Czechy: Wielka chlewnia na kościach umarłych
25 lipca 2022W poniedziałek (25.7.2022) na teren chlewni wchodzi firma, która na wykonanie wszystkich prac ma 101 dni od chwili przejęcia placu budowy, czyli od minionego piątku. Tego dnia przedstawiciele czeskiego państwa i romskiej mniejszości symbolicznie zainicjowali jej rozbiórkę, demontując symboliczny mur z betonowych kostek.
Czeski minister kultury Martin Baxa przeprosił potomków ocalałych i tych wszystkich, którzy od ponad ćwierć wieku domagali się przekształcenia terenu dawnego obozu w miejsce pamięci, za opieszałość „naszych poprzedników”. To były wszystkie rządy Republiki Czeskiej od jej usamodzielnienia się po podziale Czechosłowacji, bo problem z chlewem zaczął się najpóźniej 13 maja 1995 roku, kiedy to ówczesny prezydent Václav Havel odsłonił pomnik ku czci ofiar obozu na pobliskim cmentarzu. Władzę sprawował wtedy pierwszy gabinet Václava Klausa, współsprawcy czesko-słowackiego rozwodu.
„Jednak to Czesi…”
– Cygański obóz koncentracyjny powstał na polecenie nazistowskich urzędników niemieckich – powiedział czeski prezydent w Letach w 1995 roku. – To jednak czescy żandarmi zarządzali obozem i pilnowali więźniów, to Czesi mieszkający w pobliżu obozu wykorzystywali tanią siłę roboczą cygańskich więźniów. Tylko niewielu z tych Czechów znalazło w sobie dość współczucia i odwagi, by złagodzić ich tragiczny los – podkreślił szef państwa.
Czechem był również komendant obozu, żandarm Josef Janovský. Nie podlegał Niemcom, lecz władzom ustanowionego przez nich Protektoratu Czech i Moraw, czyli także Czechom.
Teraz, czyli ponad 27 lat później, przewodnicząca czeskiego parlamentu Markéta Pekarová Adamová miała więc mocne argumenty, by w Letach powiedzieć, że rozbiórka chlewu oznacza „początek końca jednego z najbardziej haniebnych rozdziałów w naszej historii”.
Tak zwane „obozy cygańskie”
Leżące około 80 kilometrów na południowy zachód od czeskiej stolicy Lety to gmina, w której żyje około 300 mieszkańców. Sam obóz znajdował się w lesie, około trzy kilometry za wsią. Został utworzony przez ministra spraw wewnętrznych Josefa Jeżka 15 lipca 1940 roku na podstawie rozporządzenia o karnych obozach pracy z 2 marca 1939 roku. Uchwalił je czechosłowacki rząd na dwa tygodnie przed okupacją przez III Rzeszę. Obóz był przeznaczony dla mężczyzn skazanych za uchylanie się od pracy.
To się zmieniło 1 sierpnia 1942 roku, kiedy obóz w Letach został przekształcony w tak zwany „cygański”. Drugi taki powstał w Hodonínie koło Kunsztátu na Morawach. W każdym z tych obozów zamknięto w ciągu kilku miesięcy ich istnienia po ponad 1300 mieszkańców protektoratu uznanych za „cyganów”. Tak właśnie to słowo jest pisane na czeskim portalu holocaust.cz: małą literą i w cudzysłowie. Albowiem „cyganem” nie musiał być etniczny Rom, mógł nim być też włóczęga czy drobny złodziej.
Do Let i Hodonína wysyłano całe rodziny: mężczyzn, kobiety i dzieci. To wystarczy, by – jak twierdzą historycy, na przykład Duszan Slaczka z Muzeum Kultury Romskiej w Brnie – te obozy spełniały definicję obozu koncentracyjnego, choć ich w nazwie tego słowa nie było.
Śmierć i transporty
Z 1309 więźniów Let zmarło w obozie co najmniej 326. Przyczyną ich śmierci były katastrofalne warunki higieniczne, nieustanny głód, a w końcu epidemia tyfusu. 241 ofiar nie miało 14 lat. Nie przeżyło ani jedno z tych 30 dzieci, które się urodziły w obozie.
W grudniu 1942 roku z obozu niemieckie władze okupacyjne zleciły wywózkę 78 kobiet i 16 mężczyzn do obozu koncentracyjnego Auschwitz I w Oświęcimiu. Grupa ta została oznaczona jako „transport aspołecznych”. W maju 1943 do obozu Auschwitz II Birkenau w Brzezince odesłano ponad 400 „rasowych cyganów”, do których dołączono drugie tyle pozostających do tego czasu na wolności. Tym razem podstawą deportacji był rozkaz Himmlera z grudnia 1942 roku o wysyłce wszystkich „cyganów” do Auschwitz. Pozostałych około 200 więźniów „niecyganów” wysłano do Hodonína lub zwolniono. W czasie istnienia „obozu cygańskiego” około 50 jego więźniów uciekło.
Po drugim transporcie do Auschwitz zaczęła się likwidacja obozu. Co się dało wykorzystać, zostało zdemontowane, baraki spalono. 8 sierpnia 1943 roku obóz w Letach przestał istnieć.
