Niemiecka prasa o kryzysie NATO: przydałyby się czyny
21 listopada 2019Zdaniem "Frankfurter Rundschau" to nie brak reguł jest problemem. "Problemem NATO są te państwa i szefowie rządów, którzy nie troszczą się o te zasady. Gdyby Donaldowi Trumpowi zależało na NATO, nie wycofałby żołnierzy amerykańskich z północnej Syrii. I gdyby turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan był zainteresowany sukcesem Sojuszu, nigdy by tam nie wszedł. NATO ma problem personalny. To są ci mężczyźni, którzy zepchnęli Sojusz w najcięższy od czasów jego powstania w 1970 roku kryzys tożsamości. I nie zdoła go uzdrowić żadne gremium ekspertów. O wiele ważniejsze byłoby, aby państwa członkowskie UE wreszcie zacieśniły współpracę odnośnie polityki obronności. UE, gdyby tylko chciała, mogłaby odgrywać większą rolę w NATO".
Regionalny dziennik "Neue Osnabruecker Zeitung" konstatuje:
"Stwierdzenie śmierci mózgowej NATO jest przesadzone i jest łatwą do przejrzenia uszczypliwością pod adresem USA ze strony Macrona. Prezydent Francji zainicjował w ten sposób od dawna konieczną debatę. I słusznie, że minister spraw zagranicznych Niemiec, Heiko Maas, ponagla do dalszego politycznego rozwijania Sojuszu. Jednak to sami członkowie powodują, że spada do niego zaufanie. Czy partnerzy mają w ogóle świadomość tego, czym są dla siebie w świecie zrywanych traktatów o rozbrojeniu, w obliczu asymetrycznych i coraz bardziej wyrafinowanych technologicznie działań wojennych oraz coraz silniejszych militarnie Chińczyków? Sojusz, którego egzystencję uzasadnia jedynie zagrożenie ze strony Rosji, nie posiada strategii na przyszłość. Liczy się wspólne spojrzenie na politykę bezpieczeństwa w XXI wieku. NATO pozostanie silne tylko wtedy, kiedy 29 członków będzie mówiło jednym głosem".
Dziennik "Stuttgarter Zeitung" komentuje:
"Dobrze, że z Niemiec nadeszła konstruktywna inicjatywa. Ale dokąd ma zmierzać Sojusz, w tej kwestii Maas pozostaje niejednoznaczny. Doradcy z zewnątrzy powinni opracować propozycje. Mówiąc o politycznych zagrożeniach Maas porusza drażliwą kwestię. Zamieszanie wywołują w rzeczywistości sami politycy. Tylko, że żadna komisja nie pomoże, jeśli szefowie państw i rządów swoimi nieodpowiedzialnymi opiniami sieją wątpliwości co do Sojuszu. Zresztą przydałyby się także czyny. Na przykład można by się zatroszczyć o to, żeby Niemcy szybciej, niż planują, przeznaczyły 2 proc. PKB na obronność. Tu SPD potrzebuje jeszcze korepetycji od Maasa".
Natomiast "Junge Welt" komentując postawę NATO wobec Chin zauważa:
"Francja (...) uważa siebie niezmiennie za morską potęgę na Pacyfiku. Przez patrole swoich okrętów wojennych na Morzu Południowochińskim popada w konflikt z Pekinem. Niemcy z kolei obawiają się utraty globalnych wpływów na korzyść Chin i szukają sposobów, żeby przywołać je do porządku. To są motywy, które we własnym interesie mocarstw UE wydają się niektórym pociągające, by w walce z Rosją o władzę mocniej wesprzeć się na USA. I nie wynika to z rzekomego posłuszeństwa wobec Waszyngtonu, lecz z tego, by wobec Chin, którym samemu trudno dotrzymać kroku, nie pozostać w tyle. Sytuacja jest tak kompleksowa, jak rozbieżności interesów między Berlinem a UE".