Koronakryzys: Dzieci surogatek od tygodni czekają na odbiór
17 maja 2020Hotel „Wenecja” położony w jednym z przedmieść Kijowa przedstawia niecodzienny widok: w dużej sali pod kryształowym żyrandolem leży kilkadziesiąt niemowląt w łóżeczkach, a na ciężkich drewnianych drzwiach wisi szyld „pokój dziecięcy”. Dzieci wciąż przybywa. Czekają na swoich przyszłych zagranicznych rodziców, którzy zdecydowali się skorzystać z usług ukraińskich surogatek czyli kobiet rodzących dzieci z komórek jajowych innych kobiet.
Dzieci bez rodziców
W normalnych czasach rodzice od razu po urodzeniu mogą zobaczyć swoje dziecko. W czasach pandemii zajmują się nimi opiekunki w maskach. Ich chińscy, niemieccy, hiszpańscy, włoscy i francuscy rodzice z powodu zamknięcia granic wskutek pandemii nie mogą dostać się na Ukrainę.
„W sumie w różnych placówkach na terenie Ukrainy na odbiór czeka ponad sto dzieci urodzonych przez surogatki“, mówi posłanka do ukraińskiego parlamentu i była minister spraw socjalnych Ludmila Denisowa. „Im dłużej będą obowiązywać restrykcje wprowadzone w połowie marca, tym większa będzie liczba tych dzieci. Może dojść nawet do 1000”, alarmuje.
Zwróciła się do ukraińskiego MSZ o ułatwienie wjazdu rodzicom dzieci. Sprawa jednak utknęła, także z powodu braku współpracy niektórych ambasad krajów pochodzenia rodziców. Z informacji pochodzących od przedstawiciela ukraińskiego rządu, chodzi głównie o utrudnienia ze strony Francji, Hiszpanii i Włoch.
Nielegalne w Europie, legalne na Ukrainie
Komercyjna usługa polegająca na urodzeniu dziecka z zapłodnionej komórki jajowej innej kobiety od lat budzi kontrowersje z punktu widzenia etyki i jest zabroniona w większości europejskich krajów. Na Ukrainie jest dozwolona, a zamówień jest coraz więcej. Decydują się na to najczęściej pary, które same nie mogą mieć dzieci.
Ukraińska surogatka dostaje za urodzenie dziecka 28.000 euro. Firma BioTexCom, która wyszukuje i otacza opieką kobiety gotowe do urodzenia cudzego dziecka, pobiera od rodziców od 40.000 do 65.000 euro.
Determinacja rodziców
Właściciel kliniki Albert Totschilowski zapewnia, że oczekujące niemowlęta są pod najlepszą opieką, jednak problemem są rodzice. „Gdy rodzice od 20 lat czekają na dziecko, to można by powiedzieć, że jeden miesiąc nie robi wielkiej różnicy. Ale tak nie jest. Gdy z nimi rozmawiam, to widzę i słyszę, że już dłużej nie dają rady. Niektórym puszczają nerwy i wybuchają płaczem”, mówi Totschilowski.
Wobec determinacji rodziców i oporu władz klinika opublikowała nagranie wideo, przedstawiające problem, wraz z apelem do władz krajów pochodzenia rodziców o wsparcie swoich obywateli w sprowadzeniu swoich dzieci do kraju. Posłanka Denisowa obiecała zwrócić się do odpowiednich ambasad w sprawie umożliwienia podróży czekającym rodzicom. Pierwsi mają pojawić się na Ukrainie za kilka tygodni. Bilety lotnicze już zostały zarezerwowane.
(AFP / sier)