Karnawał pod znakiem swastyki
4 lutego 2010Carl Dietmar, koloński dziennikarz, autor i historyk, zainteresował się w latach 90-tych jako pierwszy także i brunatnym rozdziałem historii karnawałowych obchodów. Wraz z historykiem Marcusem Leifeldem opowiada o wynikach swoich badań w niedawno opublikowanej książce p.t.: Alaaf i Heil Hitler.
Zamiarem NSDAP stało się połączenie tradycji karnawału z rozpowszechnianiem gospodarczej propagandy. W tym celu partia potrafiła rok w rok topić w karnawale ogromne pieniądze. Posiedzenia towarzystw karnawałowych, jak i same pochody, szybko przekształcone zostały w pełne przepychu publiczne imprezy. „Przepych miał nawet większe znaczenie, niż śmiech.”, twierdzi Marcus Leifeld.
Drogie karnawałowe przedsięwzięcia partyjne miały przy tym niewiele wspólnego z rzeczywistym pragnieniem pielęgnowania rodzimej tradycji. Skupiały się przede wszystkim na systematycznym budowaniu iluzji spójnego i jednolitego państwa. Z tej przyczyny zaniechano w Kolonii m.in. pokazów tańca męskich grup tancerzy z solistką zwaną „Funkenmariechen”, które tradycyjnie towarzyszyły przemarszom „żołnierzy” w historycznych miejskich strojach kolońskich. Ich miejsce zajęło mianowanie "Księcia Karnawału" dające działaczom partyjnym okazję do ingerencji w wybór, i co za tym idzie, wpływ na "karnawałowe władze". W tradycyjnym triumwiracie karnawałowym występowały w Kolonii od wieków trzy kreowane jedynie przez mężczyzn postacie: Książę, Chłop i Dziewica. Naziści nakazali, aby Dziewicę kreowała kobieta. Po wojnie ponownie odstąpiono od tej zasady.
Obawa przed niepohamowaną wesołością
Zdjęcia führera, swastyki, oraz inne symbole nazistowskie, początkowo nie miały być widoczne. „Partia obawiała się, że pijani uczestnicy mogliby je „zbezcześcić”.”, wyjaśnia Carl Dietmar. W 1933 roku wydany został nawet oficjalny zakaz „publicznego komentowania przywódców państwowych i gminnych.”
Dużo jednak bardziej obciążała tradycję towarzysząca imprezom antysemicka nagonka. Przykładowo, w ostatni poniedziałek karnawału 1934 r., w tzw. „Rosenmontag”, przejechał przez ulice Kolonii karnawałowy pojazd ukazujący żydowskich uciekinierów. Opatrzony był napisem: ”Ostatni się wynoszą”. Pochód norymberski z 1935 r. zapowiadał nawet Holokaust - wagon opisany jako „Pudło Śmierci” ukazywał Żydów wiszących na szubienicy.
Alaaf i Heil Hitler
Czy istniała „karnawałowa opozycja”? Jako jedno ze sztandarowych jej wydarzeń historycy wskazywali dotychczas tzw. „Rewoltę Błaznów” z 1935r. Pod nazwą tą kryje się spotkanie przedstawicieli NSDAP z karnawałowymi towarzystwami, podczas którego miały się ważyć ich przyszłe losy. Przewodniczący spotkania z ramienia partii ostatecznie pozostawił towarzystwom na czas karnawału wolną rękę, co zostało okrzyknięte „zwycięstwem” karnawalistów. Obydwóch badaczy odnosi się jednak do tej oceny krytycznie. Nie widzą w Rewolcie systematycznego sprzeciwu wobec polityki NSDAP, a raczej zaangażowanie w walkę o własną, stowarzyszeniową suwerenność.
Wysoka cena za opór
Wspominają też przejawy rzeczywistego oporu. Pewien błazen, pod którego postacią krył się obywatel Moguncji, Martin Mundo, w swojej karnawałowej przemowie w 1938 r. wyśmiał Hermanna Göringa, porównując go do… śledzia. Z kolei w Kolonii Karl Küpper, unosząc rękę w geście hitlerowskiego pozdrowienia, zamiast zawołać: „Heil Hitler”, pytał: „Pada, czy nie pada?”. W kraju zdominowanym poprzez reżim grożący oponentom śmiercią zabawy tego rodzaju wiązały się z dużą polityczną śmiałością. Leo Statz, błazen z Düsseldorfu, drogo zapłacił za swoje nieposłuszeństwo. Jako przewodniczący tamtejszego karnawału drażnił szczyty NSDAP coraz to nowymi satyrycznymi piosenkami. Gdy w 1934 r. publicznie wyraził zwątpienie w zwycięstwo führera, przeciągnął strunę. Statza zaaresztowało Gestapo, został skazany na karę śmierci i niedługo potem stracony.
Dziś zainteresowanie nazistowskim rozdziałem historii obchodów karnawału jest, jak twierdzą autorzy, powszechnie oczywiste. „Dzięki zmianie pokoleniowej nastał w wielu komitetach i towarzystwach karnawałowych czas przełomu. Uroczyste obchody jubileuszowe dają karnawałowym towarzystwom okazję do otwarcia również i brunatnych kart historii z czasów Trzeciej Rzeszy”.
dpa/Anna Sadokierska
red. odp. Małgorzata Matzke