Niemcy: sparaliżowana Merkel
10 grudnia 2017– Dla wszystkich stało się teraz jasne, że Merkel znajduje się u kresu swojej kariery politycznej – mówi szef firmy doradczej „Prognos” Christian Böllhoff, patrząc na trwające od miesięcy próby utworzenia rządu w Berlinie. I liczy się z tym, że lada moment rozpocznie się walka o sukcesję po niej. – Najpierw niepostrzeżenie, a potem w coraz bardziej jaskrawy sposób – dodaje Böllhoff.
Od wyborów do Bundestagu minęło dobre dziesięć tygodni. Jeszcze przed Bożym Narodzeniem szykuje się rekord w 68-letniej historii Republiki Federalnej Niemiec. Bo też nigdy od 1949 r. konstytuowanie się rządu nie trwało dłużej niż 86 dni, co też było już rekordem. Tyle potrzebowały CDU/CSU i SPD na zawiązanie wielkiej koalicji pod batutą Angeli Merkel w 2013 roku. Tym razem tworzenie rządu może potrwać nawet ponad sto dni.
Hasło tych dni głosi „business as usual”. Przedstawiciele chadecji czekają na decyzję socjaldemokratów ws. wielkiej koalicji. Do tego czasu rząd federalny „pełni obowiązki”, co nie znaczy, że jest bierny. Kilka dni temu szef dyplomacji Sigmar Gabriel (SPD) domagał się w Berlinie nowego ukierunkowania niemieckiej i europejskiej polityki w stosunkach transatlantyckich. Wystąpienia takie jak to budzą ogromne zainteresowanie polityczne i medialne, i są interpretowane jako sygnał politycznej pewności siebie, niezależnej od kanclerz.
Polityka zagraniczna
Ukształtowanie europejskiej polityki i presja wywierana przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona, sposób obchodzenia się z Koreą Płn., dalsze rozmowy z Turcją… To tylko kilka przykładów czekających na rozwiązanie, pilnych kwestii polityki zagranicznej. W mijającym tygodniu rozeszła się przynajmniej wiadomość, że po dłuższym czasie kanclerz Merkel znowu rozmawiała przez telefon z tureckim prezydentem Erdoganem.
W centrum uwagi „Prognos”, osiadłej w Szwajcarii firmy doradczej i badań nad gospodarką rynkową, od lat znajdują się Niemcy. Jej szef Böllhoff nie obawia w berlińskiej grze na zwłokę wielkich skutków dla gospodarki. Na razie. Ale jest temat, na którym ten polityczny stan zawieszenia może się odbić negatywnie – cyfrowy rozwój kraju. Jeżeli rząd nie powstanie przez trzy-cztery miesiące, skutki będą odczuwalne i będzie to zarazem oznaczało kolejny stracony rok w rozwoju polityki cyfrowej.
Gwarant stabilności
Nawet jednak, gdyby tworzenie rządu miało trwać sześć miesięcy, nie będzie to wywierało „istotnego wpływu na przedsiębiorstwa", uważa Böllhoff. Wystarczy spojrzeć na Holandię czy Hiszpanię, które jeszcze dłużej pozostawały bez stabilnych rządów. Pytanie natomiast, jak odbije się to na postrzeganiu Niemiec z zewnątrz. Zdaniem Böllhoffa nie będzie to pozytywne. – Zwłaszcza z gospodarczego punktu widzenia Niemcy były zawsze punktem orientacyjnym i gwarantem stabilności. Jeżeli zaufanie to zostanie chociaż odrobinę podważone, nie będzie to dobrym sygnałem – tłumaczy ekonomista. Decydującą rolę odegra jednak czas. Jeżeli w efekcie względnie szybko powstanie funkcjonujący rząd, nie pozostaną żadne istotne ślady.
