Die Welt: PiS to nie jest Polska
1 lutego 2016„Dwie, trzy nierozsądne wypowiedzi polityków i nagle »relacje polsko-niemieckie są złe jak nigdy dotąd«. Dlatego niemiecki minister spraw zagranicznych musi się spotkać z kolegą w Warszawie, aby potem przed lasem mikrofonów ogłosić coś wręcz przeciwnego – pozostajemy przyjaciółmi” – pisze w poniedziałkowym (1.02.16) wydaniu opiniotwórcza „Die Welt”.
W takiej sytuacji jak ta, człowiek przeciera oczy ze zdziwienia, lecz – jak zauważa autor artykułu w berlińskim dzienniku – nie tyle rozbawiony, co rozgniewany. Marco Martin zastanawia się, czy „rozwinięte społeczeństwa europejskie w XXI w. rzeczywiście muszą przyzwalać na to, żeby w ich imieniu rozpętywać lub łagodzić konflikty", żeby „tę rolę, którą w dawnych czasach uzurpowali sobie królowie i książęta, przejmowali teraz tylko czasowo urzędujący politycy”?
„Stosunki niemiecko-polskie nie mają się źle”, przynajmniej te międzyludzkie – „odwołuje alarm” autor artykułu w „Die Welt”. Nawet we wschodnich Niemczech już prawie nikt nie wierzy w „rasistowską karykaturę rzekomego Polaka-złodzieja”, a kiedyś wykpiwana jako synonim bałaganu „polska gospodarka” rozwija się stabilnie, chociaż nie wszyscy Polacy czerpią z tego korzyści. Zaś setki tysięcy Polaków pracujących w Niemczech, czy przyjeżdżających w weekend do Berlina na zakupy, mają okazję przekonać się, że obecna RFN nie ma nic wspólnego z dawnymi hitlerowskimi Niemcami ani z rewanżyzmem. Polacy nie pozwolą robić sobie wody z mózgu – stwierdza Marco Martin mając na myśli antyniemiecką propagandę.
Przypomina on, że na wzajemne postrzeganie społeczeństw Polski i Niemiec wpływa też „niezliczona liczba inicjatyw pojednawczych od Gdańska po Wrocław”, w ramach których Niemcy i Polacy wspólnie odkrywają „bardzo złożoną przeszłość” i „tworzą dla przyszłych pokoleń coś w rodzaju pamięci europejskiej”.
„Wiedza zamiast uprzedzeń, pamięć o faktach zamiast żalów opartych na pogłoskach”, „wszystko na stół bez relatywizowania i przemilczania – to jest do zawdzięczenia epokowemu przełomowi w 1989 roku”, podkreśla Marco Martin w „Die Welt” i pyta, czy obecnie rządząca w Polsce prawica jest w stanie zniszczyć to, co osiągnięto?
W odpowiedzi na to pytanie niemiecki dziennikarz pisze, że rządzący PiS zyskał wprawdzie w wyborach 38 proc. głosów, lecz przy niskiej frekwencji wyborczej. W związku z tym ma zaledwie 19-procentowe poparcie społeczne i to nie znając „ukrytej agendy”. Autor artykułu zaznacza, że „nieprzypadkowo przed zwycięstwem w wyborach nie było w ogóle mowy o planowanym zawłaszczeniu Trybunału Konstytucyjnego i objęciu kontrolą rządową mediów publicznych; PiS wygrał wybory dzięki swemu krótkotrwałemu wizerunkowi umiarkowanej partii prawicowej”. Marco Martin przekonuje, że znając ten kontekst można „zapobiec histerii” i „wpadaniu w pułapkę” błędnego zrozumienia tego, co obecnie w Polsce rządząca partia PiS nazywa „wolą polskiego narodu”.
„Duchowy bolszewizm”
Dla „Die Welt” mówienie w imieniu narodu i „naszego” państwa, które, w opinii, polskiego ministra spraw zagranicznych należy „uleczyć z chorób” jest „duchowym bolszewizmem”. „Dzięki Bogu i przełomowi w 1989 roku brakuje totalitarnych narzędzi”, do przeforsowania tych zamiarów – konstatuje autor artykułu w berlińskim dzienniku.
„Już teraz dziesiątki tysięcy Polaków protestuje przeciwko tej arogancji na ulicach, śpiewając dawne piosenki Solidarności, nie dając się zbić z tropu oficjalnymi denuncjacjami (a młodsze pokolenie odkrywa właśnie wspaniałe tradycje ruchu oporu). Dobrze wiedzą, że protestującymi nie są postkomuniści obawiający się o swoje przywileje, lecz antykomunistyczne i liberalne, polskie społeczeństwo obywatelskie” – pisze Marco Martin.
Dziennikarz wskazuje na kilka innych aspektów, które należy wziąć pod uwagę przy „doborze słów” w ocenach tego, co dzieje się w Polsce. Na przykład: odwoływanie się Warszawy w reakcjach na wypowiedź komisarza Oettingera do historii II wojny światowej - zdaniem autora artykułu - pokazało znów, jak „niektórzy politycy PiS instrumentalizują historię”.
W konkluzji Marco Martin radzi, żeby „zachować zimną krew”. „Nasi polscy sąsiedzi w żadnym wypadku nie pogrążają się w wirze irracjonalności i doskonale wiedzą, że to nie dobrobyt i liberalizm symbolizujący UE są problemem, lecz polityka ukształtowanego przez KGB szefa Kremla Putina”. Autor artykułu wyraża nadzieję, że kiedyś zrozumieją to też obecnie rządzący w Polsce.
Opr. Barbara Cöllen