Papież Franciszek mówi wprost. Wymienia Putina jako osobę odpowiedzialną za rosyjską agresję na Ukrainie. Porównuje śmierć tysięcy niewinnych cywilów do ludobójstwa w Rwandzie i wbrew wszelkiemu formalnemu szacunkowi okazuje dezaprobatę rosyjskiemu patriarsze prawosławnemu Cyrylowi.
Nareszcie. Od czasu inwazji rosyjskiej 24 lutego zwierzchnik Kościoła wielokrotnie wyrażał współczucie dla cierpienia narodu ukraińskiego - ale milczał na temat przyczyn tego cierpienia. Wyglądało to tak, jakby Ukrainę dotknęła jakaś klęska żywiołowa. Najbardziej spektakularnym wydarzeniem na tym polu była podróż małym samochodem i bez protokołu do ambasadora Rosji przy Stolicy Apostolskiej. To "wyraźny gest, który świat powinien zobaczyć" - mówi Papież.
"Ile dywizji ma papież?"
Franciszek kończy więc to, co przez wiele tygodni wydawało się być dyplomatyczną wstrzemięźliwością. W dość nietypowy sposób papież udziela wywiadu jednej z głównych włoskich gazet, redaktorowi naczelnemu "Corriere della Sera" i jego zastępcy. Tekst pojawia się w formie relacji; gazeta nie zamieszcza go więc jako klasycznego wywiadu. I to w przypadku tak trudnego tematu. Może się to wydawać zaskakujące.
"Ile dywizji ma papież?". To słynne pytanie przypisuje się radzieckiemu dyktatorowi Józefowi Stalinowi. Mówi się, że tymi słowami w 1945 r., w końcowej fazie II wojny światowej, jasno wyraził swoją pogardę dla głowy Kościoła jako przywódcy duchowego i sojusznika aliantów. Dla Stalina liczyła się tylko naga siła: żołnierze, armaty i czołgi.
Teraz, 77 lat później, prezydent Rosji Putin wydaje się myśleć podobnie jak Stalin. Franciszek opisuje bowiem, że chciał odwiedzić Putina w Moskwie, że jego kardynał sekretarz stanu przekazał to życzenie Kremlowi już kilka tygodni temu. Franciszek nie doczekał się odpowiedzi.
Jak ksiądz z przedmieść Buenos Aires
Wplecione w rozmowę o bólach kolan i włoskiej polityce wewnętrznej, wszystko to wydaje się być kolejnym etapem dziwnie wyglądającej polityki medialnej papieża, który w tak poważnej sprawie zachowuje się jak ksiądz z przedmieść Buenos Aires. Zgodnie z hasłem: porozmawiajmy z redaktorem naczelnym. Minęły już czasy, kiedy tak fundamentalne uwagi dotyczące problemu o globalnym zasięgu, jak te zawarte w rozmowie z szefami "Corriere della Sera", znajdowały się w przemówieniu do korpusu dyplomatycznego.
Ale być może właśnie to jest odpowiedzią papieża na dywagacje Stalina. Bo i dziś głowa Kościoła katolickiego nie ma do dyspozycji żadnej broni, a jedynie niewielki, folklorystycznie wyglądający oddział Gwardii Szwajcarskiej. Nie, bronią papieża, jeśli już, są media, opinia publiczna, jego publiczne wypowiedzi.
Franciszek wypowiada się przy tym zaskakująco jasno. Z ekumenicznego punktu widzenia, w normalnych czasach, byłby to skandal: Papież publicznie okazuje dezaprobatę swojemu rosyjskiemu prawosławnemu odpowiednikowi, Cyrylowi, który od dawna utrzymuje przyjacielskie stosunki z Kremlem i prezydentem Putinem, i który teologicznie usprawiedliwia okrucieństwa popełniane przez Rosjan na Ukrainie. Protokolarnie, papież i patriarcha, traktowani są na równi. Podczas ich jedynego jak dotąd spotkania wymienili braterskie uściski i zwracali się do siebie per "bracie w Chrystusie" . Teraz Franciszek opisuje pozornie dziwaczną scenę, w której Cyryl podczas wideokonferencji przez 20 minut recytował mu sformułowane wcześniej na piśmie "uzasadnienia wojny". Papież mówił o "duchownym urzędniku państwowym", który używa języka polityki i ostrzegł patriarchę, aby nie stał się "ministrantem Putina".
Watykańskie Helsinki?
Czyli po tym dziwnym wywiadzie wszystko jest po staremu? Papież, bezradny gaduła bez własnego wojska? Po tym, co można obecnie usłyszeć w Rzymie, można mieć nadzieję, że tak nie jest. Bardzo kompetentny hiszpańskojęzyczny portal watykański poinformował o intensywnych staraniach najwyższych hierarchów Kościoła o zwołanie międzynarodowej konferencji w celu zawarcia porozumienia pokojowego. Oprócz Franciszka wymienia się w tym kontekście kardynała sekretarza stanu, Pietro Parolina i szefa watykańskiej dyplomacji, abp. Gallaghera.
Format ten jest wyraźnie porównywany do "konferencji helsińskiej". W 1975 roku, w czasie zimnej wojny, na "Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie" (KBWE) w stolicy Finlandii Amerykanie, Kanadyjczycy, Sowieci i kilkadziesiąt innych państw europejskich osiągnęli coś przełomowego: zobowiązanie do współpracy, poszanowanie nienaruszalności granic, obowiązek pokojowego rozwiązywania konfliktów. Do dziś pozostaje to wielkim europejskim wydarzeniem.
Czy możliwe są takie watykańskie Helsinki? Czy Franciszek, czy Kościoły, pracują nad osiągnięciem tego celu? Czy mają, jeśli nie wojska, to wystarczającą liczbę sojuszników dyplomatycznych? Być może wywiad Papieża, w którym wyraźnie krytykuje on Rosję, ale jednocześnie cicho krytykuje logikę zbrojeniową Zachodu, jest krokiem na tej drodze. Mimo że codzienne wiadomości i straszne zdjęcia z Ukrainy nie dają na to na razie zbyt wiele nadziei.