1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Martwe ryby w Wolos. Stan wyjątkowy w greckim kurorcie

Kaki Bali
3 września 2024

Po powodziach, falach upałów i pożarach lasów, Grecja doświadcza teraz kolejnej katastrofy ekologicznej – w zatoce niedaleko miasta Wolos pojawiły się masy martwych ryb. Wina za tę katastrofę leży po stronie człowieka.

https://p.dw.com/p/4kEKr
Śnięte ryby przy promenadzie portowej w Wolos
Śnięte ryby u brzegu promenady portowej w WolosZdjęcie: SAKIS MITROLIDIS/AFP

Powodzie, fale upałów, pożary lasów i niedobory wody na wyspach Morza Egejskiego – Grecja zmaga się w tym roku z wieloma katastrofami naturalnymi. Teraz pojawiła się kolejna: od 26 sierpnia ponad sto ton martwych ryb słodkowodnych zostało wyrzuconych na brzeg w mieście portowym Wolos i jego okolicach – przez małą rzekę w zatoce Pagasitikos. Lokalne władze ogłosiły stan wyjątkowy do końca września. Trwa usuwanie śniętych ryb.

Ryby wyrzucone na brzeg pochodziły z jeziora Karla, około 20 kilometrów na północ od Wolos, jednego z największych jezior w Grecji. Zostało ono całkowicie osuszone w 1962 r. w celu stworzenia gruntów rolnych. W latach 2010-2018 częściowo je znaturalizowano. Po ulewnej powodzi spowodowanej przez sztorm Daniel we wrześniu 2023 r., powierzchnia jeziora w ciągu kilku dni powróciła do pierwotnego rozmiaru około 180 kilometrów kwadratowych. W kolejnych miesiącach ryby znalazły w jeziorze Karla mnóstwo pożywienia i bardzo się rozmnożyły.

Potem nadeszło najgorętsze greckie lato w historii. Przez wiele miesięcy nie spadła ani jedna kropla deszczu. W rezultacie poziom wody w jeziorze spadł zbyt szybko i zbyt mocno, a wiele ryb udusiło się. Wcześniejsze wstępne doniesienia, że ryby padły, gdy wpłynęły do morza z powodu wahań zasolenia, okazały się fałszywe; były już śnięte, gdy zostały zmyte do morza.

Spóźniona reakcja władz

Jest to najbardziej masowa śmierć ryb w tej okolicy, ale nie pierwsza. Władze powinny były zatem monitorować rozwój sytuacji w jeziorze Karla. Powinny też w odpowiednim czasie rozstawić sieci w rzece Xirios, aby zebrać i zutylizować martwe ryby. Tak się jednak nie stało, trafiły bowiem do morza.

Śnięte ryby w rzece Xirios w pobliżu miasta portowego Wolos
Śnięte ryby w rzece Xirios w pobliżu miasta portowego WolosZdjęcie: Sakis MitrolidisAFP/Getty Images

W porcie Wolos i na okolicznych plażach zebrano ponad sto ton martwych ryb. Lokalne władze próbują usunąć je za pomocą wyczarterowanych trawlerów rybackich i pogłębiarek. Ryby są zbierane do kontenerów i transportowane do specjalnego zakładu w sąsiednim mieście Larissa, gdzie mogą zostać spalone.

Oprócz tego znajdują się tam jednak również ogromne ilości martwych ryb zmieszanych z piaskiem, glonami i śmieciami. Miasto Wolos poszukuje obecnie miejsca na składowisko odpadów niebezpiecznych. Pod uwagę brany jest nieczynny kamieniołom w gminie Rigas Feraios na północ od Wolos. Nadal jednak nie jest jasne, jaki wpływ na lokalne środowisko będzie miało składowanie tam mas śniętych ryb.

