Marsz Żywych: Nigdy więcej jest dzisiaj
7 maja 2024Pochód zaczął się tradycyjnie pod bramą z napisem „Arbeit macht frei” w Auschwitz I w Oświęcimiu. To tak zwany Stammlager, czyli obóz główny, który zarządzał całym kompleksem byłego niemieckiego, nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau. Celem był obóz Auschwitz II Birkenau w Brzezince, który z koncentracyjnego szybko został przekształcony w obóz zagłady.
To przede wszystkim tam, w tamtejszych komorach gazowych ginęli ludzie, których ciała spalano w obozowych krematoriach. Przeważnie Żydzi. Zginął ich niemal milion z ocenianej na około 1,1 miliona liczby ofiar całego kompleksu, do którego należał jeszcze obóz pracy niewolniczej Auschwitz III Monowitz w należących do koncernu chemicznego IG Farben zakładach Buna-Werke w Monowicach.
Wielka lekcja historii
W poniedziałek tą liczącą 2,5 kilometra trasą szło około sześciu tysięcy ludzi, przeważnie Żydów. I przeważnie młodych, uczniów, studentów. Bo to dla nich są te marsze. – Bo nie ma nic ważniejszego, niż edukować dzieci – mówi Joel D. Katz z New Jersey, dyrektor regionalny Marszu Żywych dla północno-wschodniej części USA, w rozmowie z DW. – Musimy im powiedzieć i pokazać, co się wydarzyło. Te dzieci za cztery miesiące pojawią się w campusach i staną twarzą w twarz z antysemityzmem. I usłyszą, że to, tu, w Auschwitz, nigdy się nie zdarzyło. A teraz są świadkami, że to się zdarzyło, że było tu 80 lat temu. A 7 października ujrzeliśmy to okrucieństwo znowu – dodaje.
Według Katza od 1988 roku na Marszu Żywych już ćwierć miliona nastolatków z 52 krajów miało możliwość „zobaczyć, dotknąć i poczuć te potworności”. W tym roku przyjechało kolejne 6 tysięcy. To jednak dużo mniej niż w poprzednich latach, kiedy do Oświęcimia przybywało od dwunastu do osiemnastu tysięcy dzieci. – Z powodu sytuacji w Izraelu i tego, co się dzieje w Ukrainie – podkreśla.
„Dziękuję, że tu jesteście”
– Thank you that you are here. – Starszy pan mówi te słowa kolejnym policjantom, których mija. Stoją co kilkadziesiąt metrów od siebie. Jedni przyglądają się uważnie idącym; inni zaś, odwróceni do nich tyłem, przeczesują wzrokiem okoliczne zabudowania i zarośla.
Bo ten marsz jest zupełnie inny od poprzednich. Wielu idących w nim niesie w sobie pamięć nie tylko swoich przodków, którzy tu ginęli, ale i swoich braci i sióstr, swoich dzieci, a nawet wnuków. Jak ocalała z Holokaustu 86-letnia Bellha Haim, która żyje w jednym z osiedli w pobliżu granicy z pasmem Gazy. Tam ocalała po raz drugi. Ale jej wnuka Jotama porwali palestyńscy napastnicy. Udało mu się wprawdzie uciec, ale wtedy zginął. Przez pomyłkę, zastrzelony przez izraelskiego żołnierza.
– Urodziłam się w Polsce i przeżyłam Holokaust. Obiecałam wnukowi lepszy świat, ale nie mogłam dotrzymać tej obietnicy. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że pojadę do Auschwitz, ale odkąd Jotam tam pomaszerował, chce pójść jego śladem – mówiła przed wyjazdem na Marsz Żywych gazecie Jewish Press.
Z 55 ocalałych, którzy przybyli na tegoroczny marsz żywych, dziesięciu było z Izraela. Sześcioro z nich 7 października 2023 roku ocalało po raz drugi.
50 dni horroru
Emilia, ośmioletnia córka pochodzącego z Irlandii Thomas Handa, który osiedlił się w kibucu Be’eri, tej nocy spała u przyjaciół, trzy kilometry od domu. – Powiedziano nam, że została zamordowana – mówiła wtedy w rozmowie z Channel 12 Natalie Hand, żona Toma. Po ponad trzech tygodniach, w ostatni dzień października, dowiedzieli się, że mogła zostać uprowadzona. I rzeczywiście, 25 listopada wróciła do domu na podstawie porozumienia między Izraelem a Hamasem wynegocjowanego przy wsparciu Kataru i USA.
– Odzyskaliśmy ją po 50 dniach – mówi Tom Hand w rozmowie z DW. – Z nią jest dobrze. Ale teraz będziemy próbować odzyskać pozostałych 132 zakładników. Miejmy nadzieję, że wszyscy żyją – dodaje. Na Marszu Żywych jest po raz pierwszy, podobnie jak Bellha Haim. – To najważniejszy czas, by tu się pojawiać – dorzuca jeszcze.
Wolność słowa? Tak, ale nie nienawiści
Mama prof. Davida Machlisa przybyła do Ameryki w 1920 roku z Łodzi, ale on polskiego nie zna, a jeśli już, to bardzo niewiele. Za to od 57 lat wykłada ekonomię na nowojorskim Adelphi University. A poza tym jest współzałożycielem i wiceszefem Marszu Żywych oraz jednym z globalnych liderów walki z uprzedzeniami.
Te zaś się ostatnio mnożą na amerykańskich uczelniach.
– Według jednego z youtubowych sondaży, jeszcze z grudnia, 20 procent studentów w wieku od 18 do 29 lat mówi: „Holokaust to mit”. Kolejnych 30 procent twierdzi, że wielka przesada – alarmuje profesor. – Proszę spojrzeć, co się dzieje na wielu campusach: „Uwolnić Palestynę!”, „Zniszczyć Izrael”. Wolność słowa jest ważna. Ale to nie może być mowa nienawiści! – apeluje.
– Przyjeżdżam tu, by mówić, że trzeba zwalczać nienawiść, ponieważ jeśli tak się nie dzieje, wówczas staje się ona zagrożeniem dla nas wszystkich – dodaje rabin Ari Burman, twórca i prezydent nowojorskiego Uniwersytetu Jesziwy, który do Auschwitz przyprowadził takich jak on sam: prezydentów innych uniwersytetów.
„Never again”
„Nigdy więcej” – te dwa słowa powtarzały się zarówno w wystąpieniach przy Międzynarodowym Pomniku Ofiar Obozu, jak i na drewnianych tabliczkach, które uczestnicy Marszu Żywych wtykali w żwir wypełniający torowisko na rampie w Brzezince. – Nigdy więcej jest teraz – rozwijali tę myśl niektórzy.
Mimo tak trudnych przeżyć i myśli, mimo łez, które pojawiały się nie tylko w oczach ocalonych, ale i na twarzach młodych dziewcząt, a nawet ukradkiem były ścierane przez niektórych chłopców, Marsz Żywych wcale nie był smutny. Wiele grup wspólnie śpiewało, najgłośniej chyba młodzież z Panamy i Brazylii. Ale i te z Los Angeles też sobie dobrze radziły. Niekiedy jedna zarażała śpiewem drugą, która go podejmowała i przejmowała.
No i oczywiście wszyscy i wszędzie robili sobie zdjęcia. Młode dziewczęta narzucały na siebie izraelskie flagi, wręczały kolegom swoje smartphony, odwracały się od nich i kazały się fotografować na tle rampy i bramy głównej obozu w Brzezince.
– Bo to naprawdę był Marsz Żywych – powiedział DW jeden z jego uczestników, mieszkaniec Oświęcimia.