Niemcy robią sobie nadzieje na nagrodę w Cannes
17 maja 2016Czegoś takiego Niemcy nie przeżywali na festiwalu w Cannes już od lat: niemiecki film w konkursie tak bardzo zachwycił zagranicznych krytyków, że już głośno mówi się, że powinien zostać wyróżniony.
„Ten film musi dostać jakąś nagrodę”, słychać było wszędzie w sobotę (14.05) po projekcji. „To jeden z faworytów”, powtarzano. A owacje trwały kilka minut.
Mowa jest o młodej reżyserce Meren Ade i jej filmie „Toni Erdmann”.
Z dwóch biegunów
Jest to mądry, wzruszający i jednocześnie bardzo zabawny film o konfliktach między rodzicami i dziećmi. W głównych rolach grają niemiecka aktorka Sandra Hueller i Austriak Peter Simonischek. „Toni Erdmann” opowiada historię Winfrieda i Ines, ojca i córki, którzy z biegiem lat bardzo się od siebie oddalili. Żyją na dwóch biegunach: Winfried jest pogodnym, wesołym nauczycielem muzyki, który zawsze w kieszeni ma gadżet: sztuczną szczękę z krzywymi zębami, którą rozśmiesza ludzi. Natomiast Ines, dobiegająca 40-tki, robi karierę jako doradca firm i świetnie radzi sobie w środowisku zdominowanym przez mężczyzn.
Po tym jak Winfriedowi zdycha pies, spontanicznie postanawia odwiedzić Ines, realizującą jakiś projekt w Rumunii. Dochodzi do awantury, Winfried wyjeżdża, by powrócić w przebraniu jako Toni Erdmann: z krzywymi zębami, rozczochraną peruką i żywym temperamentem. Ale właśnie tej przerysowanej postaci udaje się otworzyć Ines oczy. Dostrzega ona pustkę swojego życia, groteskowe zachowania i pozy w świecie biznesu i deficyt radosnych chwil.
Agresja i tęsknoty
Temat rodziny poruszał ją już od dość dawna, przyznaje Maren Ade w wywiadzie dla agencji DPA, udzielonym jeszcze przed uroczystym premierowym pokazem. Interesują ją przede wszystkim role sztywno przypisane do członków rodziny.
- Już pisząc scenariusz stwierdziłam, jak wdzięczny jest to temat. Relacje rodzice-dzieci zawsze są naładowane emocjami. Jest w nich zarówno utajona agresja jak i tęsknoty. Poza tym relacje rodzice-dzieci trwają całe życie, dlatego jest to tak trudny temat – wyjaśniała.
„Toni Erdmann” trwa prawie 2,5 godz. i na pierwszy rzut oka można by podejrzewać dłużyzny. Jednak reżyserka w swoim trzecim już filmie udowadnia, z jak precyzyjnym wyczuciem potrafi rozwijać charaktery i ich zbliżenie. Z jednej strony nie boi się ciszy, kiedy główni bohaterowie uparcie milczą. Z drugiej strony zabawne sytuacje są fajerwerkami gagów. W ten sposób udaje jej się zachować równowagę między tragicznymi momentami i zabawnymi elementami. Rzadko kiedy publiczność obserwując na ekranie bardzo bolesne wydarzenia może się tak serdecznie śmiać.
dpa / Małgorzata Matzke