Ekspert: Heidenau to nie Lichtenhagen sprzed 20 lat [WYWIAD]
26 sierpnia 2015„23 lata temu 22 sierpnia 1992 r. prawicowi ekstremiści wtargnęli do domu dla azylantów w Rostocku-Lichtenhagen i podpalili go. Przyglądało się temu i oklaskiwało ponad 3 tys. gapiów. W obliczu ostatniego zamachu w saksońskim Heidenau były pełnomocnik władz miejskich Rostocku ds. cudzoziemców Wolfgang Richter wspomina tę przerażającą noc.
Deutsche Welle: Czy można mówić o podobieństwach między Heidenau i Lichtenhagen?
Wolfgang Richter: Ośrodek w Heidenau założono w bardzo krótkim czasie. To wywołało niezadowolenie mieszkańców. Neonaziści oraz inni podżegacze wykorzystali ten temat i tu widzę podobieństwa do wydarzeń w Rostocku-Lichtenhagen.
Wówczas był Pan w płonącym schronisku z grupą 150 wietnamskich gastarbeiterów kompletnie zdany na siebie. Daremnie czekał Pan na pomoc policji i straży pożarnej. Czy dziś jest lepiej z ochroną policyjną dla uchodźców?
W Rostocku po dwóch dniach przemocy policja całkiem się wycofała. Przez dwie godziny byliśmy w ośrodku sami twarzą w twarz z napastnikami bez jakiejkolwiek ochrony. Teraz w Rostocku po tych wydarzeniach kontakty z policją mocno się zacieśniły i poprawiła się też zdecydowanie współpraca. Nigdy już policja w Rostocku po raz drugi by tak nie zawiodła.
Czego nauczyła Pana ta historia?
Ogromną rolę odgrywa świadomy wybór miejsc na ośrodki dla azylantów. Wtedy w połowie i pod koniec lat 90-tych staraliśmy się usytuować nowe schroniska w miastach, a nie poza ich obrębem w dzielnicach przemysłowych. Wielką rolę odgrywa również zorganizowanie na czas spotkania z mieszkańcami, tak by nie dowiadywali się o powstawaniu nowych ośrodków dla uchodźców z mediów. My zaangażowaliśmy wtedy całe środowisko i utworzyliśmy rady reprezentujące mieszkańców i imigrantów.
Pana praca z uchodźcami jest znana w całych Niemczech, jako „model z Rostocku”. Sądzi Pan, że byłby to odpowiedni model dla Heidenau?
W przypadku rostockiego modelu chodziło o szerzej pojętą integrację, niż tylko samą opiekę nad uchodźcami. Ustaliliśmy 5 punktów ciężkości: przedszkola, szkoły, podstawowe wykształcenie zawodowe dla młodych imigrantów, naukę zawodu i języka dla dorosłych oraz proces samoorganizowania się. Aby móc coś takiego realizować, niezbędni są partnerzy z partii politycznych. Potrzebny jest burmistrz, który zajmie oficjalnie jasne stanowisko.
Wciąż tworzy się nowe ośrodki dla uchodźców, nie informując o tym mieszkańców. Czy to wynika z tak dużego napływu uchodźców?
To możliwe. Ale nawet w takiej sytuacji koniecznie trzeba zwołać zebranie mieszkańców w danej miejscowości. Wymaga to sporego wysiłku, ale takie podejście jest bardzo ważne. Obecnie panują w RFN inne nastroje niż wtedy na początku lat 90-tych.
Czy po wydarzeniach w Rostocku-Lichtehagen miał Pan jeszcze kontakt z mieszkańcami wrogo nastawionymi do obcokrajowców? Czy może świadomie schodzi im Pan z drogi?
Po zajściach w Lichtenhagen spotkałem się z dużą aprobatą i poparciem, co pozwoliło mi kontynuować moją pracę jako pełnomocnik ds. cudzoziemców. Miesiącami otrzymywałem kwiaty od osób, które spontanicznie zaglądały do biura, co mnie niezmiernie cieszyło. Otrzymałem jednak też listy z obelgami i dziewięciokrotnie grożono mi śmiercią.
Pamiętnej nocy w Rostocku- Lichtenhagen, kiedy drżał Pan o życie razem z wietnamskimi gastarbeiterami, stracił Pan wiarę w ludzi?
Coś się we mnie zmieniło. Pogromy znałem wyłącznie z książek historycznych. W Lichtenhagen przekonałem się, że są ludzie, którym jest wszystko jedno, kiedy w płomieniach giną inni. Nigdy dotąd nie patrzyłem tak głęboko w ludzką otchłań zła.
Spotkał Pan też ludzi, którzy zrewidowali swoje wcześniejsze ksenofobiczne poglądy?
W Lichtenhagen zaczepiały mnie na ulicy osoby, które przyznawały się, że w były pod schroniskiem w pierwszych dwóch dniach wydarzeń. Kiedy jednak trzeciego dnia podpalono budynek, zrozumiały, że nie powinno było do tego dojść. Jestem pewny, że zapowiedź, jak wtedy, „żeby zorganizować się na łące” dzisiaj wywołałaby w Rostocku liczne protesty. Ubiegłej jesieni jeden z odłamów Pegidy z Meklemburgii - Pomorza Przedniego zgłosił trzykrotnie w Rostocku demonstrację, ale żadnej nie przeprowadził. Nie był w stanie zmobilizować ludzi. W zamian za to doszło do antydemonstracji, w której wzięło udział ok. 3-4 tys. osób. To był właśnie pozytywny sygnał z Rostocku.
*Wolfgang Richter pełnomocnik władz miejskich ds. cudzoziemców w Rostocku. Od 2011 r. pracuje w placówce opieki socjalnej, zajmując się kwestiami opieki przedszkolnej i nauczania przedszkolnego, pomocy rodzinom. Aktualnie pracuje nad nowymi projektami.
Rozmawiała Astrid Prange / tł. Alexandra Jarecka