Koronakryzys. Włoskie żale do Europy
1 kwietnia 2020- Zostawiliście nas samych! – taki zarzut wobec Unii powtarzali od początku marca nawet bardzo proeuropejscy Włosi. W kwestiach zdrowia publicznego instytucje UE nie mają prawie żadnych uprawnień, a rola Brukseli to głównie prośby do krajów członkowskich, by zaczęły ściślej współpracować. Ale gdy zaraza zabija coraz więcej ludzi, coraz trudniej tłumaczyć traktatowe ograniczenia. „Sięgnęliśmy po Unijny Mechanizm Ochrony Ludności z prośbą o medyczne środki ochrony osobistej. Żaden kraj UE nie odpowiedział na tę prośbę. Dwustronnie odpowiedziały nam tylko Chiny. To nie jest dobry znak solidarności europejskiej” – pisał włoski ambasador przy UE Maurizio Massari w swym artykule w portalu „Politico” z 10 marca. Co więcej, Niemcy oraz w łagodniejszej wersji Francja wprowadziły zakaz eksportu maseczek ochronnych i innych środków ochrony osobistej.
- We Włoszech pojawiło się odczucie, że to już trzeci z kolei kryzys, kiedy Włosi doświadczają braku solidarności. Zgrało się to z eurosceptyzymem wznieconym przez kryzys zadłużeniowy w eurostrefie (wybuchły w 2010 r.), a potem podsyconym przez kryzys migracyjny (2015 r.) – tłumaczyła w mediach Nathalie Tocci, szefowa rzymskiego Istituto Affari Internazionali.
Skala zaraźliwości koronawirusa, ale i wywołany tym kryzys służby zdrowia w Lombardii zaskoczyły bodaj wszystkie kraje UE. – Komisja Europejska wzywała, by kraje przygotowywały wyposażenie. I otrzymywaliśmy informacje, że sprawy mają się dobrze. Do końca lutego nie mieliśmy od krajów członkowskich żadnych sygnałów o problemach ze środkami ochrony osobistej. Pierwszym sygnałem był dopiero ten apel Włoch do innych krajów Unii w sprawie środków ochrony osobistej w końcówce lutego, na który żaden kraj wtedy nie odpowiedział – tłumaczył nam przed paru dniami Janez Lenarčič, komisarz UE ds. zarządzania humanitarnego.
Chińczycy, Rosjanie, a potem Polacy
Brak odpowiedzi na pierwszy apel Włochów o pomoc do teraz zatruwa stosunki w Unii, pomimo że Niemcy przejmują z Włoch część pacjentów wymagających intensywnej, a zatem najkosztowniejszej terapii, Bruksela wymogła już prawie całkowite odblokowanie zakazów eksportu środków medycznych wewnątrz Unii i darowizny ze środkami ochrony ślą za darmo m.in. Czesi. –Oczywiście, chciałbym widzieć więcej wsparcia, ale Włochy nie pozostały same. Twierdzenie, że są opuszczone przez Europę, jest nieprawdziwe – przekonuje Lenarčič.
Do Włoch dotarły też ekipy lekarzy z Albanii, a wcześniej z Kuby (tradycyjnie aktywnej w tego typu działaniach humanitarnych). W tym tygodniu do Lombardii skierowano 15-osobową ekipę lekarzy i ratowników medycznych z Polski. Jednak największą „politykę hojności” próbują robić Chiny i Rosja. Gdy Bruksela przekazała w lutym Chinom (tam było wtedy epicentrum zarazy) ponad 50 ton pomocy medycznej, działo się to bez dużego rozgłosu. Ale gdy Chińczycy ślą specjalistów i dostawy do Włoch (głównie zakupy, nie darowizny), medialną oprawę ma lądowanie niemal każdego samolotu.
