Iran. „Tylko w kwestii tortur panuje równouprawnienie”
27 października 2022DW: Jak wspomina Pani czasy w więzieniu?
Monireh Baradaran: Najgorszy był rok 1981, to był koszmar. Torturowano mnie. Widziałam też torturowanie innych, bardzo brutalne, to była rutyna. Torturowano, chłostano, podwieszano albo musiałam godzinami siedzieć z rękami związanymi za plecami; jedną od góry, a drugą od dołu. To było straszne. Maltretowano nas też psychicznie: całkowita izolacja bez możliwości wychodzenia przez całe miesiące albo pozbawianie snu.
Potem były masowe egzekucje. Zabito wówczas mojego brata, a my mogliśmy słyszeć strzały. Z raportów Amnesty International wynika, że w ciągu czterech miesięcy zastrzelono ponad cztery tysiące osób, może więcej. Tym bardziej przerażają mnie aktualne masowe aresztowania, tyle ludzi ląduje w różnych więzieniach, także w Ewin. Moje koszmary odżywają.
To wszystko brzmi niezwykle brutalnie. Czy dochodziło także do wykorzystywania seksualnego?
Można mówić o przypadkach zmuszania do czynności seksualnych, choć niekoniecznie o gwałtach. Ja sama nie zostałam zgwałcona, ale słyszałam o kilku takich przypadkach, wiedzieliśmy o tym. Gwałty nie były systematyczne, jak na przykład w czasie dyktatur w Argentynie czy Chile. Ale były nadużycia, wyzwiska, a potem też tortury.
Jak w Iranie postrzegana jest kobieta?
W Islamskiej Republice Iranu jest się człowiekiem drugiej kategorii. To znaczy, nie jest się tyle wartą, co mężczyzna. Ale jeśli chodzi o tortury czy egzekucje, wtedy panuje równość. W tej ideologii kobiety stawiające opór traktowane są jak dzieci, które trzeba poddać reedukacji. Ale ta reedukacja kobiet była straszna. Były tortury przeznaczone właśnie dla nich. Kobiety, które stawiały opór były całkowicie izolowane. Nic nie widzieliśmy ani nie słyszeliśmy przez tygodnie i miesiące. I to ciągłe siedzenie. To było okropne. To był ich sposób wychowywania nas.
To musiało być traumatyczne. Czy długo musiała Pani zmagać się z emocjonalnymi konsekwencjami?
Wiele przyjaciółek poddało się terapii. Ale gdy zastanawiam się nad tym, co pomogło nam to wszystko przetrwać, była to nasza solidarność. Przeszłam przez trzy wielomiesięczne izolacje. Ale mimo to, ta wspólnota, ta solidarność, bardzo, bardzo pomogła. A potem, gdy spisałam moje przeżycia, stałam się innym człowiekiem.
Powiedziała Pani, że martwi się tym, że tyle kobiet znowu trafia do więzień. Myśli Pani, że znowu może być tak źle jak wtedy?
Czasami boję się, że tak właśnie będzie. Te zatrzymane osoby to zakładnicy Islamskiej Republiki. Mam nadzieję, że nie będzie egzekucji jak wtedy, w latach osiemdziesiątych. Zastanawiam się, czy te ponure czasy nie powrócą. Ale czasy się zmieniły, to dodaje mi otuchy. Mimo wszystko boję się, bo tego doświadczyłam.
Całym sercem wspieram ten ruch w Iranie. Ludzie nie czekają na zmianę prawa, bo wiedzą, że islamskie przepisy, chusty na głowach, rozdzielanie płci nie znikną. Więc działają na własną rękę, to takie piękne, gdy zdejmują chusty i zaczynają tańczyć. To było zawsze marzeniem, które teraz się spełnia. To czyni ten ruch wyjątkowym i daje mi nadzieję.
Jeśli znowu ludzie zaczną masowo trafiać do więzień, jakie może to mieć konsekwencje?
Mogłoby to doprowadzić do eskalacji. Protestujący zachowywali się dotychczas pokojowo, nie używali przemocy. Ale jeśli wzbierze gniew, może pojawić się krew. Z drugiej strony, z biegiem czasu ruch może też stracić na znaczeniu. I dlatego chce powiedzieć władzom Niemiec: Jeśli będzie wywierana presja z zewnątrz, to władze Iranu nie będą mogły pozwolić sobie na takie ekscesy i przemoc jak w latach osiemdziesiątych.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>
*Monireh Baradaran jest autorką, socjolożką i działaczką na rzecz praw człowieka. Napisała książkę "Przebudzenie z koszmaru", w której wspomina swój pobyt w irańskim więzieniu. Książka została przetłumaczona na kilka języków i w 1999 roku zdobyła nagrodę Carla von Ossietzky'ego.