Importowana żywność? Najchętniej bio!
16 lutego 2012Pomidory z Holandii, ogórki z Hiszpanii, banany z Kolumbii, soczewica z Kanady - przegląd półek z ekologiczną żywnością w niemieckich supermarketach to niczym wyprawa dookoła świata. W ubiegłym roku samych tylko eko-pomidorów sprowadzono do Niemiec 18 tys. ton. Obroty handlu ekoproduktami wzrosły w roku 2011 o prawie 10 proc. Niemcy wydali na bioprodukty prawie 6 mld euro.
Run na bio jest tak wielki, że niemieccy producenci nie są w stanie sprostać popytowi. Inna rzecz, że uprawy ekologiczne w Niemczech nie poszerzają się już tak szybko jak jeszcze przed kilku laty. Rolnikom bardziej opłaca się uprawiać kukurydzę jako paliwo dla wytwórni biogazu - mniej pracy, pewny zarobek, gwarantowany zbyt.
Importy dźwignią bio-boomu
Ponad 70 procent ekologicznych ziemniaków sprzedawanych na niemieckim rynku pochodzi z rodzimych upraw. Ale na tym kończy się lista niemieckich bio-specjałów. W ofercie ekologicznych sklepów gros warzyw jest z importu. "W wypadku marchwi - połowa jest importowana, w wypadku papryki jest to ok. 80 proc. czy nawet ponad to" - przyznaje Alexander Gerber, szef organizacyjny Zrzeszenia Ekologicznej Gospodarki Spożywczej (BÖLW) w wywiadzie dla Deutsche Welle. "Mleko sprowadzane jest najczęściej z Austrii i Danii, wieprzowina z Danii, Holandii i Włoch".
Co piąty niemiecki klient przynajmniej raz w tygodniu zaopatruje się w ekoprodukty. Ale ludzie przyzwyczaili się, że cały asortyment warzyw i owoców jest dostępny przez okrągły rok i oczekują tego także od bioproducentów. Oczekiwaniom tym pomagają sprostać wytwórcy z krajów sąsiadujących z Niemcami. Kraje Europy Wschodniej w coraz większym stopniu stają się spiżarnią dla Niemiec.
W niemieckich sklepach ekologicznych spotyka się jednak cały świat, bo naturalne jest, że z daleka importowany jest ryż, banany i kawa. Produkty ekologiczne muszą jednak mieć zapewnione także odpowiednie warunki transportu: są to przeważnie mniejsze ilości niż w wypadku produktów uprawianych na skalę przemysłową, w związku z czym bardziej skomplikowana i droga jest logistyka. "Poza tym na każdym etapie produkty te są poddawane kontroli, by wykluczyć wszelkie nadużycia. Wiele zachodu wymaga to, by w sklepie znalazł się gwarantowanie ekologiczny produkt" - zaznacza Alexander Gerber.
Wysokie standardy
Kto chce zadomowić się na niemieckim rynku, ten musi odpowiadać wysokim europejskim standardom i zdobyć odpowiedni certyfikat. Szczególnie na rynku poza-europejskim te certyfikaty to prawdziwy kłopot, przyznaje specjalista od importów żywności. "W wypadku Fair Trade istnieją globalne standardy, w wypadku bioproduktów ich nie ma" - zaznacza Markus Arbenz, szef organizacyjny międzynarodowego zrzeszenia rolnictwa ekologicznego (IFOAM). Każdy kraj ma swoje własne standardy i normy.
Z tego względu państwa takie jak Indie, Argentyna czy Kostaryka uzgodniły z Komisją Europejską uproszczone procedury importowe. Inni "wschodzący" bioproducenci jak na przykład Chiny częstokroć ściągają na siebie grad krytyki, bo okazało się, że ekocertyfikaty można tam kupować.
Jednak największy w ostatnich latach skandal z fałszowanymi certyfikatami miał miejsce nie na drugim końcu świata tylko po drugiej stronie Alp, we Włoszech, najważniejszym dla Niemiec eksporterze ekologicznych płodów rolnych. Włosi sprzedali niemieckim biohurtowniom oliwę, soczewicę, mąkę i ryż za ogólną sumę 220 mln euro - i bynajmniej nie były to, jak deklarowano produkty bio, tylko konwencjonalne, sprowadzane i etykietowane m.in. w Rumunii.
Ekoodzież z Indii
Na tegorocznych targach BioFach nowością jest prezentacja indyjskich producentów - nie tylko tych tradycyjnie sprzedających do Niemiec herbatę. W tym roku mają dalszą ofertę: ekologiczną odzież. "W Europie bardzo popularna jest ekologiczna bawełna, więc koncentrujemy się na jej uprawach, oraz na korzennych przyprawach" - zaznaczył Asit Tripathy, szef indyjskiej instytucji wspierającej handel EPEDA.
Tagi BioFach odbywają się w Norymberdza od 15 do 18 lutego 2012.
Matthias Rüd / Małgorzata Matzke
red. odp.: Bartosz Dudek