Johnson stawia na szybkie odbicie. Angielski eksperyment
24 czerwca 2020Daleko idące zmiany mają zostać wprowadzone 4 lipca, kiedy nawet do metra - przy zachowaniu innych środków ostrożności - będzie mógł zostać skrócony obowiązkowy dystans społeczny między osobami, a na nowo otworzą się m.in. puby, restauracje, hotele i fryzjerzy.
W efekcie lista zamkniętych sektorów będzie coraz krótsza, obejmując jedynie m.in. mające poważne problemy finansowe teatry czy sale koncertowe z występami na żywo, kluby muzyczne, salony kosmetyczne, baseny i siłownie. Zapowiedziane w środę zmiany to naturalna kontynuacja wcześniejszych decyzji po tym, jak od początku czerwca stopniowo otwierano sklepy i rozluźniano regulacje dotyczące kontaktów społecznych między rodziną lub grupami bliskich przyjaciół.
Johnson idzie dalej niż oczekiwania komentatorów
Przedstawiając we wtorek swoje idące dalej niż się spodziewano plany, brytyjski premier Boris Johnson zapowiedział "zakończenie okresu hibernacji" i powrót do życia choćby nieco zbliżonego do tego sprzed pandemii koronawirusa. Po raz pierwszy od miesięcy możliwe będą spotkania - na razie wciąż jeszcze ograniczone - w grupach znajomych w zamkniętych przestrzeniach, a także wyjazdy wakacyjne z pobytem w hotelach lub prywatnym zakwaterowaniu.
To konsekwencja skutecznego obniżenia liczby wykrywanych nowych przypadków do poziomu poniżej tysiąca dziennie, choć pod koniec marca ta liczba była nawet kilkadziesiąt razy wyższa. Na początku kwietnia w ciągu tylko jednego dnia do szpitali przyjęto ponad 3,4 tys. osób, a obecnie spadło to do poziomu mniej niż 300 osób dziennie.
W ciągu tych 12 tygodni brytyjskie społeczeństwo przeszło jednak przez coś więcej niż hibernację, notując jeden z najgorszych przebiegów kryzysu na całym świecie.
W. Brytania mocno dotknięta wirusem
Według rządowych statystyk zmarło co najmniej 43 tys. osób, choć dane urzędu statystycznego sugerują, że pełniejsza liczba przekracza nawet 50 tys. osób. Liczba ofiar śmiertelnych wciąż rośnie codziennie o blisko dwieście.
Jednocześnie brytyjska gospodarka zanotowała krach na skalę nieporównywalną we współczesnej historii, co wymusiło bezprecedensową interwencję państwa w gospodarkę i rynek pracy, aby powstrzymać masowe zwolnienia w dotkniętych osłabioną koniunkturą firmach. Szacuje się, że budżet państwa bezpośrednio utrzymuje nawet kilkanaście milionów pracowników.
Szef Banku Anglii Andrew Bailey ujawnił wręcz na początku tego tygodnia, że w marcu brytyjskie państwo było bliskie stanu niewypłacalności, gdyby nie doszło do interwencji ze strony banku centralnego, który zakupił obligacje rządowe o wartości 200 miliardów funtów. W kwietniu PKB spadło o ponad 20 proc., co było najgorszym wynikiem od początku prowadzenia porównywalnych danych ekonomicznych.
W efekcie przedstawione przez premiera Johnsona ponowne otwarcie gospodarki jest nie tyle wyjściem z hibernacji, co absolutną koniecznością. Straty gospodarcze wynikające z utrzymywania obecnych ograniczeń są po prostu nie do utrzymania na dłuższą metę.
Rząd w Londynie podejmuje ryzyko
Brytyjski poziom nowych infekcji wciąż jednak jest na wyższym poziomie niż większości państw europejskich: dwukrotnie więcej niż we Francji i Niemczech oraz czterokrotnie więcej niż będących niegdyś uważane za najbardziej dotknięty kraj w Europie Włoszech. Pomimo tego rząd w Londynie od dłuższego czasu zapowiadał gotowość do balansowania między potrzebami zdrowia publicznego a odbudowy gospodarki, akceptując jednocześnie większe zagrożenia.
