Koronakryzys: Świat patrzy na Merkel
26 kwietnia 2020„Kulawa kaczka" („lame duck”) jest zwłaszcza w krajach anglosaskim typowym określeniem polityków, którzy kończą swoje urzędowanie i nie zamierzają ubiegać się o reelekcję. Uchodzą za słabych, ich możliwości są obliczalne.
Polityczni obserwatorzy już przed laty zaszufladkowali tak kanclerz Niemiec Angelę Merkel. I raz po raz liczyli jej dni: po słabym wyniku CDU w wyborach do Bundestagu 2017, po ustąpieniu przez nią ze stanowiska szefowej partii w 2018, w obliczu prób przejęcia pałeczki przez jej byłego konkurenta Friedricha Merza w 2018 i 2020. Także wierni jej chadecy już przed dwoma laty szeptali w kuluarach, że najpóźniej w połowie 2019 Merkel ostatecznie zniknie ze sceny politycznej. Nic z tego. Merkel rządzi dalej. Jest jak wysłużony Volkswagen Garbus: niezawodny, skromny, trochę niewygodny.
Izrael i Nowa Zelandia, Tanzania i Argentyna
Dzisiaj Merkel cieszy się poważaniem, jakim nie była darzona od lat. W kraju i na arenie międzynarodowej. – Tutaj w Izraelu media uważają ją za jedną z największych osobowości politycznych na świecie – mówi w rozmowie z DW Amichai Stein, korespondent dyplomatyczny telewizji publicznej w Izraelu. W Izraelu uważnie patrzy się na Niemcy, a w obliczu pandemii COVID-19 Merkel jest postrzegana jako wiodąca postać, która „w zrozumiały sposób jest w stanie uświadomić i wyjaśnić ludziom sytuację”.
Ta dziennikarska ocena z Izraela pokrywa się z komentarzami prasowymi, opiniami politycznymi i głosami w mediach społecznościowych na całym świecie. Kilka przykładów. Jeszcze w marcu „New Zealand Herald“ zatytułował swój artykuł: „Niemieckie przywództwo błyszczy w kryzysie, nawet wobec osłabionej władzy”. W oczach gazety Niemcy i Merkel zaliczają się w pandemii do „zwycięzców”, a ich strategia walki z koronawirusem jest wzorem godnym naśladowania.
Dwa wpisy w mediach społecznościowych z Tanzanii: szefowa niemieckiego rządu „rozpoznała znak czasu w walce z koronawirusem”, zatweetował Philbert Jonathan Kyenshambi. „Gratulacje, kanclerz Angelo Merkel!”, napisał Alistide Elias Byamungu. Dziennikarze Deutsche Welle pracujący na całym świecie od dawna słyszą w równym stopniu pochwały, jak i zarzuty wobec Niemiec. W dniach pandemii wyróżnia się jedno: szacunek okazywany Merkel.
W Ameryce Łacińskiej opublikowany w połowie tego tygodnia komentarz w „Clarin”, najbardziej poczytnej gazecie w Argentynie, stał się hymnem pochwalnym, mówiącym też dużo o politykach tamtego regionu. Autor komentarza Ricardo Roa pisał o „65-letniej doktor fizyki, wychowanej we wschodnich Niemczech córce luterańskiego pastora i nauczycielki łaciny”, która także po 15 latach na czele potężnego kraju zachowuje się jak „normalny człowiek”. A teraz koronakryzys. Wśród polityków na całym świecie Merkel należy do „bardzo niewielu”, którzy nie ratują siebie, tylko „przewodzą”. „Kanclerz komunikuje się w ścisły, naukowy sposób. Przekazuje spokój. Rozbraja histerię”.
Roa pisze też o szczególnym sposobie obchodzenia się w Niemczech z kryzysem. Według niego, obok konkretnych działań, takich jak koordynacja i połączenie wszystkich kroków politycznych, istnieje jeszcze inne lekarstwo – „Merkelina”; „ta trzeźwość myślenia i zdecydowanie” przywództwa politycznego, „które próbuje rozwiązywać problemy a nie czerpać z nich korzyści polityczne”. „Prawdziwa osobowość przywódcza”, podsumowuje komentator z Argentyny.
„Nietypowo sentymentalna"
Po 15 latach rządów Merkel wiele osób w Niemczech nie podziela tych pochwał, tym bardziej, że odnoszą się one nie tyle do zmagań politycznych, ile do przywództwa w kryzysie. Pochwały te zdradzają zarazem, że praktykowany w Niemczech sposób przywództwa stał się w świecie rzadkim dobrem. Dotyczy to także USA i Wielkiej Brytanii. Kto czyta „The Atlantic”, „Forbes" czy „The New York Times" natknie się na taką pochwałę Merkel, w której zapakowana jest krytyka wobec Trumpa. „Od tygodni szefowa niemieckiego rządu stawia na charakterystyczny dla niej racjonalizm, połączony z nietypową sentymentalnością”, napisał w długim artykule amerykański magazyn „Atlantic”. Także koleżanka pisząca z Londynu, gdzie nie ukazują się aż tak wnikliwe artykuły, opowiada, że prawie nie ma tam rządowej konferencji prasowej, na której dziennikarze nie pytaliby, dlaczego rząd nie kieruje się przykładem Niemiec.
