Były naczelny Indexu: „Żałosna i przerażająca kampania”
1 sierpnia 2020Deutsche Welle: W ubiegłym tygodniu został Pan zwolniony ze stanowiska naczelnego Indexu, największego i najbardziej popularnego medium na Węgrzech. Czy było to dla Pana niespodzianką?
Szabolcs Dull: Sposób zwolnienia na pewno był niespodzianką, bo szef fundacji Index, czyli mój szef László Bodolai, zaprosił mnie na rozmowę poza redakcją, by – jak powiedział – omówić interesy. Na miejscu błyskawicznie wręczył mi wypowiedzenie. Nie jest natomiast zaskoczeniem proces, który do tego doprowadził, bo minione tygodnie minęły pod znakiem starć, ponieważ publicznie broniłem niezależności redakcji znajdującej się pod obstrzałem.
Biznesmeni zbliżeni do kręgów rządowych są od kilku lat współwłaścicielami Indexu. Czy można było więc przewidzieć, że coś takiego się stanie?
Rzeczywiście w ostatnich latach pojawili się oligarchowie, zbliżeni do rządu ludzie interesu, którzy wkupili się do Indamedia, firmy zarządzającej wpływami reklamowymi Indexu. Dlatego redakcja była niespokojna. Dobre dwa lata temu postawiliśmy jasne warunki: musi zostać zapewniona merytoryczna niezależność redakcji i nie może mieć miejsca jakakolwiek interwencja z zewnątrz dotycząca składu zespołu. W minionych tygodniach były podejmowane próby ignorowania tego drugiego warunku – chodziło o tzw. plan reorganizacji – przeniesienia większości redakcji do zewnętrznych firm. Oznaczałoby to nasz koniec.
„Była to czerwona linia”
Kiedy ten plan został ujawniony, przesunął Pan wskazówkę publikowanego na stronie tzw. barometru niezależności Indexu z „niezależny” na „zagrożony”. Czy było to uzasadnione i mądre?
O stanie barometru zadecydowały nastroje panujące w redakcji. Czuliśmy, że jesteśmy zagrożeni. Dlatego przesunęliśmy wskazówkę barometru z zielonego pola na żółty, bo chcieliśmy przekazać silny, publiczny sygnał. Przedtem wielokrotnie mówiłem szefowi fundacji, że nie zgadzamy się z planami reorganizacji redakcji.
Czy słusznym krokiem było złożenie wypowiedzeń przez niemal całą redakcję po tym, jak został Pan zwolniony i wydawca portalu nie spełnił żądania zespołu, który domagał się przywrócenia Pana na stanowisko?
Kiedy poinformowałem zespół redakcyjny o moim zwolnieniu, prosiłem, żeby dalej pracował i bronił Indexu jako symbolu wolności prasy na Węgrzech. Ale redakcja najwyraźniej nie widziała już takiej możliwości. Taka solidarność mnie zaskoczyła i oczywiście bardzo poruszyła.
Jeden z redaktorów napisał, że mieli wybór między cichym wykrwawieniem się lub godną śmiercią. Jak Pan to skomentuje?
Dobrze sformułowane. Myślę, że redakcja odbierała sytuację tak, że w przyszłości będzie trzeba zawierać coraz więcej małych kompromisów i godzić się na ograniczenia. Musiałaby też pogodzić się ze zwolnieniem swojego redaktora naczelnego, który podniósł głos w obronie jej niezależności. Większość najwyraźniej nie chciała na to przystać. Była to dla niej czerwona linia.
Redakcja napisała w swoim oświadczeniu, że w swojej dotychczasowej formie Index przestał istnieć. Czy są jeszcze szanse uratowania portalu?
Nadal będzie istniała strona internetowa o nazwie Indeks. Ale to, co dotąd reprezentowaliśmy, nasze wartości, nasza niezależność, nasza wolność, z pewnością się skończyło.
Węgierski rząd zaprzecza, jakoby miał coś wspólnego z wydarzeniami związanymi z Indexem. Czy jest to wiarygodne?
