Niemcy: Gospodarka złorzeczy, Kościoły niezadowolone
16 kwietnia 2020Jedni mogą wznowić pracę, inni muszą dalej czekać. Budzi to niezadowolenie. Niektóre branże i stowarzyszenia częściowo bardzo ostro krytykują przyjęty w środę przez rząd federalny w Berlinie i władze krajów związkowych plan łagodzenia obostrzeń. Nowe reguły pozwalają na otwarcie sklepów o powierzchni do 800 metrów kwadratowych. Salony samochodowe i rowerowe oraz księgarnie mogą to zrobić niezależnie od swojej powierzchni.
Według firmy doradczej Jones Lang LaSalle, zasady te pozwalają funkcjonować około 80 proc. sklepów w centrach miast.
„Przypadkowy wybór”
Oburzony jest zwłaszcza handel detaliczny. Jak skrytykowało Stowarzyszenie Niemieckiego Handlu Detalicznego (HDE), nie ma żadnych, rzeczowych argumentów, które by uzasadniały podjęte decyzje. Zasady higieny i zachowania dystansu społecznego można przestrzegać także w sklepach o większej powierzchni. - Ponowne otwieranie sklepów nie może być uzależnione od wielkości firmy i powierzchni sprzedaży. Przyjęte teraz wytyczne prowadzą do zakłóceń konkurencji i niepewności prawnej - powiedział szef HDE Stefan Genth.
Niemiecka federacja przemysłu tekstylnego (BTE) mówi o „przypadkowym podziale”, który dyskryminuje duże sklepy. Jest on problematyczny zwłaszcza dla domów mody a także dla i tak już walczących o przetrwanie domów towarowych. Podczas gdy nadal nie wolno im wznowić pracy, mniejsi konkurenci znowu mogą zabiegać o klientów. - Właściwie firmy, które nie mogą zostać otwarte, powinny otrzymać rekompensatę finansową - stwierdził rzecznik BTE Axel Augustin.
DIHK: brakuje perspektywy
Krytycznie wypowiedziała się także Niemiecka Izba Przemysłowo-Handlowa (DIHK). - Mimo pierwszych, małych sygnałów o otwarciu placówek handlu detalicznego, wielu nadal brakuje wyraźnej perspektywy - powiedział szef DIHK Eric Schweitzer. Jego zdaniem, podjęta w środę decyzja nie jest jeszcze wspólnym planem działania na rzecz powrotu do normalności. Zbyt rozmyte są jeszcze jego kontury.
Dyrektor Instytutu Niemieckiej Gospodarki Michael Huether uważa przyjęte kroki za „konieczne minimum”. Minione tygodnie nie zostały wykorzystane do przygotowania systematycznego wycofywania się z przyjętych ograniczeń, skrytykował w portalu „t-online.de”. Z dużym niepokojem patrzy zwłaszcza na gastronomię i hotelarstwo, dla których nie widać końca tej sytuacji.
Restauracje, bary i kawiarnie nadal bowiem muszą być zamknięte. - Nasze placówki zostały zamknięte jako pierwsze i są teraz ostatnimi, którym będzie wolno wznowić pracę - zauważył szef Zrzeszenia Hoteli i Zakładów Gastronomicznych (Dehoga) Guido Zoellick. Podkreślił przy tym, że branża gastronomiczna i hotelarska akceptuje wszystko, co służy ochronie zdrowia. Ale podejmowane decyzje muszą być zrozumiałe i uzasadnione. Zoellick domaga się wprowadzenia dla swojej branży obniżonej stawki VAT i utworzenia tzw. funduszu ratowniczo-kompensacyjnego.
Do pracy muszą wrócić urzędy
Usatysfakcjonowani są natomiast przedstawiciele branży motoryzacyjnej i księgarze. Od poniedziałku (20.04.2020) mogą znowu otworzyć swoje sklepy. Także Związek Rzemiosła Niemieckiego (ZDH) pochwalił plan powrotu do normalności nazywając go „mistrzowskim balansowaniem na krawędzi”. Szef ZDH zwrócił jednak uwagę, że ciągle jeszcze nie ma jasności, kiedy wrócą do normalnej pracy urzędy. Tymczasem firmy rzemieślnicze są na nie skazane, jeżeli mają realizować zlecenia.
Kościoły pozostają puste
Podjęta w środę decyzja bardzo rozczarowała przedstawicieli Kościołów w Niemczech, ponieważ w dalszym ciągu nie mogą się odbywać nabożeństwa. Krytycznie na ten temat wypowiedział się przewodniczący Episkopatu Niemiec abp Georg Bätzing, bo jak zauważył, trudno mu to zrozumieć, jeżeli jednocześnie stopniowo są łagodzone obostrzenia w innych dziedzinach życia.
W piątek, podczas zaplanowanej na ten dzień rozmowy w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, Kościół katolicki zamierza przedstawić swoją propozycję, jak by można wrócić do lekcji religii z jednoczesnym zachowaniem ochrony przed infekcją.
(AFP,DPA,tagesschau.de/stas)