Czego Europa może nauczyć się od Afryki?
2 stycznia 2016DW: Podtytuł Pańskiej książki brzmi "Czego możemy nauczyć się od Afryki". Wielu Europejczykom może się to wydać dziwne, a może nawet prowokujące. Czego więc możemy nauczyć się od Afryki?
Hans Stoisser: W mojej książce starałem się opisać Afrykę taką, jakiej raczej nie znamy. Pisałem o niej nie jako o kontynencie dotkniętym katastrofami i kryzysami, zdanej na naszą pomoc rozwojową, tylko o Afryce takiej, jaką sam poznałem. W ciągu ostatnich 20, 25 lat, w których wciąż ją odwiedzałem, miałem tam okazję współpracować z ludźmi, którzy byli coraz lepiej wykształceni, coraz zamożniejsi, bardziej dynamiczni i optymistyczni. Widziałem też pozytywne zmiany w otoczeniu: nowe centra handlowe, coraz więcej nowych technologii komunikacyjnych i tak dalej. Poznałem Afrykę żywą, pełną optymizmu, rozwijającą się gospodarczo i przeżywającą wiele zmian na lepsze.
Jestem przekonany, że powinniśmy to zauważyć i docenić. Zrozumieć, że wiele państw afrykańskich chce wyrwać się z zaklętego kręgu biedy i niesprawiedliwości. Przede wszystkim jednak uważam, że powinniśmy zmienić zasadniczo naszą narrację o Afryce.
Opisuje Pan Afrykę jako "kontynent szans". Jednocześnie jest w niej wciąż wiele państw, w których toczy się wojna, państw dotkniętych rozkładem struktur władzy, z których uciekają ludzie przed nędzą, głodem i terrorem. RzeczywistośćAfryki, to nie tylko szanse, czy się mylę?
W Afryce mamy do czynienia z różnymi kryzysami; są w niej też państwa określane jako upadłe. Jeśli jednak przyjrzymy się bliżej zjawisku, które określamy mianem kryzysu migracyjnego, to musimy przyznać, że większość uchodźców nie pochodzi z Afryki, tylko z Syrii, Iraku i Pakistanu. Zgoda, także w Afryce są i będą kryzysy. Jeśli w którymś z państw afrykańskich dojdzie do kryzysu na dużą skalę, to musimy liczyć się z napływem uchodźców z tego państwa. Z drugiej strony musimy dostrzegać różnicę pomiędzy uchodźcami z regionów dotkniętych działaniami wojennymi i migrantami gospodarczymi, ludźmi poszukującymi szans na lepsze życie. Tym pierwszym musimy udzielić pomocy humanitarnej i prowadzić właściwą politykę bezpieczeństwa; na tych drugich powinniśmy reagować właściwą polityką gospodarczą i zagraniczną.
Kiedy mówimy o migracji z państw Afryki Zachodniej do Europy, częstym argumentem jest brak tam perspektyw dla młodzieży. Pan tymczasem pisze o tej młodzieży jako wielkiej szansie dla Afryki...
Naturalnie. Proszę zwrócić uwagę, że w tzw. Czarnej Afryce wzrost gospodarczy w ciągu ostatnich 20 lat był wyższy niż przyrost ludności. Oznacza to, że szanse dla tamtejszej młodzieży nie pogorszyły się. Mówię o pewnej średniej, bo w poszczególnych krajach różnie to wciąż wygląda.
Z 54 państw afrykańskich 30 należy uznać za względnie dynamiczne. Moim zdaniem można spodziewać się po nich umocnienia gospodarki, rozwoju infrastruktury, zwiększenia zatrudnienia i poziomu wykształcenia młodzieży. Czołowe stanowiska obejmują w nich dziś przedstawiciele młodego pokolenia, które wzrosło z technologiami otwierającymi przed nimi świat - z internetem, komputerami i telefonami komórkowymi.
Zwraca Pan uwagę na niebezpieczeństwo, że Europa może to przegapić i pisze Pan, że w Afryce bardziej aktywni są inni. Kogo ma Pan na myśli i co oni robią lepiej od nas?
To prawda. Nie można mówić o rozwoju w państwach afrykańskich bez zwrócenia uwagi na zaangażowanie Chin. A także Indii, Pakistanu i Turcji. Chińczycy odnoszą w Afryce najwięcej sukcesów, bo rozwijają tam wiele różnych projektów. Za największe osiągnięcie polityki Pekinu wobec Afryki, zapoczątkowanej już w latach 90. ubiegłego wieku, uważam oparcie jej na zasadzie "nieinterwencji". Chiny nie mieszają się w wewnętrzne sprawy państw, z którymi współpracują i w zamian za to mają dostęp do wielu cennych, lokalnych surowców i dostarczają na tematejsze rynki różne urządzenia i systemy poprawiające infrastrukturę w tych państwach. Od samego początku Chiny nastawiły się na wymianę i współpracę z korzyścią dla obu stron, a nie na udzielanie Afryce pomocy. Ta strategia zdaje w sumie egzamin i moim zdaniem jest dużo bardziej obiecująca niż europejska pomoc rozwojowa.
Ostatni szczyt UE-Afryka na Malcie w listopadzie 2015 roku dotyczył głównie kryzysu migracyjnego. Sądząc po jego ustaleniach można dojść do wniosku, że starano się ograniczyć napływ afrykańskich uchodźców i migrantów do UE przy pomocy pieniędzy w postaci utworzenia tzw. funduszu powierniczego. Czy uważa Pan to za słuszne?
Na Malcie postanowiono parę mądrych rzeczy. Na przykład wymianę studentów w ramach programu ERASMUS. Ale w sumie jestem sceptyczny. Nie sądzę, żeby falę migrantów udało się powstrzymać pieniędzmi. W perspektywie długoterminowej powinniśmy utworzyć sprawnie funkcjonującą sieć powiązań z nową klasą średnią w państwach afrykańskich, ponieważ jej przedstawiciele są naszymi naturalnymi partnerami. Tak samo jak my życzą oni sobie lepszego życia, poczucia bezpieczeństwa i więcej wolności osobistych. To oni są zaporą przeciwko przyszłym autorytarnym reżimom a tym samym przeciw przyszłym nowym kryzysom. Jeśli nawiążemy z nimi bliższe kontakty i współpracę, lepiej ich poznamy, łatwiej poradzimy sobie z migracją.
Przedsiębiorca i doradca Hans Stoisser mieszka w Wiedniu i od 1982 roku odwiedza regularnie różne państwa afrykańskie. Swoje obserwacje i przemyślenia z tych podróży zawarł w książce "Der schwarze Tiger - Was wir von Afrika lernen können" ("Czarny tygrys - Czego możemy nauczyć się od Afryki"), która ukazała się w listopadzie 2015 roku.
Z Hansem Stoisserem rozmawiał Thomas Mösch
opr. Andrzej Pawlak