamachach na World Trade Center i Pentagon z 11 września 2001, wynika jasno: nie, nie zostanie zniesiony. Przeciwnie: raz zainstalowane mechanizmy kontroli, pozostają. Podobnej sytuacji możemy się teraz spodziewać w Chinach. Niektóre z nowych mechanizmów kontroli odnoszące się do zdrowia, po zbadaniu ich efektywności i kosztów, jak najbardziej mogą zostać utrzymane.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>
*Politolog Maximilian Mayer jest wykładowcą na wydziale studiów międzynarodowych placówki University of Nottingham w Ningbo w Chinach. Z powodu kryzysu koronawirusa niedawno wrócił do Europy.