Niemiecka prasa o multimilionierze Oezilu: klejnot Erdogana
24 lipca 2018„Frankfurter Allgemeine Zeitung" stwierdza, że Oezil „stał się wręcz tragiczną postacią. Minister sprawiedliwości Niemiec Barley uznała za «alarmujące», że wielki niemiecki piłkarz «z powodu rasizmu nie czuje się już… chciany we własnym kraju». Minister sama podnosi przy tym alarm, ale fałszywy. A sekretarz stanu Berlina Sawsan Chebli uważa odejście Oezila za «najgorsze świadectwo dla naszego kraju» i pyta «Czy kiedykolwiek będziemy jego częścią?». Już przez samo to pytanie pokazuje ona, że od dawna już należy do wielkiej politycznej klasy tych, którzy zawsze stoją po właściwej stronie, szukając powodu jakiegokolwiek nierównego traktowania w pochodzeniu lub nawet «rasie». Czasy te powinny się skończyć. Kto dzisiaj lekkomyślnie posługuje się tą kartą, cierpi na manię prześladowczą i nieodpowiedzialność”.
Ostro z Oezilem rozprawia się „Nordwest-Zeitung" z Oldenburga: „Jaki sygnał mógł wysłać Oezil! Dla tysięcy prześladowanych dziennikarzy. Dla dziesiątek tysięcy więzionych. Za demokratyczny rozwój Turcji. On jednak zdecydował się być klejnotem, propagandowym pomocnikiem Erdogana. I ten całkowicie niezależny pod względem ekonomicznym multimilioner Oezil zrobił to samodzielnie, a nie złe niemieckie społeczeństwo lub zła rasistowska DFB (Niemiecka Federacja Piłkarska – red.)”.
„Jasne, z powodu rasizmu trzeba bronić Oezila jak każdego innego” – pisze „Frankfurter Rundschau". „Trzeba go bronić także przeciwko tym, którzy być może nie są rasistami, ale nie rozumieją, że społeczeństwa większościowe muszą się nauczyć akceptować «dwa serca» u ludzi z migracyjną biografią albo w najlepszym wypadku przyjąć to jako wzbogacenie. Obowiązuje to także wtedy, kiedy ludzie ci wierzą, że wysokie polityczne stanowiska w kraju ich przodków zasługują na szacunek. Ale nie musi to oznaczać obrony akcji, takich jak owa sesja zdjęciowa z Recepem Tayyipem Erdoganem czy wątpliwych tłumaczeń. Byłoby to zwycięstwo prawicowego populizmu, gdyby krytycy tego zachowania trzymali język za zębami, bo Oezil jest atakowany także z prawej strony”.
Według kolońskiego dziennika „Koelner Stadt-Anzeiger" oświadczenie turecko-niemieckiego piłkarza dowodzi, że „stan debaty poświęconej integracji oraz demokracji w Niemczech jest bardziej posępny, niż się spodziewano. Ustawa migracyjna jest być może na długi czas ostatnią szansą stworzenia akceptacji dla ludzi, którzy przynoszą inną kulturę i historię niż ci, których przodkowie mieszkają tutaj od dziesięcioleci lub stuleci. Następnym krokiem musi być zlikwidowanie blokad, które wciąż tak przeszkadzają nowym Niemcom w awansie. Trudno jednak sobie wyobrazić, że uda się to z ministrem spraw wewnętrznych (Horstem Seehoferem – red.), który debatę na temat Oezila uważa za wewnętrzną sprawę nie wiadomo kogo”.
Zdaniem ekonomicznego dziennika „Handelsblatt” byłoby zbyt proste, gdyby tylko Oezilowi zarzucać brak refleksji i jego sprzeciw wobec upolitycznienia „jednego głupiego zdjęcia”. „Chodzi o więcej. Mianowicie o to, jak wypełnimy życiem trudne pojęcie integracji. W Niemczech, gdzie co trzecia osoba poniżej 20. roku życia ma pochodzenie migracyjne, gdzie nie tylko na najwyższych piętrach wielu koncernów mówi się po angielsku, chińsku czy arabsku i gdzie ponad milion uchodźców szuka schronienia, to pytanie musi być dozwolone: Czy umiemy integrację? Co stracimy, jeśli nam się nie uda?" – pyta dziennik.
dom/dpa