Oczy zwrócone na Merkel
Uwaga szeregu przedsiębiorstw i polityków koncentruje się tymczasem na Merkel, potwierdzają dwaj politycy chadecji, eksperci ds. polityki zagranicznej. Obydwaj byli w ostatnich tygodniach w podróży, m.in. w USA. Jeden z nich, Jürgen Hardt, rzecznik frakcji CDU/CSU w Bundestagu ds. polityki zagranicznej przypomina, że przecież „wiele krajów ma doświadczenia ze skomplikowanym tworzeniem rządu”. Panuje w nich raczej zdziwienie, że w Niemczech robi się wokół tego tyle hałasu. Zainteresowanie większości poza granicami Niemiec koncentruje się raczej na pytaniu, czy Angela Merkel pozostanie kanclerzem. Gdyby nie miało tak się stać, zagraniczni politycy patrzyliby na Niemcy z „dużą dozą niepewności”. Niezależnie od reprezentowanego obozu politycznego, większość wychodzi jednak z założenia, że Merkel znajdzie partnera koalicyjnego lub „siły, by przetrwać bez większości”. Hardt mówi też, że w rozmowach z zagranicznymi politykami i to o różnych poglądach politycznych, spotyka się z niezrozumieniem, że partie takie jak FDP i SPD „najwyraźniej nie chcą rządzić”.
Podobne doświadczenia wynosi ze swoich podróży po świecie partyjny kolega Hardta, także ekspert ds. polityki zagranicznej Andreas Nick. Potwierdza, że z racji obecnej sytuacji politycznej w Niemczech, jest często zagadywany za granicą. – Panuje pewna niepewność, bo po prostu nikt nie jest przyzwyczajony do czegoś takiego w Niemczech – mówi Nick. Swoją cegiełkę dokładają też jednak „częściowo głównie efekciarskie doniesienia międzynarodowych mediów” z tytułami w rodzaju „the end of Merkel” – stwierdza Nick w rozmowie z Deutsche Welle. Równoważy je jednak pewność, że nie jest kwestionowana stabilność Niemiec a konsensus, jaki reprezentują w wielu sprawach demokratyczne partie w Niemczech, gwarantuje wiarygodność niemieckiej polityki zagranicznej.
„Kiedyś tam wkrada się paraliż”
Mimo wszystko: szef „Prognos" Böllhoff , który opowiada się za rządem mniejszościowym, zamiast za ponowną wielką koalicją, dostrzega już cień na politycznym znaczeniu Merkel. Jej pozycja negocjacyjna, którą gwarantowało jej wieloletnie doświadczenie, słabnie i to „odrobinę szybciej, niż i tak by się to stało”. Wszyscy wiedzą, że to ostatnia kadencja Merkel i „wcześniej czy później wkrada się paraliż”. Zdaniem Böllhoffa przeżyjemy jeszcze sytuację, że ten czy inny będzie próbował wykorzystać tę osłabioną pozycję polityczną Merkel. Może to być prezydent Rosji lub USA, ale też część Europy.
Opinię tę podzielają także inni obserwatorzy polityczni. Wśród nich Bert Van Roosebeke, prawnik i ekonomista z Centrum Polityki Europejskiej we Freiburgu zajmującego się strategiami europejskiej polityki. Możliwości przeforsowania przez Merkel jej polityki są „tak małe jak nigdy”. Na pytanie, czy Merkel jest już sparaliżowana w swojej działalności, Van Roosebeke odpowiada zdecydowanym „tak”. – Jeżeli spojrzy się na wyniki wyborów, nie można powiedzieć nic innego, poza tym, że straciła swój wpływ – argumentuje. Ponadto jest normalne, że w ostatniej kadencji szefowej rządu „ogląda się na nią coraz mniej osób”.
Szansa dla parlamentu
Van Roosebeke, który jako rodowity Belg ma doświadczenie z trwającym miesiącami konstytuowaniem się rządu, w słabości rządu w Berlinie dostrzega szanse dla Bundestagu. – Niektórzy zachowują się tak, jakby rząd Niemiec nie mógł o niczym zadecydować w Brukseli. Ale jest to niedocenianie parlamentu – zauważa. Obecna sytuacja w Niemczech – bez nacisku wywieranego przez rząd koalicyjny – jest dla Bundestagu okazją, by przycisnąć rząd federalny i powiedzieć mu, jakie stanowisko powinien zająć w UE. W końcu wszystkie partie reprezentowane w parlamencie mogą podejmować decyzje w superkomisji Bundestagu, prowizorce powołanej do życia do czasu utworzenie się rządu. – Byłaby to teraz dla Bundestagu okazja do skorzystania ze swojej szansy – podkreśla Bert Van Roosebeke.
Christoph Strack / Elżbieta Stasik