Ruchniewicz. Pełnomocnik z plecakiem pełnym pomysłów
4 lipca 2024DW: Gratuluję ci nominacji, ale nie zazdroszczę. Widziałem, jaka fala hejtu natychmiast spadła na ciebie. Paweł Jabłoński z PiS nazwał tę nominację „nieprawdopodobnym skandalem, nawet jak na standardy tej bandy”. Jak to wytrzymujesz?
Prof. Krzysztof Ruchniewicz*: – Nie zamierzam polemizować. Z takimi wypowiedziami jestem konfrontowany od lat. Skórę mam już na tyle grubą, że i z nich mogę wybierać to, co ważne. Nawet w napastliwych wypowiedziach można bowiem znaleźć inspirację.
Jesteś pełnomocnikiem ministra spraw zagranicznych do spraw polsko-niemieckiej współpracy społecznej i przygranicznej. Ministra, a nie rządu. Co to zmienia? I po co minister powołuje pełnomocnika, skoro ma ambasadora i innych dyplomatów? Czy twoim zadaniem będzie gaszenie pożarów, czy to, czego dyplomaci nie potrafią, nie mogą lub nie chcą robić?
– Przypomnę, że pełnomocnik do spraw stosunków polsko-niemieckich raz był w kancelarii premiera, innym razem w MSW, w zależności od rangi, jaką nadawano tej funkcji. Teraz zapadła decyzja, że powoływać go będzie minister spraw zagranicznych.
Nie myślę, żeby moim zadaniem było gaszenie pożarów. Raczej proponowanie rozwiązań, które nie zawsze są dostrzegane przez tych, których wymieniłeś. Moja rola polega na uzupełnianiu działań czy to rządowych, czy społecznych. Mam być pośrednikiem, tłumaczem, mam przedstawiać różne sprawy bardziej dogłębnie. A także zabiegać, żeby polsko-niemieckie sąsiedztwo było coraz lepsze.
Rozmawiamy nazajutrz po pierwszych od sześciu lat polsko-niemieckich konsultacjach międzyrządowych, w których też brałeś udział. Czy przyniosły one twoim zdaniem przełom?
– Nie wiem czy należy używać tego określenia, bo za chwilę będziemy mieli inflację przełomów. Ale to na pewno było bardzo ważne spotkanie. Po kilku latach braku bezpośrednich kontaktów nie tylko pozwoliło lepiej się poznać ministrom obu rządów i ludziom z nimi współpracującym, ale i umożliwiło dokonanie przeglądu tematów, którymi się zajmują ministerstwa w obu państwach. A także wskazanie obszarów, gdzie można wspólnie podjąć nowe zadania. Plan działania, który jest efektem tego spotkania, liczy sobie prawie 40 stron i pokazuje, że w relacjach polsko-niemieckich sporo się dzieje. I że po obu stronach jest duże zainteresowanie, żeby je wzmacniać i pogłębiać.
Konsultacje były kolejnym z serii spotkań od ukonstytuowania się nowego polskiego rządu w grudniu ubiegłego roku. Wreszcie mamy konstruktywny dialog z partnerami i sąsiadami, a przede wszystkim z Niemcami. Mamy też dialog europejski, ożywienie Trójkąta Weimarskiego, formatu, który już się sprawdził. Tchnięcie weń nowego życia może faktycznie przyczynić się do rozwiązywania problemów, z którymi jesteśmy konfrontowani nie tylko w relacjach bilateralnych, ale i problemów europejskich czy nawet globalnych.
Podczas tych konsultacji i wokół nich powtarzały się pojęcia „reparacje” i „odszkodowania”. Czy te tematy znajdą się w Twoim plecaku, z którym teraz będziesz jeździć do Niemiec?
– Nie wiem, skąd takie wrażenie. Te pojęcia bardzo często pojawiały się w mediach. W rozmowach obu rządów dominowały kwestie bezpieczeństwa. Oczywiście ze względu na trwającą wojnę u naszych granic, ataki hybrydowe Rosji i sytuację na granicy polsko-białoruskiej. Natomiast cały ten pakiet historyczny, jeżeli mogę to tak określić, jest oczywiście ważny, ale jest on jeszcze przedmiotem dyskusji. W Warszawie pojawiła się też kwestia Domu Niemiecko-Polskiego. I w tym wypadku jesteśmy dopiero na początku. Nie chciałbym więc tych konsultacji, które dotyczyły wielu działań i w których uczestniczyli przedstawiciele różnych ministerstw, sprowadzać do tylko jednego tematu. Tym bardziej, że to temat bardzo delikatny, zwłaszcza w kontekście zaproponowanych wypłat dla żyjących ofiar Trzeciej Rzeszy. Najbliższe tygodnie pokażą, do jakich konkluzji obie strony dojdą. Należy jeszcze poczekać na dalszy rozwój wypadków.
