Redukcja ryzyka w biznesie z Chinami. Co z globalizacją?
6 kwietnia 2024Mulfingen, mała gmina we wschodniej części Badenii-Wirtembergii, jest często nazywana „Doliną wentylatorów”, ponieważ osiedliło się w niej wielu producentów tych urządzeń. Choć Mulfingen ma mniej niż 4000 mieszkańców, działające tutaj i w sąsiednich gminach przedsiębiorstwa prowadzą światowe interesy.
Jednym z nich jest EBM-Papst. – Jako firma globalna mamy ponad trzydzieści oddziałów w najważniejszych krajach świata – mówi Thomas Nürnberger, szef sprzedaży firmy w rozmowie z DW.
Około dwóch trzecich ogólnej liczby 15 000 pracowników firmy zatrudnionych jest na terenie Chin. Podobnie jak wiele innych niemieckich przedsiębiorstw średniej wielkości, EBM-Papst skupia się od prawie 30 lat na rynku chińskim. Obecnie jest to nie tylko najważniejszy rynek zbytu, ale także główna lokalizacja produkcji dla całego łańcucha dostaw.
– Powstaliśmy jeszcze w czasach globalizacji, gdy tworzyliśmy światowe łańcuchy dostaw. Obecnie około 30 procent materiałów w chińskim zakładzie jest z Europy. Tutaj w Niemczech około 20 do 30 procent pochodzi z krajów spoza Europy takich, jak Chiny – tłumaczy Thomas Nürnberger odpowiedzialny za lokalizację w Chinach.
W jego ocenie właśnie to przesyłanie części komponentów musi się zmienić. – Od kilku lat staramy się rozwiązać kwestię łańcuchów dostaw. Zasadniczo chcemy produkować w Chinach dla Chin. I w ciągu najbliższych dwóch lat chcemy osiągnąć wskaźnik lokalizacji na poziomie 95 procent.
Globalne łańcuchy dostaw czynnikiem ryzyka
„Lokalnie dla lokalnego rynku” to nowa strategia producenta wentylatorów. Wszędzie ma być lokalnie dostarczane, produkowane i sprzedawane, aby zredukować ryzyka związane z dotychczasowymi globalnymi łańcuchami dostaw.
– Zmiana sytuacji nauczyła nas, że globalne łańcuchy dostaw i inne zależności gospodarcze w ostatecznym rozrachunku niekoniecznie muszą działać stabilizująco – mówi DW Jürgen Matthes, ekspert ds. Chin w Instytucie Gospodarki (IW) w Kolonii. I ostrzega: „Mogą one prowadzić do wywierania presji”. Dotyczy to zarówno przedsiębiorstw, jak i polityki.
Z tego właśnie powodu rząd Niemiec w swojej opublikowanej w zeszłym roku strategii dotyczącej Chin opowiada się za „de-riskingiem” – czyli redukcją ryzyka. Firmy nie muszą się odcinać od swoich lukratywnych interesów w Chinach, ale powinny dokładnie analizować potencjalne zagrożenia.
Firma EBM-Papst opracowała takie plany dla różnych scenariuszy ryzyka – mówi Thomas Nürnberger: – Na przykład nasze linie produkcyjne mogą zostać przeniesione z Chin do Indii w ciągu dwóch do trzech miesięcy, chociaż obecnie nie spodziewamy się takiej konieczności – wskazuje ekspert.
Rosnący biznes z Chinami
Ten radykalny plan awaryjny byłby prawdopodobnie uruchamiany tylko w przypadku skrajnych sytuacji, takich jak wybuch wojny między komunistycznym Chinami a demokratycznie rządzonym wyspiarskim Tajwanem. Obecnie firma z Niemiec nie rozważa redukcji ani nawet zamknięcia działalności w Chinach – podkreśla szef chińskiego oddziału EBM-Papst. Wręcz przeciwnie: Właśnie pod koniec marca firma otworzyła w Szanghaju swoje nowe centrum operacyjne na terenie Azji. Działalność w Chinach ma stać się bardziej autonomiczna, co ma zmniejszyć ryzyko.