Przy tym w Niemczech chodzi już właściwie o czas po Merkel. Kiedy przez Wielkanocą zbliżała się 20. rocznica objęcia przez nią szefostwa CDU (piastowała je do grudnia 2018), prawie nikt o tym nie pamiętał. Pandemii koronawirusa zawdzięcza Merkel swoje najwyższe od 2017 notowania w sondażu ARD „Deutschlandtrend”. Jest to zgodne z jej silną medialną prezencją jako menedżerki kryzysu.
Pochwały z prawa i lewa
Skąd bierze się ten niemal ogólnoświatowy szacunek dla Merkel? Poseł do Bundestagu Andreas Nick jest też wiceprzewodniczącym Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy w Strasburgu, do którego należą przedstawiciele blisko 50 krajów. „W przeciwieństwie do wielu osób w Niemczech po 15 latach urzędowania Angeli Merkel, międzynarodowi obserwatorzy i koledzy z innych parlamentów postrzegają znacznie głębiej specyfikę jej sposobu podejmowania decyzji i stylu rządzenia”, mówi Andreas Nick DW. Jako polityk dysponujący siecią kontaktów w całej Europie, uważa też, że międzynarodowe opinie dotyczące Merkel opierają się także na porównaniu z własnymi, narodowymi doświadczeniami. A sam tak charakteryzuje podejście Merkel: „Jest ona w równym stopniu pragmatyczna jak zorientowana na cel, a przy tym zawsze pozostaje analityczna i uważnie rozważająca, protestancko trzeźwa i odświeżająco bezpretensjonalna”. Po prostu jest naukowcem z życiowym doświadczeniem „upadku zbyt pewnego siebie systemu ideologicznego” – NRD, i koniec końców jest kobietą.
Jasne, Nick jest politykiem CDU, zwolennikiem kursu przyjętego przez Merkel. Co innego miałby powiedzieć? Ale także inna strona politycznego spektrum respektuje kurs kanclerz. Premier Turyngii Bodo Ramelow, który spośród polityków Lewicy ma chyba w koronakryzysie najbardziej do czynienia z kanclerz, w niezliczonych wideokonferencjach podziela jej zdanie. Rząd federalny, tak jak wszystkie rządy krajów związkowych, działa jako „menedżer kryzysowy i komunikator”, mówi. Ramelow uważa postępowanie Merkel za „kojąco spokojne i celowe, co jest szczególnie widoczne w dobrze zorganizowanych konferencjach wideo i telefonicznych. Wnosi to pewien spokój w rzeczywiście kompleksowe dyskusje”.
Przy tym Merkel jak najbardziej krytykuje postępowanie krajów związkowych. Ramelow to akceptuje. „Biorę sobie do serca to krytyczne spojrzenie, bo w obecnych czasach naprawdę chodzi o wspólne działanie”, mówi. Ponieważ z powodu pandemii świat „wymyka się spod kontroli”, a polityka troszczy się o stłumienie zagrożenia i konkretne rozwiązania niesienia pomocy ludziom, Ramelow woli na czele państwa „zrównoważoną naukowiec, niż napuszonych populistów niebezpiecznie ignorujących fakty”.
Markel bez maski
We wszystkich tych tygodniach koronakryzysu Merkel jeszcze nigdy – przynajmniej publicznie – nie pokazała się w masce ochronnej. Pozostaje po prostu sobą i być może jeszcze nigdy nie była tak politykiem, a nie naukowcem, jak teraz.
To stawianie na kontrole, dowody i założenia, to zawsze skierowane w przyszłość analityczne spojrzenie. To jest to, co także poza koronakryzysem najbardziej irytuje Niemców, albo usypia ich uwagę. W świecie bez koronawirusa, w sobotę zostałby wybrany, tym razem męski następca Annegret Kramp-Karrenbauer, sukcesorki Merkel na czele CDU.
I znowu komentatorzy prześcigaliby się w odliczaniu końca Merkel. Nic z tego. Przywództwo CDU zostanie obsadzone na nowo przypuszczalnie dopiero 1 grudnia. A pierwszego lipca Merkel obejmie kolejny urząd. W drugim półroczu Niemcy przejmują rotacyjną prezydencję w Radzie Unii Europejskiej.
Przed rokiem politycy chadecji, a było ich niemało, spekulowali, czy Merkel zostanie zastąpiona jeszcze przed podjęciem tego zadania, w gruncie rzeczy usunięta „w puczu” ze stanowiska, czy dalej na nim pozostanie. Teraz ten czy inny nie miałby nic przeciwko temu, by w czasie prezydencji Niemiec nadal stała na czele rządu.
Pytanie kto?
Mimo całej obecnej euforii wielu patrzy na czas po koronakryzysie. Historia o koronakryzysie w Niemczech, która ukazała się w najnowszym „Sunday Times” nie była już w gruncie rzeczy historią o Merkel. Zdjęcie pokazuje Merkel i premiera Bawarii Markusa Soedera, podpis głosi: „'Corona-Kaiser' wysuwa się na czoło w wyścigu o następstwo Merkel”. Tak, nawet po angielsku było „Kaiser". Także Amichai Stein w Tel Awiwie myśli o przyszłości, kiedy mówi o darze przywódczym Merkel, która „w jasny i zrozumiały sposób potrafi wyjaśnić ludziom sytuację”: „Innym powodem tej międzynarodowej uwagi jest to, że nie wiadomo jeszcze, kto ją zastąpi…”.
Pytanie to pozostanie jeszcze przez jakiś czas otwarte.