Migracja. Unijny kryzys bez kryzysu
7 marca 2019Komisja Europejska w ostatnich latach zaproponowała pakiet siedmiu projektów prawnych, by zreformować przepisy azylowe, procedury na granicach zewnętrznych UE, uporządkować przesiedlenia uchodźców z ONZ-owskich obozów do chętnych krajów Unii. Jednym z elementów pakietu był stały rozdzielnik uchodźców (relokację z 2015 r. uchwalono tylko na dwa lata) skrojony pod ewentualne przyszłe kryzysy uchodźcze. Ale skoro relokacja nie miała szans na zatwierdzenie przez kraje Unii, Komisja zaproponowała jesienią 2018 r. podzielenie swego pakietu na projekty do przyjęcia przed końcem obecnej kadencji europarlamentu, oraz na relokację odłożoną do dalszego ślamazarnego negocjowania.
– Nic z tego. Już podczas obrad ambasadorów przed czwartkowym posiedzeniem ministrów w Radzie UE kolejny raz potwierdziło się, że kraje przeciwne dzieleniu pakietu mają mniejszość blokującą. To m.in. państwa Grupy Wyszehradzkiej, Włochy, Hiszpania – opowiada nam zachodni dyplomata. O ile Włosi nie chcieli zrezygnować z relokacji, to Polska z innym krajami Grupy Wyszehradzkiej chciałaby nie tyle odwlekania rozmów o relokacji na przyszłość, lecz wyrzucenia już teraz do kosza wszelkich projektów związanych z przenoszeniem decyzji co do przyjmowania uchodźców na poziom unijny.
Pat w Radzie UE
Wielomiesięczne szantażowanie się przez kraje unijnego Południa i przez Wyszehrad (przy przeciwstawnym stosunku do rozdzielnika uchodźców), że zablokują cały pakiet w razie braku sprzyjającej im decyzji co do relokacji, doprowadziło Radę UE do kompletnego pata. I rumuńska prezydencja w Radzie UE musiała dziś (7.03.2019) oficjalnie pogodzić się, że Unia nie zdąży z przyjęciem pakietu migracyjnego przed majowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego. A to w praktyce oznacza, że UE prawdopodobnie będzie mogła do tego wrócić w 2020 r. – Albo i nie. Myślę, że będziemy musieli cofnąć się o dwa kroki i przemyśleć te reformy od początku – tłumaczy dyplomata kraju popierającego relokację.
Pogrzebano zatem na długo m.in. plany powołania pełnoprawnej agencji azylowej UE, która dbałaby o zbieżność ocen wniosków o ochronę międzynarodową. Nie można też szybko ustanowić wspólnej procedury udzielania ochrony międzynarodowej, co miałby zniechęcać do „turystyki azylowej” (składanie wniosków w kilku krajach UE). Ponadto wraz z pakietem migracyjnym na długo przepadła nawet reforma baz danych Eurodac z odciskami palców osób ubiegających się o azyl i migrantów o nieuregulowanym statusie, którą planowano wzmocnić m.in. przez poszerzenie ilości zbieranych danych (np. wizerunku twarzy).
– Pakiet, nie pakiet… Najważniejsze nie było ściganie się z końcem kadencji Parlamentu Europejskiego. Zapewniam, że nie zaprzestaniemy starań o przyjęcie naszych projektów. Odpowiadają na problemy, które mieliśmy od lat i są potrzebne na kolejne lata – powiedział komisarz UE ds. migracji Dimitris Awramopulos po posiedzeniu Rady UE.
