Niemcy: Pomoc dla ofiar „Państwa Islamskiego“
21 stycznia 2016Deutsche Welle: Według szacunków Narodów Zjednoczonych terroryści tzw. Państwa Islamskiego (PI) mają w swoich rękach blisko 3,5 tys. ludzi. Zwłaszcza kobiety i dziewczęta są traktowane przez nich jak niewolnice. Jakie są Pana doświadczenia z rozmów z nimi?
Jan Ilhan Kizilhan: W ubiegłym roku zbadałem na zlecenie rządu Badenii-Wirtembergii 1400 straumatyzowanych kobiet, które znajdowały się w niewoli bojowników PI. Szacuję, że jest ich znacznie więcej, niż podaje ONZ.
Prowadzi Pan projekt powołany do życia przez Badenię-Wirtembergię dla opieki nad jazydkami. Na czym polega ten projekt?
Powstał on w 2014 roku po tym, jak PI zajęło znaczne części północnego Iraku i wzięło do niewoli głównie jazydki, ale też chrześcijanki, szyitki i kobiety z mniejszości kakai (Ahl al-Hak). Rząd w Stuttgarcie podjął wówczas decyzję o ściągnięciu do Niemiec tysiąca straumatyzowanych kobiet. Moim zadaniem jest zbadanie tych kobiet na miejscu i zalecenie, które z nich mogą przybyć do Niemiec. Głównie chodzi o jazydki, ale są też wśród tych kobiet chrześcijanki i szyitki. Czyli wszystkie kobiety, które znajdowały się w niewoli PI i przeżyły traumę, powinny przyjechać do Niemiec. Ich liczba ma opiewać na 1100.
Przyjeżdżają do Niemiec także dzieci?
Wiele tych kobiet, które znajdowały się w rękach PI, ma oczywiście dzieci. W takich przypadkach ściągamy do Niemiec matki z dziećmi.
Czy te kobiety są tutaj bezpieczne?
Z naszego punktu widzenia, tak. Rząd Badenii-Wirtembergii rozdziela je na różne miejsca, które utrzymywane są w tajemnicy. Zachowanie tajemnicy obowiązuje też lekarzy i terapeutów, którzy zajmują się tymi kobietami. Od maja ubiegłego roku pod opieką w Niemczech znajduje się około 900 kobiet i dzieci.
Jak długo trwa terapia?
Proszę sobie wyobrazić na przykład szesnastoletnią dziewczynkę, która dziesięć do dwunastu razy była sprzedawana jako niewolnica seksualna i gwałcona. Po 12 miesiącach udało się jej uciec. Oczywiście przeżyła ekstremalną traumę, obciążenie psychiczne jest ogromne. Codziennie dręczą ją koszmary, nieustannie boi się, że wszystko to się powtórzy. Całkowicie straciła zaufanie do ludzi i potrzebuje fachowej opieki. Zakładamy, że terapia potrwa dwa do trzech lat.
Czy te kobiety chcą zostać w Niemczech, czy chcą wrócić do domu?
Przebywają w Niemczech w ramach specjalnego kontyngentu i automatycznie mają zgodę na pobyt tutaj przez dwa lata. Jeżeli po dwóch latach będą chciały wrócić, zawieziemy je do domu. Ale jeżeli będą chciały zostać w Niemczech, automatycznie otrzymają pozwolenie na pobyt. Według obecnych szacunków musimy wyjść z założenia, że większość tych kobiet będzie chciała zostać w Niemczech.
Co musiały wycierpieć te kobiety?
Ośmioletnia dziewczynka, która została brutalnie oderwana od matki i „wydana” za bojownika PI, przez trzy-cztery miesiące była przez niego gwałcona i później sprzedana. Doniesienia mówią o paleniu młodych kobiet, o masowych egzekucjach. Kobiety widziały, jak ginęli ich mężowie, ich dzieci, ich synowie. Czteroletnia dziewczynka została odebrana matce tylko dlatego, że miała niebieskie oczy. To, co przeżyły te kobiety, przerasta nasze wyobrażenia.
Wielokrotnie był Pan w Iraku. Jaka jest tam teraz sytuacja jazydzkich kobiet i dzieci?
Nie jest dobra. Wszyscy jazydzi musieli uciekać ze swoich domów w regionie Sindżar. Jeszcze do niedawna region ten był pod kontrolą dżihadystów „Państwa Islamskiego”. Alianci i jednostki kurdyjskie wyzwoliły teraz wprawdzie ten teren, ale jest on całkowicie zniszczony. Ludzie nie mogą tam wracać. Sindżar jest oddalony tylko 30-40 km od Mosulu i „Państwo Islamskie“ może w każdej chwili wrócić. Jazydzi żyją teraz głównie w obozach dla uchodźców w pobliżu miasta Duhok, jest tam około 400 tys. ludzi. W każdym obozie przebywa od 18 do 20 tys. osób. Zima jest tam bardzo surowa. Namioty nie są przystosowane do takich warunków, problematyczna jest też w tej chwili opieka medyczna i ogólna sytuacja żywnościowa.
Kiedy kończy się projekt rządu Badenii-Wirtembergii?
26 stycznia przybędą do Niemiec ostatnie grupy i na tym projekt zostanie oficjalnie zakończony.
I co będzie dalej?
Planujemy wykształcenie w Iraku – zwłaszcza na północy kraju – kurdyjskich, tureckich i arabskich lekarzy. Chcemy, żeby na miejscu byli fachowcy: lekarze, psycholodzy, psychoterapeuci. Mają tam pomóc ludziom. Dlatego w tym tygodniu znowu jadę do Iraku, by prowadzić pierwsze rozmowy. Mam nadzieję, że w ciągu roku wykształcimy tam 60 do 100 terapeutów, którzy będą mogli zajmować się ludźmi na miejscu.
*Psycholog Jan Ilhan Kizilhan prowadzi na wydziale nauk społecznych Wyższej Szkoły Dualnej Villingen Schwennigen kierunek Praca Socjalna przygotowujący do podjęcia pracy z osobami z zaburzeniami psychicznymi i uzależnionymi .
Rozmawiała Hülya Topcu / tł. Elżbieta Stasik