Komentarz: sankcje wobec Iranu – bezradna UE
5 listopada 2018Sankcje są dzisiaj tym, czym w średniowieczu było oblężenie. Od północy USA jeszcze mocniej zacieśniły wokół Iranu pierścień tego oblężenia. W życie weszły „największe sankcje wszech czasów”, które mają wywrzeć „maksymalną presję” na reżim w Teheranie. Nawet, jeżeli sankcje nie sprowadzą do zera – jakby życzył sobie tego Waszyngton – egzystencjalnego dla Iranu eksportu ropy i gazu: nowe środki nacisku skierowane w sektor energetyczny i finansowy, razem z sankcjami obowiązującymi już od 60 dni, będą dla Irańczyków bolesne i to bardzo.
Jaką umowę chce osiągnąć Trump?
Inna sprawa, czy ich skutki będą takie, jakby chcieli amerykański prezydent Donald Trump, jego wojowniczy doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton i sekretarz stanu USA Mike Pompeo. Prezydent USA obiecał, że zmusi Iran do rokowań, by wynegocjować lepszy „deal”, niż porozumienie nuklearne z 2015 roku. Ale nawet krytycy tej umowy przyznają: Iran do dzisiaj dotrzymywał warunków porozumienia, w zamian za rozluźnienie sankcji zamroził swój program nuklearny i podporządkował się najsurowszym na świecie inspekcjom.
Tajemnicą Trumpa pozostaje jednak odpowiedź na pytanie, dlaczego Iran chce rozmawiać z rządem, który wyraźnie postawił na zmianę rządów w Teheranie i nie wykazuje jakiegokolwiek zainteresowania jego uzasadnionym interesem bezpieczeństwa narodowego. I także w przeszłości sankcje umocniły w Iranie twardogłowych. Teraz czują się oni potwierdzeni w swoim przekonaniu, że Zachodowi (a zwłaszcza USA) nie można ufać, a każde otwarcie się jest błędem. Uchodzący swego czasu za „umiarkowanego” prezydent Hasan Rouhani, pod presją USA sam już brzmi jak twardogłowy. Im większy będzie nacisk na Teheran, tym bardziej może się tam umocnić przekonanie: tylko broń nuklearna może zagwarantować bezpieczeństwo. Kiedy floty tankowców pozostaną w portach, znowu mogą zacząć wirować centryfugi. Z nieprzewidywalnymi skutkami.
Przy czym USA nie wynegocjowały porozumienia nuklearnego z Iranem same. Stroną porozumienia były też Chiny, Francja, Niemcy, Rosja i Wielka Brytania. Piątka ta niejednokrotnie tłumaczyła gęsto, że chce utrzymać umowę przy życiu. Ale żeby tak było, Iran nadal musiałby korzystać z rozluźnienia sankcji, z wymiany gospodarczej, co w nagrodę za umowę atomową obiecał swoim rodakom Hasan Rouhani.
Tylko bezradne gesty dobrej woli
Znamienne dla równowagi sił i interesów na świecie, że mimo wielomiesięcznych przygotowań do najnowszej rundy sankcji, nie ma jakiegokolwiek instrumentu, który by skutecznie przeciwstawił się woli Waszyngtonu. Przyjęta przez Unię Europejską tzw. regulacja blokująca przeciwko amerykańskim sankcjom, która wyraźnie zakazuje europejskim przedsiębiorcom podporządkowania się woli USA, nie zdołała powstrzymać exodusu europejskich firm z Iranu. Zapowiedziany w końcu września przez szefową unijnej dyplomacji Federicę Mogherini europejski mechanizm finansowy (Special Purpose Vehicle, SPV), mający umożliwić dalszą współpracę z Iranem, nie został jeszcze uruchomiony. Ani jedno państwo członkowskie UE nie zadeklarowało dotąd ochoty ściągnięcia na siebie gniewu Waszyngtonu i osadzenia u siebie centrali tej swoistej giełdy wymiany towarów.
Wszystkie te instrumenty nie są najwyraźniej niczym, poza gestami dobrej woli wobec Teheranu. Nie wiadomo, jak długo wystarczą, by stawić czoła tamtejszym przeciwnikom porozumienia nuklearnego. Gorzka prawda: jeżeli dotychczasowy unilateralizm najważniejszego dotąd sojusznika zamienia się w dyktat, Europa musi się stać bardziej samodzielna i niezależna. Pod każdym względem.