A będziesz miał ten pakiet historyczny w swoim plecaku?
– Jeżeli to się okaże potrzebne, to na pewno. Ciekawa będzie dla mnie dyskusja na temat Domu Niemiecko-Polskiego. Natomiast wypłatami, jeśli już do nich dojdzie, zajmie się Fundacja „Polsko-Niemieckie Pojednanie”. Mając na uwadze jej doświadczenie nie sądzę, żeby mogły pojawić się tu jakieś problemy.
Mnie będzie oczywiście interesować wszystko, co dotyczy historii. Wspomnę więc, że w najbliższych dniach nasze ministerstwo edukacji ma wreszcie dopuścić do użytku szkolnego czwarty tom podręcznika polsko-niemieckiego do historii. Do tego mojego plecaka będę wkładać rozmaite tematy, rozmaite problemy. Byleby tylko mnie nie przygniótł.
W Niemczech jesteś co tydzień i to się raczej nie zmieni. Gdzie wybierzesz się w pierwszą podróż jako pełnomocnik?
– To dobre pytanie. Mój odpowiednik, poseł SPD do Bundestagu Dietmar Nietan, który już od dwóch lat jest koordynatorem do spraw niemiecko-polskich, zaproponował mi, by razem przedstawić się w różnych instytucjach ważnych dla obu państw. Chętnie skorzystam z tego zaproszenia. To będzie też okazja, żeby kontynuować rozmowę, którą rozpoczęliśmy właśnie podczas konsultacji międzyrządowych w Warszawie, i wspólnie zastanowić się nad kolejnymi działaniami.
Czy w tym plecaku będziesz miał także kwestie bezpieczeństwa, o których wspomniałeś, a które mają bezpośrednie konsekwencje na granicy polsko-niemieckiej?
– Wojna Rosji przeciw Ukrainie i to, co się dzieje na granicy Polski z Białorusią, to są sprawy bardzo ważne, ale tym zajmują się stosowne ministerstwa. Jeszcze nie ustaliliśmy, jak głęboko będziemy wchodzić w tę problematykę.
Wspólny podręcznik do historii już wymieniłeś. A nauczanie polskiego w Niemczech? Współpraca uczelni? Komunikacja? Działalność gospodarcza Polaków w Niemczech i Niemców w Polsce?
– Te wszystkie tematy mamy wpisane na naszej agendzie. W kwestii podręcznika ważną rolę odegra na Polsko-Niemiecka Komisja Podręcznikowa. Jesteśmy już też po pierwszych rozmowach z poszczególnymi landami, podczas których dyskutowaliśmy, czy nie da się go wprowadzić na zasadzie projektu pilotażowego w wybranych szkołach na przykład Saksonii i Dolnego Śląska, czyli regionów, które mają ze sobą bardzo rozbudowane relacje, także w zakresie edukacji.
Nauczanie języka polskiego to tak naprawdę są dwa tematy: nauka polskiego jako języka ojczystego oraz promocja polskiego w Niemczech. Przypomnę, że już przed laty w wielu landach zostały utworzone stanowiska pełnomocników do spraw Polonii. Będziemy ich pytać, jakie działania zostały podjęte na rzecz nauki języka polskiego jako ojczystego, ale także, przed jakimi wyzwaniami stanęli. Chcę też przypomnieć, że od czterech lat na granicy polsko-niemieckiej działa KoKoPol, który stawia sobie za cel popularyzację języka polskiego w Niemczech.
Jeżeli zaś chodzi o współpracę między uczelniami i o wymianę naukową, to jest to jedna z najlepiej chyba funkcjonujących sieci polsko-niemieckich. Wspomnę przy okazji, że na Uniwersytecie Viadrina rodzą się teraz studia, który mają łączyć elementy polskie, niemieckie i ukraińskie. I tutaj chcielibyśmy się zastanowić, na ile tego rodzaju projekty uwrażliwiają nas na losy tych właśnie narodowości. To są bardzo ciekawe działania, które w jakiś sposób się zazębiają. Chcielibyśmy przyjrzeć się bliżej takim projektom i zobaczyć, jak się one sprawdzają.