Z 6500 „cyganów”, których zarejestrowały władze protektoratu, wojnę przeżyło około 600.
Szok w Czechach
W 1972 roku tam, gdzie podczas wojny znajdował się „obóz cygański” rozpoczęła się budowa wielkoprzemysłowego chlewu. Powstało 13 budynków, każdy na tysiąc prosiąt.
– Nazistowski system totalitarny wymordował prawie wszystkich Romów. Totalitarny reżim komunistyczny zadbał o to, aby pamięć o romskich ofiarach została zapomniana: miejsce tragedii w Letach zostało nawet przykryte chlewnią – mówił Václav Havel podczas uroczystości odsłonięcia pierwszego pomnika ofiar obozu w 1995 roku. – Pamięć o romskich ofiarach jednak nie zniknęła – dodał.
Ale tak naprawdę przez długie lata o istnieniu tego miejsca wiedzieli jedynie miejscowi, którzy jednak tym się nie chwalili, oraz nieliczni historycy, jak Ctibor Neczas z Uniwersytetu Masaryka w Brnie, który w latach 70. pisał o obozie artykuły do naukowych czasopism.
Dlatego artykuł Amerykanina Paula Polanskiego opublikowany w gazecie „The Decorah Journal”, wydawanej w liczącym kilka tysięcy mieszkańców miasteczku Decorah w Iowa, gdzie mieszka sporo ludzi wywodzących się z Czech, wywołał w Pradze szok. Polanski pisał o „obozie cygańskim”, o którym nikt nic nie wiedział. I nie był to miły tekst.
40 tysięcy dokumentów
Od 1971 roku Polansky odwiedzał rok w rok czeskie archiwa, szukając tam swoich korzeni. Po 20 latach pracy nad własnym rodowodem z genealogii uczynił źródło dochodów. W ten sposób, badając rodowód czeskiego Żyda, który opuścił rodzinne strony w 1848 roku, trafił na nazwę Lety.
– Zacząłem robić badania w Letach i dowiedziałem się, że w czasie II wojny światowej był tam obóz cygański. Niektórzy nazywali go obozem reedukacyjnym, niektórzy obozem pracy, niektórzy obozem koncentracyjnym, a miejscowi z okolic Let i Orlika obozem śmierci. Dowiedziałem się też, że w trzebońskim archiwum znajduje się 40 tysięcy dokumentów dotyczących tego obozu. To była dla mnie rewelacja. Nagle pojawił się obóz tylko dla Cyganów, o których jest 40 tysięcy dokumentów. To musiał być ważny obóz, prawda? – powiedział w 2016 roku w rozmowie z Czeskim Radiem.
„Ostateczne rozwiązanie…”
Początkowo tylko jedna redakcja zajęła się rewelacjami Polanskiego: tygodnik „Respekt” – czasopismo, które narodziło się jako „Informaczní servis” w mieszkaniu dysydenta Alexandra Vondry 18 listopada 1989 roku. Dzień wcześniej na ulicach Pragi doszło do dramatycznych wydarzeń, które doprowadziły do upaku komunizmu w Czechosłowacji.
W numerze „Respektu” z 3 października 1994 roku ukazał się artykuł pod bardzo mocnym tytułem: „Ostateczne rozwiązanie na czesko-niemiecki sposób”. Jego autorzy już w pierwszym zdaniu odwołali się do tekstu Polanskiego, „który sprawił, że dziesiątki urzędników czeskiego MSZ miały przez całe lato ręce pełne roboty”. I „choć w końcu się okazało, że śmiałe twierdzenia Polanskiego nie opierały się na prawdzie”, to zdaniem autorów „jego skandaliczny artykuł pomógł otworzyć mało znany rozdział czeskiej historii”.
I to skutecznie, skoro pół roku później w Letach stanął pomnik ku czci ofiar „obozu cygańskiego”. Niektórzy jednak po latach negowali, że był to obóz koncentracyjny – jak komunista Miroslav Ransdorf, prezydent Václav Klaus, czy minister finansów i szef ruchu ANO, późniejszy premier Andrej Babisz. Jedynie ten ostatni się wycofał ze swoich słów i przeprosił tych, których nimi uraził.
„Wielu tego nie chciało”
– Wróćmy do romskich obozów koncentracyjnych w Czechach i na Morawach. Jak pan myśli, dlaczego zostały tak dokładnie zapomniane? – pytał „Respekt” w styczniu 1995 roku profesora Ctibora Neczasa. – Bo wielu tego chciało. Ci, którzy pracowali jako żandarmi w obozach, burmistrzowie, którzy wiedzieli o sytuacji Romów i czerpali z tego korzyści, na przykład każąc im pracować na swej ziemi. Wszyscy chcieli zapomnieć – odpowiedział historyk. – Ale Romom nie było to obojętne.
A jednak jeszcze ponad ćwierć wieku musiało minąć by udało się doczekać dnia, w którym zacznie się przywracanie temu miejscu należnego mu szacunku. Za rok w miejscu byłego obozu ma stanąć budynek, pod dachem którego znajdzie się stała wystawa, teren zostanie zrekultywowany, a groby odnowione. Inwestycja ma kosztować sto milionów koron (cztery miliony euro), z których spora część wpłynie z funduszy norweskich.