Niemiecka prasa o rezygnacji kardynała Marxa
5 czerwca 2021„Frankfurter Allgemeine Zeitung” zauważa:
„Czy to jest punkt zwrotny w Kościele katolickim w podejściu do osobistego uwikłania jego wielu byłych i obecnych dostojników w praktycznie niekończącej się nieszczęśliwej historii przemocy seksualnej i prób jej zatuszowania? Przez dwa dziesięciolecia Reinhard Marx stał na czele diecezji Trewiru i Monachium. Przez sześć lat był przewodniczącym Konferencji Episkopatu Niemiec. Równie długo kierował, jako jej przewodniczący, Komisją Episkopatów UE. Co więcej, papież Franciszek osiem lat temu powołał go do kręgu swoich najbliższych doradców. Ten człowiek (…) rezygnuje teraz z urzędu arcybiskupa Monachium i Fryzyngi. W jego osobie, tak należy odczytać jego list do papieża, krzyżują się i splatają w symboliczny sposób indywidualna porażka i kolektywna niemoc”.
„Frankfurter Rundschau” pisze:
„To, że odpowiedzialność moralna porusza także tych, którzy piastują ważne funkcje i stanowiska, Marx przedstawił w wyjątkowo jasny sposób. Co prawda swoje ustąpienie nazwał decyzją osobistą, ale Marx jest także politykiem. I nawet nie próbował zakamuflować politycznego kierunku swojej decyzji. Brakuje tylko nazwisk w jego ataku na tych, którzy negują systemowe przyczyny kryzysu w Kościele katolickim oraz na przeciwników jego głęboko zakrojonych reform. Jedno z tych nazwisk jest obecnie dobrze znane w Kolonii. A brzmi: Rainer Woelki. Wszystko, co Marx powiedział o metodach manipulowania postępowaniem mającym wyjaśnić nieprawidłowości, wiąże się z działaniami kolońskiego kardynała. Aktualność i wiarygodność krytyki Marxa – na którym, nawiasem mówiąc, od lat ciążą zarzuty, że nie wywiązał się należycie z wyjaśniania przypadków molestowania seksualnego wśród podległych mu duchownych i chce je przedstawić we własnej ekspertyzie – z chwilą jego ustąpienia uzyskują zupełnie nowy poziom. A wraz z nim zwiększa się presja na Woelkiego i innych”.
„Suedkurier” z Konstancji stwierdza:
„Krok kardynała Marxa zaskakuje. Ten arcybiskup stał bowiem w pierwszym szeregu zwolenników wyjaśniania skandali seksualnych w Kościele katolickim. Także jemu, jako przewodniczącemu Konferencji Episkopatu Niemiec, zawdzięczamy chyba w największym stopniu opowiedzenie się za Drogą Synodalną, będącą projektem od dawna potrzebnych reform. Co zatem skłoniło tego duchownego do podjęcia właśnie takiej decyzji? Przede wszystkim – odwaga do złożenia samokrytyki. Marx nie należy do grona tych, którzy w aktywny sposób starają się tuszować skandale w Kościele. Wręcz przeciwnie. Ale także on przez długie lata był dobrze naoliwionym trybikiem w urzędowej, kościelnej maszynerii. Po drugie, musiało go poważnie gniewać to, że inni dostojnicy, którzy przeszkadzali w wyjaśnieniu tych skandali, nadal pełnią swoje funkcje, jak gdyby sami nie mieli nic wspólnego z nieprawidłowościami. Jego palec wskazuje na Kolonię, w której kardynał Woelki dawno już powinien ustąpić ze stanowiska. Ale wskazuje on także na Rzym, ponieważ papież Franciszek także pozostał daleko w tyle za oczekiwaniami, jakie wiązano z nim jako reformatorem w Kościele katolickim”.
„Rhein-Zeitung" z Koblencji analizuje:
„Najpierw do dymisji podał się biskup Hamburga Stefan Heße, a teraz zrobił to Reinhard Marx, osobistość kościelno-polityczna – ku uciesze konserwatystów reformatorzy osłabiają sami siebie. I właśnie to jest tutaj bezproduktywne. Nie chodzi o to, że wspomniani biskupi są oskarżani o osobiste popełnienie nadużyć seksualnych, dlatego należy ponieść konsekwencje. Chodzi o to, że zwłaszcza współcześni biskupi boleśnie uświadomili sobie, co było i jest nadal możliwe w Kościele katolickim. Ale kto ma reformować Kościół, jeśli ustępują biskupi, którzy w końcu teraz tych refom chcą; podczas gdy biskupi, którzy chcą zostawić wszystko po staremu, uparcie trwają na swoich stanowiskach? Ofiarom to nie pomaga".
„Allgemeine Zeitung" z Moguncji zaznacza:
„Należy mieć nadzieję, że Marx wyraźniej połączy swoje „Nie ze mną” z watykańskim sprzeciwem wobec zreformowania Kościoła katolickiego w Niemczech. Na Drodze Synodalnej, która jest czymś w rodzaju ostatniej szansy na utrzymanie kurczącego się stadka wiernych katolików, z Rzymu na razie słychać tylko nietrafione wystrzały. Marx mógł spokojnie stwierdzić, że w oświeconych społeczeństwach nie można wiarygodnie głosić chrześcijańskiego przesłania, jeśli nie są uznawane związki osób tej samej płci, a urzędy kościelne pozostają dla kobiet zamknięte”.
„Augsburger Allgemeine" podsumowuje:
„Kardynał Marx nie oskarża żadnego innego hierarchy. Osobiście ponosi odpowiedzialność „nie tylko za własne ewentualne błędy, ale za Kościół jako instytucję, którą przez dziesięciolecia pomagałem tworzyć i kształtować”. Nie może sam wycofać się z systemu. Ale sam może przynajmniej utorować drogę do nowego początku. Teraz Kościół Katolicki potrzebuje prawdziwego nawrócenia – a to wcina się głęboko w jego ciało. Potrzebuje, by na jego czele stanęli ci, którzy już nie uważają się za nietykalnych”.