Wymieniłeś Kokopol. Czy byłeś już w St. Marienthalu, poznałeś tę instytucję?
– Podczas letniego przyjęcia w konsulacie Niemiec we Wrocławiu poznałem ofertę KoKoPolu. Nie miałem jeszcze okazji być w jego siedzibie, ale to też ma być jedna z wizyt, które chciałbym złożyć wspólnie z Dietmarem Nietanem, by razem zastanowić się nad różnymi formami nauki języka polskiego w Niemczech. Ta instytucja dysponuje bowiem środkami przeznaczonymi przez Bundestag na naukę języka polskiego jako ojczystego. Chciałbym dowiedzieć się więcej na ten temat.
Jak należy rozumieć pojęcie „współpracy społecznej” zawarte w nazwie twojego stanowiska?
– Przede wszystkim chodzi o kontakty ze społeczeństwem obywatelskim, z jego organizacjami i przełożenie tego na kontakty ze światem polityki.
A „współpraca przygraniczna”? Czy to jest temat dla reprezentanta ministerstwa, czyli centrali, a nie dla przygranicznych gmin, miast, co najwyżej województw?
– To trochę zależy od tego, jak wyznaczymy sobie zadania. Zastanawialiśmy się na przykład, czy składając wizyty u premierów i marszałków graniczących ze sobą landów i województw nie zaproponować im czegoś na wzór konsultacji międzyrządowych. Może się mylę, ale nie znam takich działań międzyregionalnych na przykład między Saksonią a Dolnym Śląskiem, czy między Brandenburgią a Lubuskiem.
Jesteśmy dopiero na początku naszej pracy, bo przez lata pełnomocników do spraw stosunków polsko-niemieckich nie było, przynajmniej po polskiej stronie. Teraz musimy na nowo definiować nasze działania, konsultując je naturalnie z instytucjami, która nas powołały.
Na tym pograniczu jest jeden szczególnie gorący punkt. Oczywiście mam na myśli kopalnię Turów. Polska i Czechy po niepotrzebnie ostrym konflikcie znalazły w końcu rozwiązanie. Ale w Żytawie ziemia nadal się podobno zapada. Czy to też jest sprawa dla pełnomocnika?
– Obawiam się, że dokładając kolejne sprawy do mojego plecaka tworzysz z nas jakąś megainstytucję. Za nami nie stoją jednak tysiące urzędników, którzy by nas dzień i noc wspierali. Nie na tym to polega. Najpierw musimy się zastanowić, jakie działania chcemy podjąć. Nie będziemy jednak mogli zająć się wszystkim, a zwłaszcza nie tym, czym się zajmują wyspecjalizowane instytucje. Jeżeli jednak faktycznie pojawi się takie oczekiwanie, to po to jesteśmy, żeby to robić.
Czy będziesz w stanie chociaż na chwilę odłożyć plecak i zająć się Centrum imienia Willy’ego Brandta, którym kierujesz, i pracą naukową?
– Mam taką nadzieję. Moja praca naukowa była przez ostatnich 30 lat poświęcona relacjom polsko-niemieckim i to, co teraz robię, jest jej świetnym uzupełnieniem. Pracuję dalej naukowo, piszę następną książkę. Będę starał się nadal łączyć te zadania. Czas pokaże, czy sprostam. Nie ukrywam, że zadanie, które otrzymałem, jest bardzo kuszące, ciekawe i stwarza rozmaite możliwości. A z drugiej strony pozwoli mi w praktyce sprawdzić to, co dotychczas badałem, co czytałem w aktach. Myślę więc, że to będzie ciekawa przygoda z tym niemal już symbolicznym plecakiem. Jestem bardzo pozytywnie nastawiony i cieszę się, że minister Radosław Sikorski mi zaufał i powierzył to zadanie. Będę chciał jak najlepiej się z niego wywiązać.
Życzę ci więc, żeby ten plecak cię nie przygniótł. Dodam jeszcze tylko, że prezydent Václav Havel dwanaście lat marzył o kolejnej sztuce, ale napisał ją dopiero, gdy przestał być prezydentem.
* Prof. Krzysztof Ruchniewicz (rocznik 1967) - historyk i niemcoznawca, fotograf i podcaster jest od 2002 roku (z dwuletnią przerwą 2007-2009) dyrektorem Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy’ego Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego i kierownikiem katedry historii najnowszej tego Centrum. Laureat nagrody Europejskiego Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie nad Odrą w 2023 roku.