Hasła o „kryzysie” to manipulacja
Migracja pozostaje tematem nadzwyczaj toksycznym politycznie, choć nawet Komisja Europejska wciągnęła w tym roku „kryzys migracyjny” na listę fałszywych stwierdzeń, które Bruksela chce zwalczać jako dezinformację. Jeśli kryzys migracyjny definiować przez w liczbę imigrantów (a nie przez ostrą debatę polityczną wokół migracji na Węgrzech lub we Włoszech), to rzeczywiście minął w Unii już co najmniej przed rokiem. Od stycznia br. przez Morze Śródziemne dotarło do Unii łącznie około 11 tys. osób (głównie do Grecji i Hiszpanii), a zeszłym roku – około 140 tys., czyli mniej niż w przedkryzysowym roku 2014. W szczycie kryzysu to było 1,03 mln migrantów (w tym uchodźców), którzy dotarli do Unii w 2015 r. głównie szlakiem bałkańskim - przez morze do Grecji, a potem lądem głównie do Niemiec.
Potężne zagrożenie migracją (także „brak unijnej solidarności” czyli relokacji) to stały temat włoskiego wicepremiera i szefa MSW Mattea Salviniego. Tyle, że do Włoch w tym roku dotarło przez morze około… 320 migrantów. Rzym wdaje się w przepychanki dyplomatyczne z maleńką Maltą, która – zdaniem Włochów – powinna wziąć większą odpowiedzialność za rozbitków wyławianych w Cieśninie Sycylijskiej. – Najczęściej już nie reagujemy na te krytyki. Mamy tę przewagę nad innymi krajami, że na Malcie powszechnie znamy włoski, znamy włoskie media. I wiemy, dlaczego ktoś coś mówi w przeddzień kolejnych wyborów lokalnych. Potrafimy wręcz przewidzieć, kiedy minister Salvini napisze na Twitterze coś na temat migracji – powiedział niedawno maltański premier Joseph Muscat.
Holendrzy mają więcej przybyszów niż Włochy
Salvini co jakiś czas – ku zadowoleniu swego elektoratu – blokuje statki organizacji międzynarodowych, które zwykle mają po kilkudziesięciu rozbitków na pokładzie, i domaga się ich doraźnego rozdzielenia pomiędzy inne kraje. Jednak np. Holandia przyjmuje ludzi ze statków w portach Malty, lecz nie Włoch. Rząd Marka Ruttego tłumaczy bowiem, że do Holandii jest teraz większy napływ migrantów (około 600 na tydzień) niż do Włoch.
Holenderski minister ds. migracji Mark Harbers skierował wczoraj do komisarza UE Dimitrisa Awramopulosa pismo wzywające do walki z „migracją wtórną”, czyli z przemieszczaniem się między krajami Unii migrantów, którzy złożyli wnioski azylowe w krajach granicznych i tam powinni czekać na ich rozpoznanie. „Poruszaliśmy ten temat przed sześcioma miesiącami. Ale dziś niestety znajdujemy się praktycznie w takiej samej sytuacji” – pisze Harbers w liście, który udało nam się poznać.
Holendrzy szacują, że dwie trzecie z docierających teraz migrantów to osoby, które powinny czekać na rozpatrywanie swych wniosków (a potem przyznanie ochrony międzynarodowej bądź deportację) w innych krajach Unii. Apelują o ustanowienie „obowiązkowej procedury granicznej”, czyli szybkie – w czasie do 12 tygodni - rejestrowanie i rozdzielanie migrantów, którzy w ewidentny sposób nie mają szans na ochronę międzynarodową i od tych z przesłankami do otrzymania azylu. Do tego trzeba by rozwinąć strefy tranzytowe i system ewentualnego internowania na czas „procedury granicznej”.
Rada UE i europarlament wciąż mają szanse na zatwierdzenie w tej kadencji reformy Frontexu, czyli unijnej straży granicznej i przybrzeżnej. To obecnie do tysiąca osób wspomagających pograniczników krajów UE, ale reforma ma zwiększyć ten korpus do aż 10 tys. ludzi w 2027 r. Ma się składać ze stałych pracowników Frontexu oraz pracowników czasowo oddelegowanych z krajów Unii (proporcje są przedmiotem rokowań z europarlamentem).