Prasa: zamiast napastnika policjanci zatrzymali dziennikarza
24 sierpnia 2018"Pracownik Krajowego Urzędu Kryminalnego (LKA, odpowiednik Komendy Wojewódzkiej, przyp. red.) zaatakował ekipę ZDF. Zamiast awanturnika policjanci zatrzymali dziennikarza. Całkiem według motta: łże-prasa wynocha. To niesłychane" – komentuje "Sueddeutsche Zeitung". "Oczywiście pracownicy LKA mogą mieć własne przekonania polityczne i dyskretnie je demonstrować. Nikt nie pragnie bezwolnych funkcjonariuszy władzy. Kto jednak razem z Pegidą protestuje przeciwko «systemowi» nie ma nic do szukania w policji i nic w powiązanej z nią administracji.
Samo zwolnienie nie wystarczy. Premier Saksonii powinien jasno powiedzieć: nie ma tolerancji wobec dryfowania na prawo we władzach bezpieczeństwa. Do tablicy trzeba wezwać też ministra spraw wewnętrznych. W całym kraju szerzy się nienawiść do obcych".
Z kolei komentator "Frankfurter Allgemeine Zeitung" uważa, że zachowanie saksońskiej policji wobec ZDF świadczy o tym, że sytuacja ta ją przerosła. "Jednak krótka kontrola dziennikarza jest dozwolona. Pozostaje pytanie komu jest na rękę ta histeria. Kto uznaje Saksonię za państwo policyjne, w którym wolność prasy nie jest respektowana, ten nie wie o czym mówi".
"Tagezeitung" z Berlina komentuje: "Michael Kretschmer popełnił błąd. Saksoński premier stanął bezwarunkowo w obronie swojej policji za jej akcję w czasie wizyty Merkel w Dreźnie. Zrobił to nie informując się wcześniej o co chodzi. Za tę deklarację solidarności będzie on musiał drogo zapłacić. Bo teraz wyszło na jaw, że awanturujący się jegomość w kapeluszu w narodowych barwach Niemiec, który zaatakował operatora ZDF i sprowokował akcję policji, pracuje jako księgowy w wydziale gospodarczym Krajowego Urzędu Kryminalnego Saksonii. Nie jest wprawdzie policjantem, ale pracuje w policji. Tego Kretschmer najwidoczniej nie wiedział.
Także współpracownicy LKA mają prawo do wolności słowa i zgromadzeń .
Jednak polityczne problemy zaczynają się wtedy, gdy w swoim czasie wolnym atakują oni dziennikarzy, a policjanci bez powodu zatrzymują dziennikarzy".
"Żeby była jasność: pracownik Krajowego Urzędu Kryminalnego, który bierze udział w skrajnie prawicowej demonstracji prowokuje do wielu pytań" – komentuje "Die Welt". "To, że młody premier Saksonii zachował się niefortunnie przyznają sami fani Michaela Kretschmera. Ale krytyka nie kończy się na policji, na tym polityku czy na jego partii. Ona skierowana jest na cały jego kraj związkowy. Akurat strażnicy politycznie poprawnych słów i myśli w internecie stosują zasadę zbiorowej odpowiedzialności: Saksończycy żyją jakoby w brunatnym bagnie, trzeba im skreślić podatek solidarnościowy i poddać reedukacji w wielkim stylu. Z tego wniosek: mowa nienawiści jest ok, jeśli trafia we właściwy cel".
Dziennik "Frankfurter Rundschau" pisze: "prawicowi policjanci są tylko jednym z problemów, z którym boryka się ten kraj związkowy od lat: erozja przyzwoitości, szacunku, form grzecznościowych. Saksonia jest podzielona, w szybkim tempie znika zaufanie do instytucji politycznych czy wymiaru sprawiedliwości. Wielu ludzi jest wściekłych i widać to po nich. Nie chodzi często nawet o uchodźców. (...) Saksonia jest od dawna podzielonym krajem w którym jest wiele piękna i dobra, ale też wielu gardzących demokracją, kaznodziei nienawiści i "Obywateli Rzeszy" ich równoległych światach".