Impas w rozmowach o brexicie. Chodzi o finanse
12 października 2017Piąta runda rokowań brexitowych zakończyła się w czwartek w Brukseli bez żadnych znaczących osiągnięć. – Nie zrobiliśmy dużego kroku do przodu – ogłosił główny negocjator UE Michel Barnier. I oficjalnie potwierdził, że z tego powodu nie może zarekomendować szczytowi UE w przyszłym tygodniu przejścia do drugiej fazy negocjacji brexitowych, czyli do rozmów o przyszłych stosunkach handlowych między Unią i Wlk. Brytanią (szczególnie zależy na nich Londynowi). – W sprawie pieniędzy znaleźliśmy się w impasie, co jest bardzo niepokojące – powiedział Barnier.
Londyn odmawia rozmów o pieniądzach
Brytyjski dług wobec UE to jeden z trzech punktów pierwszej fazy negocjacji (oprócz praw obywateli UE w Wlk. Brytanii oraz sprawy granicy między unijną Irlandią i brytyjską Irlandią Płn.), w których Unia chce wstępnego porozumienia (w brukselskim żargonie - „wystarczającego postępu”) przed drugą fazą rokowań. – W kwestii praw obywateli, procesu pokojowego w Irlandii i finansów nie ma mowy o ustępstwach – ostrzegł Barnier. Wprawdzie premier Theresa May zadeklarowała we wrześniu we Florencji, ale jej przedstawiciele odmawiają rozmowy o szczegółach w Brukseli. – I jak skończył brexitowy Londyn, że na razie puste słowa o respektowaniu podpisu brytyjskich premierów pod decyzjami budżetowymi są wiadomością dla mediów? Kiedyś to byłoby oczywiste – ironizuje jeden z wysokich urzędników UE.
Wedle nieoficjalnych wyliczeń Komisji Europejskiej brytyjski dług wobec UE będzie wynosił ok. 60 mld euro w momencie brexitu w 2019 r. – W kwestii pieniędzy zajmujemy się wyłącznie szczegółami technicznymi. Strona brytyjska poinformowała, że nie jest gotowa doprecyzować swych zobowiązań, więc nie było negocjacji politycznych – powiedział Barnier w czwartek (12.10.17). Londyn na razie sugeruje gotowość do uregulowania tylko 20-30 mld euro, co doprowadziłby do cięć w obecnym wieloletnim budżecie UE z ostatnim płatnościami w 2023 r. Jego największym beneficjentem jest Polska.
W sprawie Irlandii, którą – wedle relacji jednego z dyplomatów – „Brytyjczycy w ogóle się nie przejmują”, UE na tym etapie zapewne wystarczyłby ogólne zapewnienia o staraniach na rzecz uniknięcia klasycznych kontroli granicznych. Niektórzy unijni urzędnicy spodziewali się, że piąta runda negocjacji zakończy się przynajmniej ugodą co do zachowania dotychczasowych praw przez obywateli UE (w tym blisko milion Polaków) mieszkających i pracujących w Wlk. Brytanii. Ale pomimo dużych ustępstw Londynu również i to się nie udało. Nadal nie ma ugody, jak zachować spójną interpretację praw obywateli UE przez Wlk. Brytanię i unijny Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu. Ponadto Londyn wciąż nie zgadza się na zachowanie swobodnego łączenia rodzin – np. Polaka w Londynie z żoną spoza UE. Spór dotyczy też zasad wypłacania brytyjskich zasiłków (czy też „eksportu zasiłków”) np. na mieszkające u dziadków w Polsce dzieci Polaków, którzy pracują na Wyspach.
- Osiągniecie znaczącego postępu w najbliższych dwóch miesiącach jest w zasięgu ręki – zapewniał Barnier. W takim wypadku grudniowy szczyt UE dałby zgodę na przejście do drugiej fazy rozmów. Tyle, że w Unii narastają podejrzenia, że rząd Theresy May będzie próbował wziąć Brukselę na przetrzymanie zwłaszcza co do pieniędzy. I liczy, że nawet jeśli nie byłoby do grudnia kompromisu w tej sprawie, to - naciskane przez biznes - rządy niektórych krajów Unii złamią konsensus i zaczną przeć do rozmów o pobrexitowym handlu. To byłoby ryzykowne m.in. dla Polski, której zależy na uniknięcie dziury w budżecie UE i gwarancjach dla Polaków w Wlk. Brytanii.
Twardy Berlin
Brytyjscy politycy od miesięcy głosili, że interesy niemieckiego przemysłu (m.in. samochodowego) skłonią kanclerz Angelę Merkel do złagodzenia stanowiska wobec rokowań o brexicie. Jednak na razie, ku rozczarowaniu Londynu, jest wręcz przeciwnie. Rząd Theresy May liczył, że najbliższy szczyt UE zleci Barnierowi otwarcie rozmów o - ważnym dla brytyjskiego biznesu - dwuletnim okresie przejściowym między brexitem i wejściem w życie nowej umowy handlowej między Unią i Wlk. Brytanią. Jednak nie ma na to większych szans. - Najpierw pieniądze i zamknięcie pierwszej fazy negocjacji. I to właśnie Niemcy są jednym z krajów, które najsilniej bronią obecnej taktyki negocjacyjnej UE – tak jeden z rozmówców relacjonuje brukselskie narady unijnych dyplomatów w tym tygodniu.
Pomimo to brytyjski minister ds. brexitu David Davis apelował w czwartek, by szczyt UE zezwolił Michelowi Barnierowi na „rozmowy o przyszłości” (czyli o okresie przejściowym, a może i umowie handlowej). – Mam nadzieję, że przywódcy dadzą Michelowi taką możliwość – powiedział Davis. Ale w rzeczywistości w przyszłym tygodniu zapadnie decyzja, czy szczyt UE w swych pisemnych postanowieniach pominie brexit milczeniem czy też co najwyżej – w ramach życzliwej zachęty dla rządu May – odnotuje pewne postępy w negocjacjach, albo zleci, być może, Barnierowi techniczne i wewnątrzunijne (bez udziału Londynu) rozmowy o okresie przejściowym.
Tomasz Bielecki Bruksela