Niemcy: Partie otwierają się na nowe konfiguracje
18 maja 2016Kanclerz Austrii podaje się do dymisji, ponieważ kandydat jego partii - Socjaldemokratycznej Partii Austrii (SPÖ) - przegrywa w pierwszej turze wyborów prezydenckich z kandydatem eurosceptycznej i wrogo nastawionej do migrantów, nacjonalistycznej FPÖ (Partii Wolnościowej). W Niemczech podobny scenariusz byłby nie do pomyślenia, gdyż przywódca państwa nie jest bezpośrednio wybierany przez naród. Niemożliwa byłaby więc podobna reakcja łańcuchowa. A mimo to widać pewne podobieństwa, które zresztą ogólnie wynikają z tendencji politycznych, ze zmian w krajobrazie partyjnym. Zarówno w Austrii jak i w Niemczech socjaldemokraci i konserwatyści najwyraźniej tracą poparcie. Tradycyjne narodowe partie znalazły się w kryzysie.
Ten trend daje się już od dawna zaobserwować w krajach europejskich, podczas gdy w Niemczech jest to raczej nowe zjawisko. W Austrii FPÖ zdobyła wpływy już na przełomie tysiąclecia. Podobnie jest z francuskim ugrupowaniem Front Narodowy (Front National, FN). Jego liderka Jean-Marie Le Pen zyskała dla siebie w 2002 r. przychylność elektoratu w wyborach prezydenckich i wyparła na dalsze miejsce kandydata francuskich socjalistów (PS) Lionela Jospina. FPÖ udało się w 2000 r. dojść do władzy i współrządzić z Partią Ludową (ÖVP) kanclerza Wolfganga Schlüssela. Była to cezura w europejskim krajobrazie politycznym. Spowodowało to prawie roczny bojkot Austrii ze strony Unii Europejskiej w stosunkach dyplomatycznych.
Ceregiele z wyborami prezydenckimi
Tradycyjnie rządzące, demokratyczne partie zyskały mimo to konkurenta w prawicowym spektrum politycznym – być może właśnie z tego powodu. To, że wykluczenie często wywołuje inny efekt od oczekiwanego, daje się właśnie zaobserwować także w Niemczech. Alternatywa dla Niemiec (AfD), zdobywając duże poparcie wśród elektoratu, zwyciężyła w wyborach do parlamentów w trzech krajach związkowych i cieszy się na zwycięstwo w wyborach powszechnych w 2017 roku. Pracowni badania opinii społecznej prognozują dwucyfrowy wynik.
Partia, która jest zdolna do pozyskania tylko jednej piątej elektoratu, ma duży problem. I SPD nie będzie w stanie go rozwiązać, jeśli nie zakończy sporu o kandydaturę na stanowisko kanclerza.
Dlaczego sprawy zaszły tak daleko? Jest wiele powodów i prób wytłumaczenia tego stanu rzeczy. W znacznym stopniu wpłynęły na to zapoczątkowane w 2002 roku przez kanclerza Gerharda Schrödera zmiany w polityce ekonomicznej i społecznej. Możliwe, że w obliczu procesów globalizacyjnych takie działania były nieuniknione, ale z punktu widzenia elektoratu wyborczego socjaldemokratów było to niedotrzymanie danej obietnicy o kierowaniu się zasadą sprawiedliwości społecznej. Od kiedy CDU pod przywództwem Angeli Merkel, piastującej od 11 lat także stanowisko kanclerz, coraz bardziej przesuwała się ze swym programem w kierunku politycznego i społecznego centrum, tym trudniej było i jest socjaldemokratom w tych zmianach dotrzymać kroku chadekom. To bowiem, co programowo zarzuciła SPD, przejęła partia Lewica.
Merkel toleruje populizm CSU
Także CDU Angeli Merkel niekiedy płaci wysoką cenę za zmianę paradygmatów. Na odejściu od zachowawczej polityki rodzinnej i na nowej polityce wobec migracji na pewno korzysta partia Alternatywa dla Niemiec (AfD). Zaś taki sam brak zdecydowania, jaki wykazuje SPD nie tylko w poszukiwaniu kandydata na kanclerza, zdradza CDU wobec swojej bawarskiej siostrzanej partii CSU. Bawarscy chadecy walcząc o utrzymanie swojej pozycji partii narodowej osiągnęli w populistycznej retoryce poziom ksenofobicznej AfD. Angela Merkel wspaniałomyślnie zbywa to milczeniem wiedząc, że jej CDU jest zdana na silną CSU, aby skutecznie wywalczyć dla siebie w wyborach powszechnych w 2017 r. fotel kanclerski.
Z matematycznych wyliczeń wynika, że kontynuowanie koalicji z SPD byłoby dla CDU najprostszą opcją. Ale ta koalicja zawsze była i jest mało ceniona. Nie nadaje się ona, szczególnie teraz, do wyostrzenia profilu własnej partii ze względu na ogromne podobieństwa programowe. Z tego powodu SPD już prawie straciła swój status partii narodowej. Niewiele jest jej bastionów poza takimi miastami-krajami związkowymi jak Berlin, Brema i Hamburg oraz Nadrenią Północną-Westfalią i Nadrenią-Palatynatem.
SPD-Lewica-Zieloni nie mają większości
Wszystkie bastiony SPD słabną i socjaldemokratom grozi wręcz ich utrata. Partia AfD będzie trzymana na uboczu władzy poprzez tworzenie niecodziennych i nowych w politycznym krajobrazie Niemiec trójpartyjnych koalicji. Po wyborach do parlamentów krajowych w marcu br. zawiązały się one w Nadrenii-Palatynacie, gdzie razem rządzą SPD, FDP i Zieloni oraz w Saksonii-Anhalt, gdzie koalicję rządową tworzą CDU, SPD i Zieloni. Tylko w ten sposób można trzymać w szachu zdobywającą wysokie poparcie Alternatywę dla Niemiec.
Tam, gdzie w Niemczech rządziły tradycyjne duopole, powstają nowe konstelacje. W Badenii-Wirtembergii - bez ironii - Zieloni stali się nową partią narodową. Ich koalicjantem mniejszościowym są chadecy, CDU, którzy do 2011 roku tradycyjnie wystawiali swego kandydata na premiera landu. Przy tych konfiguracjach nikogo nie zdziwi, gdy na poziomie federacji po wyborach powszechnych Niemcami rządzić będzie koalicja bloku partii chadeckich CDU/CSU/ i Zieloni. Sensacją byłoby, gdyby w 2013 roku zawiązała się koalicja z SPD, Zielonych i partii Lewica. Z obliczeń matematycznych wynikało wtedy, że było to możliwe. Ale tymczasem nie ma poparcia nawet dla takiej konstelacji, ponieważ (była) partia narodowa SPD straciła jeszcze bardziej poparcie wśród swego tradycyjnego elektoratu.
DW/Barbara Cöllen