Prasa o dostawach broni do Ukrainy: „Zasadnicza zmiana”
27 kwietnia 2022„Handelsblatt” z Duesseldorfu analizuje: „Ramy czasowe, w których Zachód może jeszcze znacząco wpłynąć na zwycięstwo lub przegraną Ukrainy, a przez to także na własne bezpieczeństwo, są coraz węższe. (...) Nie da się zatem uniknąć dostarczenia jej nowoczesnej zachodniej broni i szybkiego przeszkolenia ukraińskich żołnierzy. Istnieją argumenty przeciwko temu, które warto rozważyć, takie jak obawa, że wojna rozprzestrzeni się na kraje NATO. Jednak nikt, kto jest przekonany, że wolność Zachodu jest broniona również w Ukrainie, nie może podarować łatwego zwycięstwa zbrodniarzowi wojennemu Putinowi”.
Zdaniem „Frankfurter Allgemeine Zeitung”: „Dostarczając Ukrainie samobieżne działa przeciwlotnicze, Niemcy wnoszą teraz swój wkład we wspieranie jej przed rosyjskimi najeźdźcami także w sektorze ciężkiej broni. Wraz z planowaną wymianą starego sprzętu radzieckiego i szkoleniem artylerzystów, niemiecka pomoc wojskowa znacznie się zwiększa i zbliża się do poziomu oferowanego jej przez innych sojuszników. Już w przypadku lekkiej broni Niemcy były jednym z najważniejszych jej dostawców, co często pomija się w debacie publicznej. Dla jednego z największych mocarstw europejskich, które tak długo prowadziło powściągliwą militarnie i przyjazną politykę wobec Rosji, jest to kolejna, zasadnicza zmiana kursu, ale także zmiana konieczna”.
„Frankfurter Neue Presse” dodaje: „W obliczu wielkiej ofensywy rosyjskiej we wschodniej Ukrainie, w tej chwili mamy do czynienia z prawdziwym natłokiem wezwań, by dostarczyć jej ciężkie uzbrojenie z Zachodu. Jednocześnie wszyscy nasłuchali, jak minister spraw zagranicznych Rosji Ławrow określił dostawy broni z krajów NATO jako usprawiedliwione cele rosyjskich ataków i mówił o wojnie w Ukrainie jako o wojnie zastępczej, jak również o niebezpieczeństwie wybuchu trzeciej wojny światowej. Ten konflikt nadal zatem eskaluje. W nadziei, że faktycznie uda się powstrzymać Rosjan na polu bitwy, Zachód coraz bardziej pozbywa się skrupułów. Także Niemcy chcą teraz dostarczać Ukrainie ciężką broń. Jednak mimo uzasadnionej krytyki wobec niejasnego komunikatu Urzędu Kanclerskiego, Niemcy postąpiłyby słusznie, nie wysuwając się na czoło tego ruchu. W dalszym ciągu należy też równolegle skupić się na deeskalacji konfliktu ukraińskiego. W poszukiwaniu sposobu na zakończenie tej wojny”.
„Suedkurier” z Konstancji konstatuje: „A więc jednak. Po długich wahaniach rząd niemiecki rezygnuje z oporu i wysyła ciężką broń bezpośrednio do strefy działań wojennych. Ostatecznie zbyt duża okazała się presja wywierana na kanclerza. Wołanie o pomoc ze strony Ukrainy jest coraz głośniejsze, wśród sojuszników narastają wątpliwości co do determinacji Niemiec, a unia CDU/CSU grozi złożeniem własnego projektu w Bundestagu. Mimo to wielu obywateli niemieckich obawia się, że Niemcy krok po kroku wikłają się w wojnę. Scholzowi nie można zarzucać, że traktuje te obawy poważnie. Nie mogą one jednak doprowadzić do sparaliżowania niemieckiej polityki zagranicznej, ponieważ w ostatecznym rozrachunku przynosi to tylko korzyści Putinowi. Najnowsze przykłady straszenia przez rosyjskiego ministra spraw zagranicznych wybuchem wojny nuklearnej pokazują, jak bardzo świadomie i celowo przywódcy w Moskwie grają na tych obawach. Jest to przejrzysta próba zastraszenia Zachodu w celu zapobieżenia zarysowującej się klęsce Rosji w jej napastniczej wojnie przeciwko Ukrainie. Ale także niemiecki rząd nie pozwala się dłużej szantażować w ten sposób".
„Mitteldeutsche Zeitung” z Halle rozważa: „Nie jest też tak, że Niemcy nie udzielają Ukrainie pomocy. Pomagają jej dostawami broni, idącą w miliardy pomocą finansową, przyjmowaniem dziesiątek tysięcy ukraińskich uchodźców, a także swym udziałem w sankcjach gospodarczych przeciwko Rosji ze szkodą dla własnego społeczeństwa. Ukraińcom być może to nie wystarcza, ale to naprawdę bardzo dużo. Do tej pory Niemcom udawało się zachować równowagę w dylemacie, jak można pomóc Ukrainie, nie ryzykując rozszerzenia się tej wojny. Dostawa starych samobieżnych dział przeciwlotniczych Gepard w zupełności pasuje do tej koncepcji. Jest to co prawda ciężki sprzęt, ale nie broń ofensywna. Przy użyciu Gepardów nie uda się odbić Krymu ani przeprowadzić ataku na terytorium Rosji; stanowią one dalszą pomoc dla samoobrony. Jeśli jednak Niemcy dostarczą Ukrainie czołgi Leopard, śmigłowce bojowe czy myśliwce, w praktyce zgodzą się na to, że w wyniku reakcji Rosji staną się bezpośrednią stroną w tej wojnie”.
„Stuttgarter Nachrichten” pisze dość krytycznie: „W Bundeswehrze nauka obsługi, konserwacji i naprawy Gepardów zabiera żołnierzom wiele miesięcy. Najwyraźniej członkowie zarządu producenta tej broni, firmy Krauss-Maffei Wegmann, nie tylko znaleźli sposób na napełnienie kasy pieniędzmi ze sprzedaży wycofanych z uzbrojenia Gepardów, ale także znaleźli sposób, by w jak najkrótszym czasie nauczyć ukraińskich żołnierzy prowadzenia wojny przy użyciu tak skomplikowanego systemu uzbrojenia. Czy tak się stanie, dopiero się okaże. Wtedy też zobaczymy, czy Niemcy naprawdę skutecznie pomagają Ukrainie w obronie, czy tylko zamieniają jej żołnierzy w mięso armatnie. Jeśli projekt Gepard zakończy się niepowodzeniem, niemiecki rząd i niemieckie firmy zbrojeniowe narażą się na zarzut lekkomyślnego posłania na śmierć na polu walki słabo wyszkolonych ukraińskich żołnierzy”.
„Augsburger Allgemeine” ocenia działania kanclerza: „Po inwazji Rosji na Ukrainę kanclerz Olaf Scholz powiedział, że mamy do czynienia z punktem zwrotnym. Jako kanclerz ma prawo także do kształtowania tej epokowej zmiany. Do tej pory jednak nie udało mu się tego uczynić. Powinien zatem wyjaśnić swoją politykę w znacznie większym stopniu niż dotychczas. Ale zamiast się za to zabrać, wciąż pozostaje bierny i ostatecznie poddaje się presji wywołanej zdjęciami przedstawiającymi okrucieństwa popełnione na tej wojnie, presji ze strony posłów koalicyjnych partnerów SPD w postaci partii FDP i Zielonych oraz presji ze strony sojuszników Niemiec z NATO. (...) To zbyt mało jak dla kanclerza, który chce i który musi przewodzić”.