Cienie niemieckiego kolonializmu
20 czerwca 2020Posąg brytyjskiego handlarza niewolnikami Edwarda Colstone'a w brytyjskim Bristol skończył w portowym basenie. W Bostonie demonstranci skrócili o głowę Krzysztofa Kolumba. W Antwerpii, ojcowie miasta przezornie zdjęli z cokołu pomnik króla Leopolda II, który obarczony jest odpowiedzialnością za okrucieństwa w jego "prywatnej" kolonii w Kongo. Symbole kolonializmu znalazły się na całym świecie na celowniku jako wyraz "białego" rasizmu. Przez długi czas nikt się nimi nie interesował. To zmieniło się najpóźniej po tragicznej śmierci Afroamerykanina George'a Floyda zabitego przez białego policjanta.
Niemcy mają tylko krótką historię kolonialną trwającą od 1884 r. do końca pierwszej wojny światowej. Wtedy to musiały oddać swoje kolonie w Afryce, Oceanii i Azji wschodniej. Ale w szczycie swojego rozwoju Niemcy były czwartą potęgą kolonialną świata. Ślady te pozostały do dziś.
Ulice, place, pomniki
Do dziś ulice i place w Niemczech noszą nazwiska kolonizatorów takich jak Carl Peters, Adolf Lüderitz czy Gustav Nachtigal. Głównodowodzący niemieckiego garnizonu w niemieckiej Afryce Wschodniej, Paul von Lettow-Vorbeck, jeszcze kilka lat temu był patronem koszar i szkół. Do dziś w Bad Lauterberg istnieje pomnik Hermanna von Wissmanna, byłego gubernatora kolonii, a w Stendal w Saksonii-Anhalt popiersie Nachtigala, byłego komisarza Rzeszy w niemieckiej Afryce Zachodniej (dziś Kamerun i Togo).
Jak potraktować te pomniki, nazwy ulic i zrabowaną przez kolonialistów sztukę w muzeach? Od wielu lat toczy się dyskusja, czy Niemcy powinny przeprosić za krwawe stłumienie powstania plemion Herero i Nama w niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej czy plemienia Maji-Maji we wschodniej Afryce. Mowa jest także o odszkodowaniach. To wszystko cienie niemieckiej historii kolonialnej sprzed 100 lat.
Spór o nazwy ulic
W tak zwanej "dzielnicy afrykańskiej" w Berlinie od lat już toczony jest spór o zmiany nazw ulic. Rada dzielnicowa uchwaliła przed dwoma laty takie zmiany; ich patronami zostać mają bojownicy ruchu oporu przeciwko niemieckim kolonizatorom. Jednak wielu mieszkańców i właścicieli sklepów jest temu przeciwnych często nie z powodów politycznych, ale dlatego, że chcą uniknąć kosztów zmiany adresu. Niektórzy kierują się po prostu przyzwyczajeniem. Obecnie dyskutowana jest kompromisowa propozycja czyli „podstawienie” innych zasłużonych osób noszących te same nazwiska, ale inne imiona. I tak patronem placu kolonizatora Gustava Nachtigala ma na przykład zostać teolog Johann Nachtigal. Innego brutalnego kolonizatora, Carla Petersa, jako patrona alei zastąpił już antyfaszysta Hans Peters.
W Hamburgu obrano inną filozofię. Tutaj na terenie koszar imienia Lettowa-Vorbecka przy jego popiersiu i popiersiu Lothara von Trotha zamieszczono tabliczki z wyjaśnieniem, że uczestniczyli oni w dławieniu powstań w niemieckich koloniach. Co będzie dalej, jeszcze nie wiadomo. Władzom chodzi generalnie o to, by ta wstydliwa historia pozostała także w pamięci przyszłych pokoleń - nie jako gloryfikacja, ale jako ostrzeżenie.
Antypomniki?
Jeszcze krok dalej idzie stowarzyszenie "Postkolonial". Działa ono w 20 niemieckich miastach. W Hamburgu członkowie stowarzyszenia deklarują na swojej stronie internetowej zaangażowanie "na rzecz szerokiej dekolonizacji na obszarze miasta Hamburga i przedstawiania historii antykolonialnego ruchu oporu, jak i upamiętniania ofiar kolonializmu i rasizmu". Rozciąga się to na zmianę nazwy ulic, ale członkom stowarzyszenia nie chodzi tylko o zwykłe wymazanie śladów kolonializmu. Christian Kopp, rzecznik stowarzyszenia w Berlinie wyjaśnia, że w grę wchodzą także antypomniki. Krytyczne tablice informacyjne to dla niego za mało. Jürgen Zimmerer, historyk i afrykanista z uniwersytetu hamburskiego, widzi to tak: - Jako historyk zainteresowany jestem tym, by utrzymać pomniki jako źródła historyczne. Jednak muszą one zostać radykalnie zdekomponowane i odheroizowane.
Przykładem przemilczania jest grób Lothara von Trotha. Na jego rozkaz w 1904 r. brutalnie stłumione zostało powstanie plemion Herero i Nama w niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej (dzisiejsza Namibia). Na jego grobie nie ma żadnych informacji na ten temat.
Ale czy można oceniać postaci historyczne, stosując do nich dzisiejszą miarę? Jürgen Zimmerer uważa, że absolutnie tak, "w przeciwnym razie nie moglibyśmy się przecież zdystansować czy potępić Hitlera, Himmlera i spółki. W obecnej debacie chodzi przede wszystkim o to, czy dane postacie historyczne nadają się na wzory i tutaj można stosować nasze dzisiejsze wzorce. Na podstawie pomników ustalamy także nasze wartości i wyobrażenia".
Niemiecki kolonializm był dotąd mało znanym rozdziałem historii. Johann Hinrich Clausen, pełnomocnik ds. kultury Kościoła ewangelickiego w Niemczech, należy do tych, którzy cieszą się, że dzięki protestom niemieckie społeczeństwo zajęło się tym tematem. Wprawdzie nie można porównywać obecnego traktowania pomników w Niemczech z takimi krajami jak USA czy Wielka Brytania. Jednak teraz niemiecki kolonializm wreszcie dociera do świadomości publicznej. Clausen widzi w tym szansę na szeroką edukację.