Geniusze na dopalaczach
13 grudnia 2009Środki podwyższające sprawność naszego mózgu od dawna są na rynku. Chodzi o leki poprawiające pamięć i zdolność koncentracji, przeznaczone np. dla osób cierpiących na demencję, czy dla hiperaktywnych dzieci. Niepostrzeżenie jednak pojawiła się nowa grupa zainteresowanych – ludzie zdrowi. Bez hamulców zwracają się do lekarzy z prośbą o ten czy inny lek, który chętnie by wypróbowali, żeby lepiej się uczyć, mniej spać, jeszcze wydajniej pracować.
Takie ładowanie akumulatorów ma już swoją nazwę: Neuro-enhancement, program dla współczesnego człowieka-maszyny, zdolnego na zawołanie doprowadzić mózg do stanu najwyższej sprawności. Zmęczenie, wyczerpanie, brak energii? Pojęcia takie przestają istnieć. W stanach wyczerpania na przykład pomaga modafinil, wynaleziony we Francji w latach 70. Pierwotnie stosowany był w leczeniu narkolepsji. Dziś pomaga budzić zdrowych, ale sennych ze zmęczenia. Testy pokazały, że po zażyciu leku także mózg człowieka pozbawionego snu funkcjonuje na najwyższych obrotach. Tyle, że nie wiadomo, jakie są uboczne skutki takiej sztucznej stymulacji. A nie wiadomo, bo jak dotąd nie ma na ten temat długofalowych badań. Bezsprzeczny jest natomiast fakt, że praktycznie każdy skuteczny lek i każda chemiczna substancja przyjmowane przez dłuższy czas wywołują uboczne skutki zdrowotne.
Piloci królikami doświadczalnymi
Bardzo zainteresowane Neuro-enhancementem jest wojsko, które też eksperymentuje z modafinilem. Próby na pilotach samolotów bojowych wykazały, że po zażyciu preparatu są jeszcze sprawniejsi i mogą pracować dłużej utrzymując ten sam poziom koncentracji. Sztuczne zwalczanie zmęczenia kiedyś jednak się zemści. Gdy środki przestają działać, wyczerpanie jest tym większe.
Innym eksperymentalnym lekiem jest ritalin pomagający w zwiększeniu koncentracji. Przepisywany jest z reguły dzieciom z ADHD, zespołem nadpobudliwości psychoruchowej i deficytu koncentracji. Ale także zdrowi ludzie po zażyciu ritalinu czują się, jakby rosły im skrzydła. Nie ma jednak dowodów, że lek faktycznie pomaga w zwiększeniu koncentracji.
Dobre dla chorych, to i dla zdrowych?
Kolejną grupą mózgowych dopalaczy są środki przeciwdziałające demencji. Dla zdrowych sprawa jest jasna - skoro leki poprawiają pamięć chorym na demencję, równie dobrze mogą poprawić pamięć zdrowego człowieka. Jak wykazują badania, u większości wywołują jednak tylko mdłości. Co więcej, u ludzi, którzy i bez środków dopingujących są zdolni do wysokiej koncentracji, użycie ich prowadzi wręcz do obniżenia sprawności mózgu.
Zjawisko takie obserwował niemiecki neurolog Stefan Knecht. Wypoczętym osobom podawano leki zwiększające zdolność koncentracji, efekt był wręcz przeciwny: zaobserwowano u nich spadek koncentracji. Podczas innego eksperymentu zdrowe osoby przez kilka dni intensywnie uczyły się słówek. Część z nich dostawała przy tym tabletki stymulujące tzw. mózgowy układ nagrody. Rzeczywiście osoby z pobudzonym lekami układem nagrody uczyły się lepiej. Ale – ostrzegają badacze – stymulowanie układu nagrody, zwanego też „ośrodkiem przyjemności”, bardzo szybko może prowadzić do uzależnienia.
