Niemcy: problem nierównych szans w edukacji nadal istnieje
20 czerwca 2012Manfred Prenzel jest doradcą rządu ds. edukacji. To on na początku marca br. ogłosił, że w Niemczech wciąż istnieje poważny problem z nierównymi szansami w szkolnictwie. W federalnym systemie o edukacji decydują rządy poszczególnych landów, więc każdy z nich posiada własną politykę, którą uważa za słuszną i na którą chce poświęcić środki finansowe. „Uczniowie są wspierani w różnym stopniu w zależności od landu, w którym mieszkają. Różnice w osiągnięciach naukowych w jednym roczniku dzieci z całego kraju odpowiadają nawet półtorarocznym zaległościom w nauce.” Jeżeli młody człowiek chodzi do szkoły w takich landach jak Brema czy Szlezwik-Holsztyn, a nie w Saksonii lub Bawarii, ma prawdziwego życiowego pecha. Świadectwo maturalne z Badenii-Wirtembergii jest warte więcej niż matura zdana w Berlinie.
Ważne jest także to, z jakiej rodziny pochodzą dzieci i do jakiej szkoły „poślą ich” rodzice. Potwierdziły to również badania przeprowadzone przez Instytut Badań nad Rozwojem Szkół (IfS) w Dortmundzie na zlecenie Fundacji Bertelsmanna. Pierwszy numer broszury informacyjnej tzw. „Chancenspiegel”, donosi, że ten, kto dorasta w biedniejszych dzielnicach lub pochodzi z rodziny migrantów, ma dużo gorsze szanse na dobre wykształcenie niż dziecko z rodziny inteligenckiej. Nierówność szans w niemieckiej edukacji nie jest bowiem wiadomością nową i powinna być zwalczona reformami już dawno temu, stwierdzają autorzy badania.
Szok PISA
Niemiecki system edukacji długo uważany był za bardzo efektywny. Nowoczesne metody prowadzenia lekcji i wczesny podział uczniów na trzy rodzaje szkół średnich, wedle ich umiejętności i zainteresowań, nigdy nie były krytykowane. W roku 2001 zostały jednak opublikowane pierwsze wyniki PISA - międzynarodowego badania koordynowanego przez OECD. Wywołały one prawdziwy szok. Niemiecki system edukacji został oceniony alarmująco nisko. W każdej dziedzinie badań, do których należą: czytanie, matematyka i nauki przyrodnicze, 15-letni uczniowie z Niemiec osiągnęli gorsze wyniki niż przeciętne dzieci z innych państw rozwiniętych. Szczególnie alarmująca była wiadomość, że w żadnym innym państwie pochodzenie dziecka nie decyduje tak bardzo o jego szkolnych sukcesach, a dzieci z rodzin imigrantów nie osiągają nigdzie indziej tak miernych wyników. W niemieckich szkołach nie ma więc mowy o równości szans.
Szał reform
Od tamtego czasu szał reform ogarnął całe państwo. W każdym landzie przeprowadzano je w inny sposób, ale przyświecał im ten sam cel: umożliwić dzieciom osiąganie lepszych wyników w nauce niezależnie od ich pochodzenia. Starano się również zwiększyć liczbę młodych ludzi ubiegających się o miejsce na uniwersytetach. Edukacyjna demokracja stała się celem nadrzędnym. Politycy byli świadomi, że zaawansowana gospodarka narodowa zdana jest na mądre głowy i ich innowacyjne pomysły. O edukacji zaczęto rozmawiać więc już na poziomie przedszkola; do szkół zapisywano nawet pięciolatki.
Reformy przyniosły niejakie rezultaty. Nauczanie jest interdyscyplinarne, duży nacisk kładzie się na własne projekty, a każdy uczeń traktowany jest indywidualnie. Coraz częściej o szkolnej karierze dziecka decyduje się później niż, tak jak było dotychczas, po czwartej klasie szkoły podstawowej. W chwili obecnej, według kryteriów OECD, wyniki 15-latków plasują się już ponad przeciętną. Wzrosła też liczba przystępujących do matury. Jednak wciąż jeszcze nie można mówić o egalitaryzmie.
W dżungli edukacji
Wiele kwestii wciąż pozostało nierozwiązanych. Nadal brakuje wykwalifikowanej kadry nauczycielskiej i środków pieniężnych, by ją zatrudnić. W niemiecki sytem edukacji determinuje rywalizacja. O wyniki w szkolnictwie konkurują ze sobą poszczególne landy, a o oceny konkurują sami uczniowie. Żadna instytucja szkolnictwa nie jest podobna do drugiej, każda ma swoje priorytety, odgranicza się i chce osiągnąć jak najlepsze wyniki. W niektórych szkołach najważniejsze są sztuki plastyczne i muzyka, w innych technika i nauki przyrodnicze, w jeszcze innych wprowadzone są dodatkowe kursy językowe dla dzieci imigrantów, a w kolejnych język chiński i rosyjski.
Rodzice, którzy mają dobre rozeznanie w propozycjach szkół i wiedzą, na co powinni zwrócić uwagę, mają szansę odnaleźć optymalną ofertę dla swojego dziecka. Wszyscy pozostali są jednak na straconej pozycji.
Silke Bartlick / Martyna Ziemba
Red.odp. Małgorzata Matzke