Marek Edelman nie zdążył dojechać
21 listopada 2009Prace Tiny Schwichtenberg są nader oszczędne w formie, subtelne a mimo to, a może właśnie dlatego bardzo wyraziste w wymowie. Takie są też instalacje cyklu „Mehl-Art”, co można przetłumaczyć jako „sztuka mąką”. Oparte są na technice wynalezionej przez artystkę: „Zawsze myślałam, że byłoby interesującym skorzystać w sztuce z czegoś, co jest taniutkie. Mąki używają przede wszystkim kobiety, a że jestem kobietą…”
Istotą Mehl-Art jest jednak słowo. Litera po literze artystka układa słowa, zdania, sentencje. Na posadzce, na trotuarze. Posypuje je mąką i ostrożnie usuwa szablony liter. Zostaje esencja.
„To syzyfowa praca, ale efekt jest piorunujący. Ludzie przystają, dopytują się, chcą pomóc przy pracy i czytają. O to chodzi, żeby na chwilę przystanęli, zastanowili się. Przy pomocy najprostszych środków chcę zwrócić uwagę mojego otoczenia, może szerszego grona ludzi na to, co uważam za ważne”.
Najważniejsze jest życie
2 października br. zmarł Marek Edelman, ostatni komendant Powstania Warszawskiego, lekarz kardiolog, człowiek wyjątkowy. Tina Schwichtenberg usłyszała o nim od któregoś ze swoich polskich przyjaciół: „Zafascynował mnie. Przede wszystkim dlatego, że nigdy nie przestał walczyć. Mimo wieku, chorób, mimo tego, co przeszedł. W jakim stanie musiał wyjść z Powstania w Warszawskim Getcie? Nigdy nie przestał walczyć, zawsze motywował młodzież. Właściwie miał powód, żeby być zgorzkniałym, stać się cynikiem, tymczasem patrzył w przyszłość. Wspaniały człowiek”.
„Demokracja nie jest dana od Boga ani od ludzi na zawsze i trzeba cały czas o nią walczyć. Dzisiaj różne prądy nacjonalistyczne, szowinistyczne, brutalne powstają znowu i jeżeli demokracja na czas się nie opamięta, będzie źle”.
Z przemówienia Marka Edelmana wygłoszonego w kwietniu 1998 r. przy odbiorze z rąk prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Orderu Orła Białego.
Wyryte w mące cytaty z tego przemówienia i kilku innych wypowiedzi Marka Edelmana przez tydzień będą utrwalały się w pamięci zwiedzających. „Czasami potrzebujemy pomocy w odkrywaniu tego, co ważne” - mówi Tina Schwichtenberg – „Jesteśmy zalewani słowami, informacjami, uciekają nam zbyt szybko. Podane w niecodziennej formie może zostaną w nas na dłużej”.
„Najważniejsze jest samo życie. A jak jest już życie, to najważniejsza jest wolność. A potem oddaje się życie za wolność. I już nie wiadomo, co jest najważniejsze”.
Marek Edelman pytany, co jest najważniejsze w życiu.
Życie dla sztuki
Tina Schwichtenberg skończyła Wyższą Szkołę Sztuk Pięknych w Kilonii. W roku upadku berlińskiego muru przeniosła się do Berlina, dzisiaj żyje z mężem w Kilonii i Berlinie. Zaczęła studiować późno, po czterdziestce, co nie ma znaczenia, może tylko tyle, że decydując się na studia w dojrzałym wieku, dokładnie wiedziała, czego chce. Zawsze chciała zwrócić uwagę innych na to, co ją porusza, tak jak poruszyła ją osobowość Marka Edelmana. Zawsze chciała też komentować rzeczywistość, często z własnego, kobiecego punktu widzenia. „Jako kobiety na pewno odbieramy świat nieco inaczej. Dlaczego ukrywać to w naszej sztuce?”
Swoje prace Tina Schwichtenberg wystawia na całym świecie, przed znanym „Post Tower” w Bonn stoi jej „Formacja kobiet”, trzydzieści postaci z powstającego od ponad dwóch dziesięcioleci cyklu stu kobiecych rzeźb. Kilka dni temu skończyła się międzynarodowa wystawa w łódzkiej galerii Kobro, również z pracami Tiny Schwichtenberg. W planie ma już następne projekty związane z Polską: „To przecież nasi sąsiedzi! To oczywiste, że mamy obowiązek dbać o kontakty z sąsiadami – śmieje się - Tak samo zresztą dbam o kontakty z Duńczykami, kiedy jesteśmy z mężem w Kilonii. A poza tym lubię Polaków. Przy całej tej naszej trudnej przeszłości, o której nie wolno zapomnieć, tyle jest w Polakach ciepła, tak pozytywnego nastawienia do życia”.
Wyjątkowym przykładem takiego pozytywnego traktowania życia był Marek Edelman. „Nie można przestać hołdować jego pamięci. Jego duch, idee, rola w społeczeństwie, jego energia. Trzeba brać z niego przykład. Ja próbuję, ale nie codziennie mi się to udaje” – uśmiecha się Tina Schwichtenberg.
W chwili planowania instalacji Marek Edelman chciał przyjechać na jej otwarcie. Niezamierzenie wystawa stała się składanym mu, pośmiertnym hołdem.
Elżbieta Stasik
red. odp. Małgorzata Macke