Niemiecka prasa: widzimy kandydatów, nie widzimy kanclerza
31 sierpnia 2021"Polityka stoi przed potężnymi narodowymi i międzynarodowymi wyzwaniami, a oglądając pojedynek trzech kandydatów na kanclerza, można było mieć wrażenie, że chodzi tylko o kolejną podwyżkę cen biletów tramwajowych" - pisze dziennik "Die Welt" w komentarzu zatytułowanym "Widzimy trzech kandydatów, ale nie widzimy kanclerza". "Dewizą było - nie narazić się nikomu, wszystkie zmiany odbędą się (prawie) bez kosztów. Rzeczywiście nowym postulatem byłby na przykład powrót do energii atomowej, by osiągnąć cele klimatyczne. Kto by to zaproponował, wywołałby ogromną burzę. To stare niebezpieczeństwo - demokracja nie nagradza za odwagę. (...) Jeśli nawet miało się wrażenie, że Armin Laschet był pod presją swojej partii, jak rzadko przedtem energicznie bronił chrześcijańsko-demokratyczno-liberalnych zasad - nie zakazywać czy nakazywać, ale umożliwiać. I przedstawiając dzień później pierwszy z tematycznych zespołów wyborczych, poszedł nową drogą. Postawił przy tym nie na partyjnych prominentów czy krasomówców, ale na nowe, nieznane twarze".
Z kolei komentator dziennika "Frankfurter Allgeimene Zeitung" zauważa, że w sondażu przeprowadzonym wśród widzów zwycięzcą pojedynku był rywal Lascheta, socjaldemokrata Olaf Scholz. "Zaprezentował się on akurat jako ten, którego SPD nie chciała wybrać na swojego przewodniczącego, jako polityka zbyt mało lewicowego. Niemcom, którzy odkryli w sobie po czasie miłość do niego, przypomina on jednak Helmuta Schmidta i Angelę Merkel, jako jej prawowity następca, naśladujący nawet jej gesty. (...) Scholz byłby jednak królem bez ziemi, kanclerzem na pasku opanowanego przez lewe skrzydło kierownictwa partii. (...) Jury, które oceniało jego występ, nie zawracało sobie jednak głowy pytaniem, jaki los czekałby Scholza w fotelu kanclerza. Laschet został oceniony nie tak dobrze, jak by na to zasługiwał".
Na kłopoty Scholza z własną partią zwraca uwagę także dziennik ekonomiczny "Handelsblatt". "Największą słabością kampanii Olafa Scholza jest jego uchylanie się od odpowiedzi na pytanie, czy rozważa koalicję z partią Lewica. Nawet życzliwi mu stratedzy zadają sobie pytanie: czy nie chce, czy nie wolno mu wykluczyć takiej koalicji? Scholz jest właściwie poważnym człowiekiem, który nie ma nic wspólnego z następczynią SED. Można odnieść wrażenie, że chciałby jasno wykluczyć taką opcję. Ale najwyraźniej nie ma odwagi zrobić tego w obliczu lewaków z SPD, Saskii Esken i Kevina Kühnerta. Trzymają oni Scholza niczym w imadle".
"Zwycięzcami tego wieczoru są wyborcy" - pisze "Sueddeutsche Zeitung". "Przed ich oczami ujawniły się mocne i słabe strony Lascheta, Scholza i Baerbock. W pigułce, czasem z ostrymi akcentami. W każdym razie w taki sposób, że można powiedzieć, że w tych wyborach naprawdę ma się wybór. Wszelkie lamenty, jakoby partie nie różniły się między sobą, w tym roku nie mają racji bytu. Laschet jest inny niż Scholz, a obaj wyraźnie różnią się od Baerbock. Jako wyborca można tylko powiedzieć - to świetnie".