We wtorek główny doradca medyczny władz Chris Whitty mówił wprost, że ponowne otwarcie społeczeństwa od 4 lipca "absolutnie nie jest pozbawione ryzyka" i przyznał, że naukowcy odczuwają pewien niepokój związany z takim rozwojem wydarzeń. "Zadaniem doradców nie jest akceptowanie decyzji, tylko oferowanie porady" - odparł wprost, pytany wielokrotnie przez dziennikarzy o to, czy czuje się w pełni komfortowo z podejmowanymi krokami. Whitty zastrzegł jednocześnie, że Brytyjczycy "będą musieli żyć z wirusem przez okres przewidywalnej przyszłości".
"Chodzi o znalezienie balansu, który pozwala nam funkcjonować w miarę normalny sposób przez dłuższy okres" - powiedział, wskazując, że zagrożenie utrzyma się najprawdopodobniej co najmniej do późnej wiosny lub wczesnego lata przyszłego roku. Jak zaznaczył, jedynym ostatecznym wyjściem z tej sytuacji jest odkrycie skutecznych terapii lub szczepionki.
Pomimo krytycznej oceny działań rządu Johnsona, większość Brytyjczyków zdaje się popierać jego próby powrotu do względnej normalności. W sondażu przeprowadzonym w pierwszych godzinach po jego przemówieniu 47 proc. oceniło ponowne otwarcie kolejnych sektorów gospodarki za dobry krok.
Johnson stawia na jedną kartę w nadziei na szybsze odbicie gospodarcze
Brytyjski premier zdaje sobie sprawę z tego, że niepowodzenie jego ambitnej strategii może dodatkowo pogłębić trudną sytuację Wielkiej Brytanii, która już teraz jest według prognoz najbardziej dotkniętym pandemią gospodarczo krajem w Europie.
Jednocześnie ma jednak nadzieję, że wcześniejsze zniesienie ograniczeń pozwoli na przyspieszenie odbicia gospodarczego i ograniczenie długoterminowych konsekwencji obecnego kryzysu.
"Naszym głównym założeniem jest zaufanie Brytyjczykom, aby kierowali się zdrowym rozsądkiem, mając pełną świadomość ryzyka" - tłumaczył w parlamencie, apelując jednocześnie o umiar w korzystaniu z odzyskanej wolności. Jak zastrzegł, jego rząd "nie zawaha się, aby nacisnąć hamulce i przywrócić ograniczenia, (...) jeśli będzie to konieczne".
"Dzisiaj jednak możemy powiedzieć, że nasza długa hibernacja zaczyna zmierzać ku końcowi, a życie powraca na nasze ulice i do naszych sklepów. Wraca gwar i zgiełk; wyczuwalny jest nowy, ostrożny optymizm" - mówił jednak Johnson.
Niezjednoczone Królestwo
Symbolem niepokoju towarzyszącego tak wczesnemu znoszeniu ograniczeń - i wątpliwości, czy w ten sposób nie powtarzane są błędy z ich zbyt późnego wprowadzania w marcu - jest jednak skala podziałów między władzami poszczególnych czterech narodów wchodzących w skład Zjednoczonego Królestwa.
Zapowiedziane przez Johnsona zmiany wejdą na razie w życie wyłącznie w Anglii, po tym, jak lokalne administracje w Szkocji, Walii i Irlandii Płn. odrzuciły jego plan i zapowiedziały ostrożniejsze podejście do rozluźniania epidemicznego gorsetu.
Powodzenie jego strategii będzie zależeć od tego, czy uda się uniknąć szybkiego wzrostu liczby zarażonych i - tak bardzo martwiącej naukowców - ewentualnej drugiej fali zachorowań.
Zgodnie ze swoją polityczną filozofią, która doprowadziła go do stanowiska szefa rządu w pierwszej kolejności, Johnson postanowił ponownie podjąć spore ryzyko i postawić wszystko na jedną kartę - nawet wbrew ostrożniejszym głosom ekspertów. Najbliższe miesiące pokażą, czy to była właściwa decyzja.