Historycy: Niemcy współodpowiedzialni za ludobójstwo Ormian
5 marca 201529 września 1916 roku niemiecki dyplomata Gottlieb von Jagow zapoznał Reichstag ze strasznymi wydarzeniami. Chodziło o masowe wypędzenia i egzekucje, jakie miały miejsce na terenie Imperium Osmańskiego w Anatolii. Przedstawiciele Cesarstwa Niemieckiego sprawowali tam władzę kolonialną. Nadto Cesarstwo było sojusznikiem rządu osmańskiego, który rok wcześniej, wraz z wybuchem I wojny światowej, zapoczątkował masowe wypędzenia chrześcijańskich Ormian. Uzasadniając bezczynność strony niemieckiej Jagow zapewnił: „Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy”.
Cierpienie Ormian w oczach dzisiejszej Turcji
Kwestią tolerowania masowej zagłady zajął się Międzynarodowy Kongres Historyków. O tym, że Cesarstwo Niemieckie było uwikłane w deportacje Ormian, historycy wiedzieli nie od dziś. Kontrowersje budziło jedynie to, jaką rolę odgrywali Niemcy. Czy byli tylko świadkami? A może jednak współsprawcami? Według różnych źródeł ofiarą ludobójstwa padło od 300 tys. do 1,5 mln Ormian. W Armenii określa się tę katastrofę mianem „Aghet”, co jest równoznaczne z genocydem. Tymczasem w dzisiejszej Turcji tamto cierpienie uważa się po dziś dzień oficjalnie za „spowodowane wojną wypędzenie i za środek bezpieczeństwa”. Sporna jest w Turcji również liczba ofiar, co nadal uniemożliwia pojednanie.
Niemcy wiedzieli
W centrum zainteresowania uczestników berlińskiego kongresu, w którym udział wzięło 160 historyków, znalazła się jednak niemiecka współodpowiedzialność za tę zbrodnię. Według ormiańskiego historyka Ashota Hayruni z państwowego uniwersytetu w Erewaniu, nie ma co do tego wątpliwości, że Niemcy są współodpowiedzialni, ponieważ milczeli i odwracali głowy. Niemcy przyglądali się, gdy turecki rząd wdrażał plany masowego wysiedlania Ormian na pustynię Mezopotamii. Twierdzili, że nie chcią się mieszać, pomimo że dysponowali szczegółowymi informacjami.
Christin Pschicholz, niemiecka historyk z uniwersytetu w Poczdamie, nie ma już wątpliwości, że: „Niemiecki rząd dokładnie wiedział o prowadzeniu przez Imperium Osmańskie polityki eksterminacji wymierzonej przeciwko ludności ormiańskiej”. Do tego wniosku doszła ona po drobiazgowym przestudiowaniu akt MSZ. Marsze śmierci, egzekucje i roboty przymusowe: niemieccy dyplomaci szczegółowo opisywali wszystko, co się w tamtych czasach wokół nich działo. W dodatku byli świadomi okrucieństwa wobec Ormian, jak wynika z depeszy, którą niemiecki ambasador w Konstantynopolu (dzisiejszy Stambuł) przekazał 7 lipca 1915 roku na ręce kanclerza Rzeszy Niemieckiej. Napisał w niej, że „Zamierzeniem rządu (rządu osmańskiego, red.) jest zgładzenie rasy ormiańskiej w Imperium”.
Nie ludobójstwo a masakra
W podejściu dzisiejszych Niemiec do ludobójstwa Ormian niemiecka współodpowiedzialność w tamtych czasach nie ma bezpośredniego odzwierciedlenia. Żeby nie zakłócać relacji z sojusznikiem NATO, Turcją, przedstawiciele rządu Niemiec od dawien dawna unikają słowa „ludobójstwo”. W zamian za to mówią o „masakrze” i „wypędzeniach”.
Tymczasem Armenia, podobnie jak dwadzieścia innych krajów i większość zebranych w Berlinie historyków, określa tamte wydarzenia, zgodnie z konwencją ONZ z 1948 roku, mianem ludobójstwa. Rok temu ówczesny premier i obecny prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan przerwał wieloletnie milczenie tureckich oficjeli na ten temat. Przeprosił ofiary i ich potomków, mówiąc o „nieludzkich następstwach spowodowanych wypędzeniem Ormian”. O ludobójstwie jednak nie mówił.
„Niechlubna rola”
Dziesięć lat temu były enerdowski obrońca praw człowieka i były poseł do Bundestagu z ramienia SPD Markus Meckel był przy tym, gdy niemiecki parlament po raz pierwszy zajmował się sprawą Ormian. Również wtedy, ze względu na Turcję, nie można było uchwalić żadnej rezolucji, która zawierałaby pojęcie „ludobójstwa”. Po długich dyskusjach napisano, że „Niemcy przepraszają za niechlubną rolę Rzeszy Niemieckiej”. To wszystko. Meckelowi „jeszcze dziś przypominają się czasy komunistyczne, gdy coś takiego czyta”.
A przecież oficjalne uznanie przez Niemcy cierpienia Ormian jako ludobójstwa, mogłoby stać się ważnym sygnałem. - Każdy, kto unika tego pojęcia, pomniejsza znaczenie doznanego cierpienia i tamtej katastrofy - uważa Meckel. Takiego sygnału spodziewa się również po rządzie Niemiec ormiański historyk Ashot Hayruni. Nadto uważa on, że Niemcy powinny wpłynąć na Turcję, żeby ją skłonić do zmiany stanowiska w tej sprawie.
Do Erewania w małej obsadzie?
Już w połowie marca niemiecki Bundestag ma podczas debaty upamiętnić ofiary ludobójstwa Ormian. Jednak niewiele wskazuje na to, że w sporze o kulturę pamięci coś się zmieni. Wręcz przeciwnie, bo właśnie wybuchł spór o to, kto będzie reprezentować Niemcy na kwietniowych, centralnych uroczystościach z okazji setnej rocznicy ludobójstwa (deportacja Ormian 24 kwietnia 1915 roku zapoczątkowała wypędzenia tej grupy etnicznej).
W MSZ oświadczono, że jeszcze nie wiadomo, kto pojedzie do Erewania. Eksperci przypuszczają, że niemiecka powściągliwość w tej kwestii zostanie udokumentowana absencją czołowych polityków. Być może obecny będzie tylko niemiecki ambasador. Tymczasem Francję reprezentować będzie prezydent Francois Hollande.
Wniosek historyka Juergena Gottschlicha: „To skandal”.
Richard A. Fuchs / Iwona D. Metzner