Prasa o AfD: Nasza demokracja przetrwała już niejeden horror
5 września 2016Opiniotwórcza „Frankfurter Allgemeine Zeitung” zastanawia się: „Czy dla SPD i Sigmara Gabriela to dobry czy zły wynik? Nie jest tak zły jak się obawiano, w każdym razie nie tak zły jak zaraz po obaleniu komunizmu, kiedy to na SPD na północnym-wschodzie Niemiec głosowało grubo poniżej 30 procent wyborców. Erwin Sellering (SPD) będzie mógł dalej rządzić. Sukces ten zawdzięcza sam sobie (...). Selleringowi, który na niemieckim wschodnim Wybrzeżu cieszy się dużą popularnością, udało się zmobilizować ten elektorat, który w przeciwnym wypadku nie wziąłby udziału w wyborach lub przyłączyłby się do innego obozu politycznego, przypuszczalnie nawet do AfD. Bowiem także na północnym wschodzie Niemiec dominującym tematem była polityka migracyjna, choć partie głównego nurtu najchętniej by go unikały”.
Dziennik „Süddeutsche Zeitung” z Monachium analizuje: „Kto w Meklemburgii-Pomorzu Przednim zdążył się przyzwyczaić do haseł nienawiści propagowanych przez NPD, ten może pomyśleć, że AfD wcale nie jest taka zła. Z tej perspektywy partia ta jest łagodniejszą wersją NPD, nie budzącą aż takiego obrzydzenia. I w ten sposób doszło do tego, że prawie co czwarty głosujący wybrał skrajną prawicę. Jeśli lubi się zamęt, podekscytowanie, można to, co AfD spowodowała dotąd w niemieckiej demokracji wewnętrznej, określić mianem rzezania piłą łańcuchową. Wycięto nią całe kawałki z bloku CDU/CSU, z SPD, z partii "Lewica". Nie jest to jednak horror, lecz wezwanie, by przycięte partie stały się lepsze, bardziej przejrzyste i różniące się między sobą. Niemiecka demokracja przetrwała już niejeden horror. AfD szerzy chętnie uczucie strachu. Nie trzeba mu się poddawać”.
Dziennik regionalny „Mitteldeutsche Zeitung” z Halle jest zdania, że „AfD jest partią protestu i przejmuje te osoby, które czują się zaniedbane przez polityków. W słabych strukturalnie regionach Saksonii-Anhalt oraz Meklemburgii-Pomorza Przedniego, które ciężko walczą ze demograficznymi zmianami, takich osób jest szczególnie dużo. One właśnie widzą jak w wioskach likwiduje się połączenia kolejowe i autobusowe, zamyka się sklepy z artykułami pierwszej potrzeby, banki i kina. Jednocześnie dociera do nich, że integracja migrantów kosztuje miliardy euro. Zrozumiałe jest głębsze przesłanie tego protestu: dla migrantów są pieniądze, ale dla nas we własnym kraju nie robi się nic. Protest ten stanie się dla pani kanclerz problemem egzystencjalnym. Wyniki wyborów w Meklemburgii-Pomorzu Przednim mają na rok przed wyborami powszechnymi jeden, symboliczny charakter”.
Natomiast „Mittelbayerische Zeitung” z Regensburga (Ratyzbona) pisze: „Wyniki AfD w Meklemburgii-Pomorzu Przednim nie były zwyczajnym protestem przeciwko »tym u góry«, lecz przede wszystkim oznaką wściekłości skierowanej pod adresem Angeli Merkel. Fakt, że bardziej prawicowa partia od bloku chadeckiego teraz osiąga lepszy wynik od CDU, jest czymś nowym w historii Niemiec. W obliczu zbliżających się wyborów powszechnych Angeli Merkel nie będzie łatwo zachować dotychczasowy kurs polityki migracyjnej. Jej krytycy, szczególnie w siostrzanej CSU, dostali wiatr w żagle z północno-wschodniej części RFN”.
Stołeczny „Der Tagesspiegel” konstatuje: „Pewne jest, że w kierunku AfD pcha ludzi także obawa, że podobnie jak w 2015 r. przez kraj może przetoczyć się ponownie tego typu exodus. Oczywiście taka powtórka z milionem osób szukających schronienia byłaby ponad siły wszystkich. Jak daleko posunąć się może realpolitik? Od jakiego momentu ceną kompromisu z Recepem Tyyipem Erdoganem będzie utrata politycznej wiarygodności? Czy pani kanclerz, czy jej rząd są w stanie zapobiec nowym falom uchodźców, a przede wszystkim w jaki sposób? Pytania te pozostaną aktualne do wyborów powszechnych we wrześniu 2017. Jeśli się to rządowi nie uda, oznaczałoby to koniec Angeli Merkel - i to jeszcze przed wyborami”.
Opr. Alexandra Jarecka