Ciężki cios dla turystyki

Zdjęcia martwych ryb wyrzuconych na brzeg obiegły cały świat. Smród nad brzegiem morza był nie do zniesienia zarówno dla mieszkańców, jak i turystów. Wielu urlopowiczów wyjechało już na początku katastrofy, co stanowiło cios dla lokalnej gospodarki, która jest silnie uzależniona od turystyki. Sytuacja jest trudna dla hotelarzy w okolicy, a dla słynnych tsipouradiko w Wolos (restauracji rybnych serwujących lokalne specjały na małych talerzach) katastrofalna. Według greckiego Ministerstwa Zdrowia nie ma zagrożenia dla zdrowia publicznego. Niemniej jednak goście trzymają się z daleka od tego miejsca, ponieważ mało kto chce jeść posiłek w pobliżu trwającego dramatu.

Według lokalnej izby handlowej aktywność handlowa wzdłuż nadmorskiej promenady w Wolos spadła w ostatnich dniach o około 80 procent. Według jej przedstawicieli jest to „niewiarygodna katastrofa ekologiczna i gospodarcza”.

Koparka zbiera śnięte ryby do kontenera
Koparka zbiera śnięte ryby do konteneraZdjęcie: Vaggelis Kousioras/AP Photo/picture alliance

Grecki rząd ogłosił na najbliższe dni szereg środków wsparcia dla poszkodowanych firm. Jest to jednak typowa reakcja rządów po każdej katastrofie; zamiast zapobiegać, przyznaje odszkodowania. Często okazują się one marne.

Kto jest winny?

Poszukiwania winnych katastrofy rozpoczęły się jeszcze przed usunięciem wszystkich martwych ryb. Burmistrz Wolos, Achilleas Beos, oskarżył gubernatora regionu Tesalii we wschodnio-środkowej Grecji, władze portowe w Wolos i odpowiednie ministerstwa o niedopełnienie obowiązków. „Nie zrobili oczywistej rzeczy, jaką było zainstalowanie siatki bezpieczeństwa” – powiedział burmistrz. Grecki Sąd Najwyższy zarządził pilne śledztwo. Należy wyjaśnić, kto ponosi odpowiedzialność karną za zaistniałą sytuację. Nie chodzi tylko o ostatnie kilka dni, ale także o domniemane zaniedbania w ostatnich miesiącach.

Jachty w Wolos i śnięte ryby
Wielu turystów opuściło Wolos i okolice z powodu katastrofy Zdjęcie: Sakis MitrolidisAFP/Getty Images

Ponadto władze oczekują na wyniki analiz zleconych przez prokuraturę w celu ustalenia, czy przyczyną padnięcia ryb było jedynie uduszenie, czy też może również bezmyślne stosowanie nawozów i pestycydów w okolicy jeziora Karla. W tym przypadku wpływ martwych ryb na faunę i florę stosunkowo zamkniętej zatoki Pagasitikos byłby jeszcze gorszy.

Wciąż te same błędy

Do 1962 roku jezioro Karla rozciągało się w pobliżu północnych stoków góry Pelion, na północ od Wolos. Karla była drugim co do wielkości mokradłem w Grecji. Potrzeba zapewnienia nowych gruntów rolnych skłoniła państwo greckie do podjęcia decyzji o osuszeniu jeziora. Osuszanie trwało półtora roku. Został on uznany za jeden z najważniejszych projektów dla rozwoju greckiego rolnictwa. W jego wyniku 80 000 hektarów gruntów rolnych zostało zabezpieczonych dla rolników. Jednak w regionie szybko doszło do poważnej katastrofy ekologicznej. Poziom wód gruntowych gwałtownie spadł, zanieczyszczenie w zatoce Pagasitikos wzrosło, a w zatoce pojawiły się zakwity fitoplanktonu.

Biorąc pod uwagę obecne i przeszłe katastrofy ekologiczne, Antonis Kokkinakis, profesor rolnictwa i leśnictwa na Uniwersytecie Arystotelesa w Salonikach, napisał na Facebooku, że państwo greckie nie uczy się na własnych błędach. „Natura mówi do nas, ale my jej nie słuchamy lub nie chcemy słuchać” – stwierdził Kokkinakis.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>