"Nie pluć, nie palić". Chińscy nowobogaccy uczą się zachodnich manier
2 października 2013Jak elegancko obierać pomarańczę? Jak trzymać widelczyk do ostryg? Jak prawidłowo wymawiać nazwy światowych, luksusowych marek? Chińczycy, których bogactwo nagle katapultowało do wyższych sfer, muszą nauczyć się dobrych manier, obowiązujących w eleganckim świecie. Groszowy wydaje się przy tym wydatek ok. 12 tysięcy euro na 2-tygodniowy kurs bon-tonu w nowo otwartym instytucie Sarita w Pekinie.
– Większość jego uczestników to kobiety, powyżej 40-stki, które dorobiły się majątku w okresie oszałamiającego rozwoju gospodarczego Chin – opowiada Sara Jane Ho, założycielka tej szkoły. Przede wszystkim to dla kobiet przemiany w chińskim społeczeństwie stały się istnym kulturowym szokiem – podkreśla.
Ceremonia five o'clock
– Współczesne kobiety z warstwy, która teraz dorobiła się majątku, muszą wcielić się od nowa w rolę żony, matki, córki czy bizneswoman w zupełnie zmienionym świecie. Dla ich nowego życia nie ma jeszcze żadnych reguł, żadnych wzorców. Moim klientkom potrzebne są wskazówki, przykłady, nowy Konfucjusz – opowiada Sara Jane Ho. Wiele z nich w przyszłości zamierza opuścić Chiny, wyjechać tam, gdzie ich dzieci będą mogły dorastać w zdrowym otoczeniu.
Opłata za kurs jest dość wysoka, ale to zaledwie ułamek tego, co kobiety te wydają na własne potrzeby i zachcianki. Same dobre maniery to jednak jeszcze nie wszystko – chodzi o cały zachodni life-style: trzeba znać się na winach, być obeznanym z golfem i jazdą konno, wiedzieć, jak Anglicy piją herbatę, jak się układa kwiaty i dekoruje stół.
W programie kursu jest też small-talk z partnerami biznesowymi małżonka. Jak omijać zachodnie tematy tabu, jak zarobki czy sprawy rozwodowe. I o tym, że w zachodniej kulturze istnieje coś takiego jak dystans intymny, którego Chińczycy w ogóle nie znają.
Szkoła Sary Jane Ho, otwarta w marcu 2013, wzoruje się na tradycyjnych szwajcarskich finishing schools, dokąd to zamożne rodziny wysyłały narybek na ostatni, towarzyski szlif. Sara Jane Ho sama skończyła szkołę Villa Pierrefeu w Szwajcarii i włada pięcioma językami.
Jak się je ślimaki?
Wielu z jej uczniów zdecydowało się na kurs dobrych manier po tym, jak przydarzyły się im gafy w kontaktach z zachodnimi gośćmi.
– Niektórzy nie mieli odwagi zacząć jeść, np. ślimaki, bo bali się kompromitacji – potwierdza Ren Weimin, kuchmistrz w szkole Sary Jane Ho, którego to skaperowała z francuskiej ambasady.
Dla 24-letniej Jocelyne Wang reguły dobrego zachowania przy stole są na kursie najistotniejsze. – To, jak ktoś je, jak trzyma widelec i nóż, mówi wiele o jego manierach i jego charakterze – przyznaje. Takie tematy w Chinach są zupełnie nieznane. – Moi rodzice nauczyli się tego w praktyce albo podpatrzyli w telewizji czy internecie.
Teraz Jocelyne chce sama przyswoić sobie etykietę, wykształcić dobry gust i nabrać pewności siebie. – Przez dobre maniery można odróżnić prawdziwą elitę od nuworyszy – uważa młoda Chinka, studiująca w Londynie. – Stać nas na wspaniałe życie, przynajmniej materialnie, więc musimy nabrać także ogłady.
"Nie pchać się, nie pluć, nie palić"
Problemy z dobrymi manierami mają jednak także sami Chińczycy, w Chinach. Pieniądze, jakich się dorabiają pozwalają im na podróże. Lecz zupełnie inne zasady współżycia w przestrzeni publicznej panują na chińskiej prowincji i w aglomeracjach miejskich.
– Nazywam ich oswobodzonymi chłopami czy niewolnikami – mówi prof. Zhu Feng z uniwersytetu w Pekinie. – Nagle mają kontakt ze światem, ale nie są do niego przygotowani.
Stąd bierze się akcja sterowana przez rząd, by uświadomić ludzi, jak mają się zachowywać: "Nie pchać się, nie pluć, nie palić" . Telewizja pokazuje najgorsze przykłady: jak ludzie śmiecą, jak kobieta wysadza dziecko na podłodze w budynku lotniska, pomimo, że niedaleko są toalety. Z zachodniego punktu widzenia zabawny jest przykład chińskiej grupy turystycznej, lecącej samolotem, której uczestnicy nie chcieli oddać stewardessom metalowych sztućców, jakie dostali do posiłku.
– Reguły dobrego zachowania już zostały ustalone przed kilkoma laty. Teraz stały się przedmiotem ustawy. Ale niestety nie sankcjonuje się ich niestosowania – ubolewa Li Jianming, badacz turystyki z Guangzhou.
Tagesschau.de, AFP / Małgorzata Matzke
red.odp: Bartosz Dudek