Chętnych nie brakuje
Niepokojące jest to, że co najmniej 25 procent recept na leki jak ritalin czy modafinil lekarze wypisują zdrowym ludziom; często są to członkowie rodziny, zaprzyjaźnieni pacjenci, czasami lekarz nie widzi problemu w farmakologicznym stymulowaniu mózgu.
Grupa naukowców opublikowała w ubiegłym roku w „Nature” oświadczenie, w którym domagała się odpowiedzialnego udostępnienia psychofarmaceutyków ludziom zdrowym. Jak stwierdzili: „Powinniśmy cieszyć się, że są nowe metody poprawiające funkcjonowanie naszego mózgu”. Ten sam renomowany magazyn przeprowadził w 2008 r. sondę wśród 1400 osób z 60 krajów – co piąta przyznała, że bierze leki, żeby usprawnić pamięć, zdolność koncentracji, czy w ogóle poprawić wydajność umysłową. Według przeprowadzonej anonimowo analizy jednej z niemieckich kas chorych dwa miliony Niemców przynajmniej raz pomogło sobie farmakologicznym dopingiem, a 800 tys. osób robi to regularnie. Jednym z pacjentów Izabelli Hauser, dyrektorki kliniki psychiatrii i psychoterapii w berlińskim szpitalu Charité był roztrzęsiony student, który żyjąc przez pół roku na mózgowym dopingu doprowadził się do stanu skrajnego wyczerpania nerwowego. Inny pacjent pojawił się po wybuchu kryzysu finansowego: bankowiec domagał się modafinilu, żeby móc pracować nie „normalne” 14 godzin, tylko 18.
Jestem wspaniały
Dopalacze dla mózgu nie tylko zwiększają zdolność koncentracji i pozwalają funkcjonować bez snu, i to nadzwyczaj sprawnie, ale poprawiają też wiarę w siebie. Czasami do karykaturalnych rozmiarów. Konsumenci tych preparatów zaczynają wierzyć w swoje nadludzkie możliwości, w życiu zawodowym, czy prywatnym czują się zdolni do wszystkiego i boleśnie dają to odczuć też swojemu otoczeniu. Stają się aroganccy, popadają w manię wielkości.
Mania wielkości co prawda niekoniecznie musi być efektem chemicznej stymulacji, równolegle jednak z rozwojem rynku neurodopingu coraz bardziej istotne stają się związane z nim kwestie etyczne, chociażby tak „trywialny” problem jak równość szans. Thorsten Galert, filozof, członek powołanej przez niemiecki rząd grupy badaczy analizującej skutki Neuro-Enhancementu podaje przykład renomowanej Nagrody Leibniza, najwyżej dotowanej nagrody naukowej w Niemczech. Jej pierwszy laureat po latach przyznał ze łzami w oczach, że swoje najlepsze prace napisał po zażyciu ritalinu.
Ja czy pigułka?
Problemem znacznie większych wymiarów jest odwieczne pytanie o tożsamość. Jak dalece moje „ja” zostaje nim, kiedy sztucznie zmieniam własny mózg, siedzibę świadomości? Czy jest to ciągle moja tożsamość, kiedy w pamięci, miarodajnej części mojej osobowości, pojawiają się nagle wspomnienia wywołane chemicznymi stymulatorami?
Naukowcy nie uważają leków nowej generacji za diabelski wynalazek. Bo też nie leki są problemem. Rzeczywistym problemem jest sposób obchodzenia się z ciągle rosnącymi wyzwaniami współczesności, z oczekiwaniami stawianymi w miejscu pracy. Prawdziwą sztuką jest znalezienie równowagi między potrzebą spełnienia oczekiwań, a własnym spokojem wewnętrznym. Kto jest w stanie znaleźć tę równowagę, nie potrzebuje dopalaczy.
Spiegel-Online, Christie Buth / Elżbieta Stasik
Red. odp. Iwona Metzner