Nie uważam, żeby moją rolą było analizowanie tego. Jedno jest pewne: po zwolnieniu mnie, prorządowe media rozpoczęły skierowaną przeciwko mnie nadzwyczaj brutalną, szkalującą mnie kampanię. Nic w niej nie odpowiada prawdzie.
Zarzucono Panu, że wykończył Pan Index z pomocą lewicowych polityków.
Przy innej okazji tak to skomentowałem: nie jestem katem, tylko ofiarą, której ścięto głowę. W końcu zostałem zwolniony i straciłem nie tylko pracę, ale też znaczącą część mojego życia. Kampania ta zawiera w sobie śmieszną i przerażającą część. Śmieszne jest to, że jakoby umówiłem się z politykami opozycji, iż zniszczymy Index. Przerażające jest opublikowanie przez prorządowy portal Origo listy moich rozmów telefonicznych i powoływanie się na nią w tej kampanii. Sprawa jest prosta: wiele lat pracowałem jako dziennikarz polityczny, znam praktycznie wszystkich węgierskich polityków, większość ma mój numer telefonu i raz po raz do mnie dzwoni. Nie mam niczego do ukrycia i każdy, kto ma do tego prawo, może zobaczyć listę moich rozmów telefonicznych. Ale przerażające jest to, że wbrew prawu ukazuje się ona na prorządowym portalu i jest użyta w skierowanej przeciwko mnie kampanii.
Czym był Index dla Węgier?
W minionych tygodniach poprosiliśmy naszych czytelników, żeby napisali, co oznacza dla nich Index. I wielu napisało, że jest to portal, po który sięgnęliby rano jako pierwszy, jeżeli chcieliby się poinformować. Wielu napisało też, że gdyby na świecie stało się coś ważnego i szukaliby tła tego wydarzenia, najpierw otworzyliby Index.
Węgierscy komentatorzy raz nazywają Index ikoną, innym razem instytucją albo stylem życia.
Tak, może tak być. Jako redakcja często czuliśmy naszą szczególną rolę. Wtedy, kiedy czytelnicy ogólnie nas pytali, co się właśnie dzieje i dlaczego. Przykładem jest koronakryzys. Konferencja prasowe węgierskiego sztabu kryzysowego śledziło na naszej stronie dziesięć razy więcej ludzi, niż na stronie rządu. Były to te same obrazy, ta sama konferencja na żywo, tylko transmitowana przez nas. Myślę, że to mówi samo za siebie.
Ustawi Pan teraz barometr Indexu na kolor czerwony – „nie jest już niezależny”?
Barometr stracił swój sens, prawie cała redakcja wypowiedziała pracę. Czy ustawimy go na kolor czerwony, czy nie, nie ma znaczenia.
Jakie ma Pan plany? Czy powstanie nowy projekt z byłymi pracownikami Indexu?
Ja osobiście mam, wynikający z umowy, sześciomiesięczny zakaz pracy w mediach. Studiuję teraz dalej prawo. Ale mam dużą nadzieję, że moje koleżanki i koledzy w dziennikarskim projekcie będą podtrzymywać wartości, jakie reprezentowaliśmy w Indexie.
Czy na Węgrzech istnieje jeszcze wolność prasy?
Jest to pytanie, na które trudno odpowiedzieć „tak“ lub „nie“. Mówię zawsze, że wolność prasy trzeba sobie wyobrazić jako pokój z uginającym się sufitem. Jeżeli sufit się obniży, niektórzy muszą się pochylić. Teraz sufit się właśnie obniżył.
*Szabolcs Dull, lat 36, studiował romanistykę i komunikację na Uniwersytecie Loránda Eötvösa w Budapeszcie. Pracował jako dziennikarz m.in. w rozgłośni publicznej Kossuth Rádió i portalach informacyjnych Origo i Index. Od 2019 r. był redaktorem naczelnym Indexu (index.hu). Teraz wznowił w Budapeszcie studia prawnicze.