„Mówi się tak dużo o pomocy rosyjskiej oraz chińskiej, ale dlaczego nie mówi się, że Francja i Niemcy przekazały Włochom dwa miliony masek ochronnych?” – pytał prezydent Emmanuel Macron w wywiadzie, który ostatnio wydrukowały trzy największe włoskie dzienniki. Do dziś Francja i Niemcy podarowały Włochom więcej środków ochrony niż Chiny. A Macron w wywiadzie obliczonym na rozbijanie włoskiego poczucia „osamotnienia” podkreślał, że pod koniec lutego oferował miejsca dla Włochów w szpitalach na południu Francji.
Chińska autoreklama
Chińskiej pomocy towarzyszy autoreklama „chińskiej sprawności” i podkreślanie nieporadności Zachodu. – Przekaz, który prawdopodobnie jest wymierzony w wizerunek UE, jest zupełnie nieprawdziwy i niepożądany – mówi komisarz Lenarčič. I okazuje się, że Włochy dla zabiegów propagandowych nie są wcale krajem aż tak łatwym. Wprawdzie Matteo Salvini, szef populistyczno-prawicowej Ligi, najpierw skupiał się głównie na uderzaniu w Unię („prosiliśmy o pomoc, a dostaliśmy w policzek”), ale teraz tymczasowo przerzucił się na Chińczyków. – Jeśli Chiny wiedziały o zarazie i nie (od początku) ostrzegały, to jest zbrodnia przeciw ludzkości! Nie można uznawać za wybawicieli tych, którzy zakazili cały świat – ogłosił Salvini.
Z kolei Rosjanie wysłali do Rzymu dziewięć samolotów m.in. ze środkami ochrony oraz setkę wojskowych (w tym generała będącego ekspertem od wąglika). A przy okazji ustami senatora Aleksieja Puszkowa rozpowszechniali fałszywą informację, że Polska odmówiła im zezwolenia na przelot (Rosja o to nie prosiła). Jednak Rosja nawet w kraju, który jest unijnym gołębiem wobec Moskwy, wzbudziła podejrzenia co do intencji. Zdaniem źródeł dziennika „La Stampa” 80 proc. rosyjskiej pomocy jest zupełnie lub prawie nieużyteczna, a stanowi pretekst do gier politycznych. Obrazki z długiego przejazdu rosyjskich samochodów wojskowych z Rzymu do Bergamo, czyli przez kraj NATO okazały się szczególnie apetyczne dla mediów rosyjskich. – Nie ma co kręcić nosem. Po prostu my poślijmy jeszcze więcej pomocy – komentował jeden z wysokich urzędników UE.
Po szpitalach – budżet i gospodarka
Jednak rosnące wsparcie medyczne dla Włoch ze strony krajów Unii nie przekreśla problemu poczucia „osamotnienia”. Włoskie media – oprócz relacjonowania epidemii – wyjątkowo mocno żyją sporami w UE o rodzaj i wielkość pomocy budżetowej w wychodzeniu z zapaści po zarazie. „Obligacja”, „euroobligacja”, „spread” znów bardzo często pojawiają się nawet we włoskich dyskusjach facebookowych. Szkopuł w tym, że przy okazji ponownie z dużą siłą odżyła – znana z czasów kryzysu euro – nieufność między unijną Północą i Południem.
Czarnym charakterem jest holenderski minister finansów Wopke Hoekstra, który podczas niedawnej narady o koronakryzysie wzywał do „zbadania”, dlaczego „niektóre kraje” nie są budżetowo przygotowane na cięższe czasy. W sobotę 28 marca pewną konkurencję poczyniła Holendrowi szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, dystansując się od pomysłu emisji euroobligacji na użytek walki z koronakryzysem (przeciwny jest m.in. rząd Niemiec). Von der Leyen wylądowała natychmiast na głównych miejscach we włoskich portalach, a z błyskawiczną krytyką pospieszył włoski minister finansów. I zanosi się, że – uzasadnione czy nieuzasadnione – włoskie żale do Europy (lub ich brak) mogą wkrótce zależeć coraz mniej od pomocy UE dla szpitali, a coraz bardziej od koronakryzysowych sporów budżetowych.