– Patrząc na nową centralę w Szanghaju, przygotowaliśmy naszą organizację w Chinach w taki sposób, że w każdej chwili możemy oddzielić chińskie przedsiębiorstwo od reszty świata w bardzo krótkim czasie. Jesteśmy już na to przygotowani – wyjaśnia założenia strategiczne prezes EBM-Papst Klaus Geißdörfer,
Oddzielne łańcuchy dostaw nie są rozwiązaniem
Faktycznie, wiele niemieckich firm chce iść w tym kierunku – potwierdza specjalista od Chin, ekonomista Jürgen Matthes. – Widzimy, że biznes z Chinami w wielu przedsiębiorstwach ustawiany jest jako podmiot samodzielny. Wygląda na to, że jest to możliwe – wskazuje.
Jednak takie działania nadal nie uwalniają niemieckich przedsiębiorstw od ryzyka. Jak wyjaśniają szefowie firmy EBM-Papst, odłączenie od firmy-matki może być zwiększone maksymalnie do 95 procent. Jednak te pięć procent „pozostałego ryzyka” nie można bagatelizować – ostrzega Jürgen Matthes. W jego ocenie „znalezienie alternatywy w niektórych miejscach może okazać się trudne”. Decydujące pytanie brzmi, co może się stać w przypadku wybuchu wojny. – Wcześniej przedsiębiorcy musieliby albo importować wiele produktów z Chin do Niemiec z wyprzedzeniem, albo już mieć na wyciągnięcie ręki europejskich dostawców, aby szybko znaleźć zamienników – wyjaśnia ekspert. Jürgen Matthes wątpi jednak, czy w ogóle możliwe jest korzystanie z zastępczych europejskich dostawców. Wielu przedsiębiorców skarży się w badaniach, że „w przypadku wielu produktów, które importują z Chin, bardzo trudno jest znaleźć takich zamienników”.
Na pytanie, jak wyglądałby sytuacja w zakładach EBM-Papst w Mulfinger, gdyby nagle wybuchła wojna o Tajwan, prezes przedsiębiorstwa Klaus Geißdörfer nie ma jeszcze gotowej odpowiedzi.
Mniejsze ryzyko, ale uzależnienie pozostaje
Poseł do Bundestagu i ekspert ds. Chin w klubie parlamentarnym CDU/CSU, Nicolas Zippelius, widzi w planach minimalizowania ryzyka w biznesie z Chinami jeszcze jeden problem. – Jeśli teraz więcej inwestuje się w Chinach, zależność ta może zostać tylko częściowo zminimalizowana. Widzę jednak, że niektóre firmy przenoszą wręcz swoje siedziby do Chin i tam podejmują jeszcze większe inwestycje, ponieważ jest to bardziej dochodowe niż tutaj w Niemczech czy w UE – mówi poseł.
Według przeprowadzonej styczniu ankiety Niemieckiej Izby Handlowej w Chinach (AHK), około połowa jej członków planuje zwiększyć swoje inwestycje w Chinach w ciągu najbliższych dwóch lat. W wywiadzie dla chińskiej państwowej agencji prasowej Xinhua szef AHK Maximilian Butek powiedział, że zdaniem wielu niemieckich biznesmenów „największym ryzykiem jest brak obecności w Chinach i w konsekwencji utrata globalnej konkurencyjności”.
Polityk CDU Nicolas Zippelius zauważa, że „przy temacie minimalizacji ryzyka chodzi o więcej niż tylko kwestie biznesowe”. Pilnie trzeba uczynić „Niemcy lub Europę znowu na tyle atrakcyjnymi, aby przedsiębiorstwa zaczęły więcej inwestować u nas”.
Odejść od globalizacji
Szefowie firmy EBM-Papst podzielają tę opinię. Pierwotnym celem globalizacji było budowanie globalnych sieci w celu połączenia miejsc, gdzie znajdują się najlepsze czynniki kosztowe. – Z tej koncepcji coraz bardziej się wycofujemy –podkreśla Klaus Geißdörfer w rozmowie z DW. Miejmy nadzieję, że strategia „Lokalnie dla rynku lokalnego” może przynieść długoterminowe korzyści.
Dla zakładu w Mulfingen oznacza to, że w przyszłości będzie mniej części pochodzących z Chin, a produkty będą bardziej dostosowane do klientów europejskich.